Ciemna noc.
Pora, której Nikolaus najbardziej nie znosił. W sumie nie powinno to być zadziwiające, zważywszy, iż mieszka on w gęstwinach Lasu Magii, gdzie aż się roi od (według niego) psychopatycznych potworów. Choć jak na razie, na przestrzeni lat, spotykał jedynie grupę niezbyt inteligentnych wróżek.
Sam fakt, że śmiercionośne słońce odbiera życie innym przez swe światło (albo gorąc? W sumie sam chłopak nie był do końca pewien o czynnik powodujący wyparowanie), a noc jest na razie jedyną porą, gdzie może się poruszać bez zaryzykowania swojego życia doprowadzał, nie do paranoi, co do frustracji. Nie dość, że w poprzednim życiu był izolowany od świata, to teraz też będzie się ukrywał przed działaniem promieni słonecznych?
— Nie pozwolę na to. — powiedział.
Skąd się o tym dowiedział? Ot miał takie szczęście, iż wpadł na Marisę, która wyjaśniła całe te zamieszanie. Rezydencja jest odpowiedzialna za to? Jeśli tak, to zapłacą. Czyli wampiry są jego prawdopodobnymi przeciwnikami? Na to wygląda.
Ale trzeba przerwać ten żałosny monolog. W końcu "czas przyspiesza z biegiem lat w pewnej funkcji stałej", jak to mawiał Schopenhauer.
— Mam swą drewnianą laskę? Dobrze. Zegarek? Również. A co do moich ubrań? — mruczał pod nosem, sprawdzając czy jest dostatecznie przygotowany na niespodziewany atak, jak i na wypadek niemiłego gościa zwanego Słońcem. Obejrzał na chwilę zegarek kieszonkowy. Noc, według złotego czasomierza, jest jeszcze młoda. Cel? Dom Marisy Kirisame. Powód? Musi znaleźć najpierw jakieś pewne schronienie przed morderczym światłem. Chociaż gałęzie lasu skutecznie broniły przed Słońcem, to jednak nie może ryzykować. Przecież jakieś gałązki mogą się złamać lub, co gorsza, zaatakuje go jakieś bydle.
Wtem chłopak skierował się ku posiadłości Kirisame, starając się iść najbezpieczniejszym szlakiem. Wziął ze sobą przy okazji kilka liści oraz dwa kamienie w razie, jakby światło księżyca nie było dostatecznie jasne i można było zrobić pochodnię. Rzeczy te były schowane w kieszeni. W momencie wejścia do mrocznego buszu, jego zmysły stały się nad wyraz wrażliwe na wszelkie dźwięki i ruchy gałęzi. Jako że nikt nie ma cienia, będzie spora trudność z rozpoznawaniem czy ktoś idzie za nim, więc nerwowo oglądał się po wszystkich kierunkach. Często również sprawdzał kieszenie, w przypadku jakby przedmioty te wypadły, choć nie powinien mieć dziur w ubraniach (przynajmniej tak myślał).
...
— Czyżbym oszalał? — zapytał siebie samego.