-Ależ nalegam!-Odparła od razu Remilia, lecz została uciszona gestem przez Paranoię... Paranoię?
-Niech panienka zostawi go w spokoju. Ma swoje powody... czuję to...-Była jakaś taka... inna. Może nawet trochę współczuła temu... czemuś? Remilia jednak nie dawała za wygraną
-Może chcesz przynajmniej JEJ coś powiedzieć?-Zawołała wampirzyca... a po udzieleniu odpowiedzi na to pytanie (Które powinno być zawarte w nastepnym poście) zwołała do siebie wszystkie swoje sługi... poza Ranalcusem oczywiście.
-Jak z jakiegoś melodramatu...-Westchnęła Keine, nie będąc jakoś specjalnie zrażona tym, że jej nowa znajoma była strasznie sceptyczna i zgryźliwa. Bardziej przejęła się tym, że słońce zaczynało wschodzić za horyzontem. Wydała z siebie jęk zawodu, lekko się skuliła, i na oczach wszystkich zaczęła się przemieniać. Rogi jej zniknęła, kolor ubrania i włosów się zmienił, zmalała trochę... i tak gładko przeszła do ludzkiej formy.
-Uh... dlaczego... jestem w Netherworld?-No cóż, Kitsune w swój jakże subtelny i miły sposób musiała jej przypomnieć, kiedy, jak, i gdzie zniszczyła jej dom... i jak bardzo byłaby niezadowolona gdyby go nie naprawiła.
Po zakończeniu wywodu Ranalcus miał polecieć, jednak coś mu nie wyszło. Głównie dlatego, że tengu zdrową ręką objął go tak mocno, że ten zaczął się dusić.
-A teraz posłuchaj mnie uważnie, człowieczku...-Syknął do niego-Jeszcze raz usłyszę od ciebie coś podobnego, to tobie będzie potrzebna pomoc-Chłopak odsunął się od niego i otrzepał się. Zdjął też koszulę ze swojej "ręki", czym spowodował kolejną serię krwawienia
-Co ty wyrabiasz?!-Krzyknęła na niego kapłanka-Wykrwawisz się!
-Z szacunku dla bogów którym służysz, nie odpowiem na to pytanie-Chyba mu się coś zakręciło, bo usiadł i to dość mocno. Ściągnął z pleców swoją broń, coś w niej przekalibrował... i włożył całego "kikuta" do środka jednej z luf...
***
-Już... jestem gotowy...-To co się stało można było nazwać dwojako - albo poświęceniem, albo absolutną głupotą. Tengu uruchomił urządzenie, które dokładnie opaliło jego rękę na węgiel. Teraz nie krwawił, fakt, ale jego wyraz twarzy gdy to robił mówił sam za siebie - nie było to przyjemne... poza tym w wyrzutni coś się zepsuło. Przeszył je piorun, zawyło żałośnie, i przestało działać.
-Kitsune i... pani... weźcie ją do podnóża góry. Powiedzcie, że udało wam się ją uratować, to z pewnością dom zostanie odbudowany... jestem zmuszony wam zaufać...-Rozłożył urządzenie. Wyjął ze środka kij, na którego końcu były umieszczone kółka... shakujo.
-Sekundancie! Czas na nas!-Zawołał do... Phora. Był blady... ale chyba nie zamierzał się poddać.
-Eh, chłopcy...-Westchnęła panienka Scarlet-Znudziło mnie już patrzenie na te głupoty. Wracajmy do rezydencji...