EKKUSU:
Mimo, iż Twój dobytek, który przywiozłeś ze sobą na konwent coraz bardziej Ci ciążył, postanowiłeś odnaleźć stoiska z mangowym badziewiem. Już pierwszy rzut oka przekonał Cię, że w przeciwieństwie do liczby uczestników, liczba stoisk, przynjamniej na tym piętrze jest zaskakująco niska - głównie jakieś pojedyncze ławki oferujące pierdyliony wzorów przypinek z LoLa, oraz jakieś biedne koszulki. Nic ciekawego nie zwróciło Twojej uwagi.
LOSIK: Przeciśnięcie się przez schody wyraźnie pokazało pierwszy minus Centrum Konwentowego - osobę, która zaprojektowała w budynku użyteczności publicznej takie wąskie schody, należałoby wcisnąć w kłębiący się tu tłum i zostawić aby szczezła. W momencie gdy dotarłeś na piętro byłeś już cały zgrzany a elegancka reklamówka otrzymana od akredytacji była uplamiona jakimś lakierem, czy czymś podobnym. Na szczęście jej zawartość okazała się miłą niespodzianką - informator konwentowy na dobrej jakości papierze, plan Centrum Konwentowego na czymś stylizowanym mocno na pergamin, oraz... para kocich uszek na opasce. Drzwi sleeprooma oklejone były oczojebnie pomarańczowymi kartkami, na których koślawe czarne litery układały się w napis 'SLEEP ROOM POMARAŃCZOWY'. Przed drzwiami z kolei stało dwóch ponuraków w (a jakże) pomarańczowych koszulkach i podobnych do siebie szarych dresowych spodniach.
IGNACY:
Nie lubiłeś kłócić się i przepychać z bandą łibusów, jednak chyba nie było innego wyboru. Ruszyłeś po schodach, ale sama Twoja postawa musiała wzbudzić pewien respekt, gdyż pomimo pozornej ciasnoty, grzecznie ustępowano Ci drogi. Po dotarciu na drugie piętro, Twoje oczy zostały porażone feerią kolorów - a dokładnie koloru wściekłej pomarańczy - drzwi oblepione jarząco jaskrawym papierem, dwóch dresiarzy w takich samych koszulkach - i chyba ten sam typ, który chamsko wpychał się do kolejki zanim zaczęto wpuszczać ludzi i wepchnał tamtego cichego chłopaka od muffinek w błoto. Facet znowu blokował przejście, tym razem jednak zastanawiał się co zrobić z dwoma karkami pilnującymi wejścia do sleepa.
RED FEDORA:
Korzystając z okazji, że Ignacy ruszył, najpewniej w kierunku sleep rooma, poszełeś za nim. Musiał wzbudzać respekt, ponieważ ludzie na zatłoczonych schodach rozstępowali się przed nim, zaś ty skromnie idąc w jego cieniu, dotarłeś bez większych przeszkód na miejsce - i omal nie zderzyłeś się z jego plecami, gdy stanął jak wryty.
ZHEARRIMST:
Wychodząc ze sleep roomu poczułeś się nieco nieswojo. O ile sleep był niezwykle sterylny, niczym z innej planety, korytarz buzował od energii tłumu, był brudny i śmierdziało w nim coś co powinno dawno wylądować w pralce - najpewniej skarpety gdzieś z DDRki, której dźwięki zaczynały się nieść po szkole. Tu gdzie byłeś nie było żadnych interesujących stoisk - gówniane przypinki, chujowe koszulki. I ciasnota, gdyż naprawdę duża liczba ludzi bezcelowo tłoczyła się na korytarzu. Akredytacja najwyraźniej w świecie nie wyrabiała, gdyżco chwila czułeś torby i ramiona zahaczające o Ciebie w ciasnocie. Sleep room był jednak spokojniejszym miejscem...