News Obecnie jest problem z emailami aktywacyjnymi, dla kont, które jako adres email mają ustawiony @gmail.com.
Jeśli takowy mail nie doszedł pomimo kilku prób (nie trafił do folderu spam), prosimy o jego zmianę, bądź informację na IRC.

Małyszeq

  • Green Eyed Invidia
  • Biedna Kapłanka!
  • Midorime no Jealousy
  • Posts: 1,486
Oriental Phantasmic Spiriting Away
« on May 21st, 2012, 10:04 PM »
Zapewne wielu z Was zastanawia się dlaczego "Anon w Gensokyo" nie jest kontynuowany. Cóż, jest wiele powodów, ale najważniejszy to ten, iż wydanie "Symposium of Post-mysticism" namieszało zbyt wiele, aby był jakikolwiek sens w pisaniu kontynuacji. Wobec tego chciałbym ogłosić rozpoczęcie czegoś czemu nie zagrozi los przerwania. Oto "Oriental Phantasmic Spiriting Away". Nie będzie tu możliwości wyboru - kto chce, ten czyta. Kto nie chce, nie musi. Projekt jednak zyskał aprobatę m.in. Kretona, Maluetara i Herubima, wobec czego - let the game begin. Wszelkie komentarze, feedback itp - umieszczać w temacie, w momencie kolejnej publikacji, będą przenoszone. A kiedy kolejna część? Nie określam sobie teraz terminu, ale zaczynam pisać już jutro xD.


ORIENTAL PHANTASMIC SPIRITING AWAY


I: KONWENT


Po ciasnych korytarzach, zawalonych śpiworami i torbami, pomimo późnej godziny przewijały się tłumy ludzi. Dla zwykłego człowieka z zewnątrz, osoby przebywające w tym miejscu eksponowały co najmniej ekscentryczne zachowania, rodzaj ubioru i styl wypowiedzi. Tutaj dwie młodziutkie piętnastolatki w sztucznych kocich uszach. Tam z kolei piękna, wysoka dziewczyna w stroju pokojówki. Spocony, pryszczaty okularnik z papierową tabliczką, na której nabazgrano długopisem „FREE HUG” próbował przytulić się do drobnej chudej dziewczyny w kasztanowych, kręconych włosach. Jednak oni wszyscy posiadali jeden wspólny cel, który łączył ich w tym oto miejscu i czasie. Był to KONWENT – masowa impreza, która teoretycznie miała za zadanie promować kulturę japońską, w praktyce zaś jednak sprowadzała się do integrowania  pewnej subkultury, której przedstawiciele w życiu codziennym, w większości byli nieprzystosowanymi do świata odludkami, zaczytującymi się w japońskich komiksach, bądź zagrywającymi w gry z rodzaju „visual novel”. Oznaczało to też wszechobecny pisk młodych dziewczynek, dochodzący z sali o nazwie „Yaoi Room”, hałas porównywalny z poziomem decybeli we wnętrzu pracującego odkurzacza i smród setek przepoconych koszulek bądź nieobutych stóp, skutecznie blokujący wejścia do niektórych sal szkolnych (konwent oczywiście, zgodnie ze standardami fandomu polskiego, odbywał się w wynajętej szkole) zaadaptowanych na sale tematyczne, bądź sypialne. Historia spisana tutaj, rozpoczęła się w mieście znanym jako Lublin, ale zakończyć się miała zupełnie gdzie indziej i na zawsze połączyć ze sobą losy kilku osób, które przebywały o tej porze w sali, której nazwa – „Touhou.pl Sleep Room” widniała na białej karteczce, ozdobiona pospiesznie naszkicowanymi wizerunkami kilku łypiących oczu. Pomimo chaosu i zgiełku panującego wokół, to miejsce sprawiało wrażenie cichego i spokojnego sanktuarium, a spoza zamkniętych drzwi nie dochodziły praktycznie żadne odgłosy. Zanim jednak tam zajrzymy, opuśćmy to hałaśliwe i nieprzyjemne dla nieprzyzwyczajonego człowieka miejsce i udajmy się spacerkiem po zdumiewająco uroczych uliczkach Lublina, w kierunku pobliskiej „Biedronki”. Stamtąd bowiem wracał właśnie jeden z bohaterów tej historii, znany w światku fandomowym jako Kreton. Oliwkowa czapka z daszkiem, zawadiacko narzucona na głowę i maska przeciwpyłowa tworzyły dziwną kompozycję z czarną koszulką na której nadrukowane były postacie małych, rysunkowych dziewczynek w śmiesznych czapkach. Czarne spodenki „Puma” dopełniały wizerunku. Noc była dość parna, zaś dwie torby wypełnione jedzeniem, które Kreton niósł w kierunku szkoły konwentowej, co jakiś czas obijały się mu o kolana i okręcały. Te niedogodności jednak nie zrażały go, gdyż raźnym krokiem, nie odpowiadając na zaczepki miejscowych leniwych dresiarzy, wkroczył na teren szkoły, i ruchem brody wskazał ochronie identyfikator dyndający na koszulce. Dwóch masywnych ponuraków przepuściło go, po czym zajęło się próbami odparcia ataku ze strony nietrzeźwego osiłka, który próbował się przedrzeć na teren konwentu, śledząc śliczną blondynkę w mini.
Tymczasem Kreton nie niepokojony przez nikogo, minął stoisko akredytacji, przywitał się z kilkoma osobami i pomyślał z nieukrywanym wstrętem o dwóch piętrach, które miał do pokonania. Zaledwie jednak z westchnieniem pokonał pierwsze kilka stopni, wyrosła przed nim masywna postać Herubima, określanego też czasem jako Technoviking.
- Daj, bo Ci łapy zaraz odpadną – przypuszczalny potomek wikinga uwolnił Kretona od ciężaru jednej z foliowych siatek i razem poczłapali na drugie piętro. Tam, w głębi korytarza, skąpo oświetlonego starymi jarzeniówkami, znajdował się „Touhou.pl Sleep Room” – sala sypialna, w której załoga redakcyjna portalu i ich sympatycy, wspólnie spędzali czas konwentu, przechowywali swoje rzeczy, oraz oczywiście nocowali (chociaż nie wszyscy). Kreton otworzył drzwi i omal nie zderzył się z Tami – drobną, uroczą dziewczyną, jedną z niewielu przedstawicielek płci pięknej, a w tym wypadku nawet bardziej pięknej, które interesowały się grami z serii Touhou; propagowanie tego rodzaju rozrywki wśród fandomu kultury japońskiej należało do głównych zadań ekipy.
- O, jesteś! – uśmiechnęła się – Malu myślał już, że trzeba będzie wysyłać misję ratunkową.
Kreton przepchnął się obok niej, po czym musiała się cofnąć aby wpuścić do sali o wiele masywniejszego niż ona Herubima. Z imponującą jasną brodą, oraz krótko ostrzyżonymi włosami wyglądał rzeczywiście na nordyckiego wojownika z mitów, który jakimś cudem usiłuje przystosować się do współczesnej rzeczywistości. Reklamówki z żywnością wylądowały na pustej, ławce w kącie. Kreton zabrał się do ich wypakowywania, podczas gdy Herubim opuścił salę rzucając krótkie: „Idę pomóc Mevowi”. Nikt z obecnych nie zwrócił nań uwagi, czekając na otrzymanie zamówionego jedzenia, picia i przekąsek.
- Dwa duże Liptony, kabanosy i solone chipsy. Czyje to było? Małysza? – spytał chłopak rozglądając się po sali.
- Już, już – niewysoki, długowłosy i blady wyrostek wstał od stołu, gdzie grał właśnie w karty. Spojrzał na zakupy i skrzywił się.
- Nie było zwykłego zielonego Liptona?
- Nie, tylko cytrynowy zielony. Nie marudź, tylko ciesz się, że kupiłem, bo w Biedronce nie było.
Wyrostek wzruszył ramionami i ustawił zapasy przy zielonym śpiworze, po czym ze słowami „Dobra, Archi, jedziesz” wrócił do gry. Kreton tymczasem wrócił do rozdawania zawartości toreb, rzucił Tami paczkę ciastek i herbaty, po czym machnął ręką.
- Sami se rozpakujcie, ja muszę dokończyć panel.
Chłopak zdjął z ulgą maskę przeciwpyłową i czapkę, po czym usadowił się na swoim śpiworze i odpalił laptopa. Wokół stolika zebrało się kilku ludzi, i w mgnieniu oka jedynym śladem po zakupach pozostały dwie reklamóweczki.
- Smoku, rzuć moje krakersy – zawołał Archi, nadal grający z Małyszem w karty i obmyślający właśnie strategię na niezwykle irytujące zagrywki oponenta.
Blondyn, do którego skierowane było pytanie, rzucił mu pytające spojrzenie.
- Archi, tu nie ma żadnych krakersów. Są tylko jakieś samotne paluszki z sezamem.
- Kreton, kupiłeś w ogóle? – zwrócił się do stukającego w klawiaturę Kretona.
Zagadnięty podniósł głowę.
- Co? A, nie, nie było. Wziąłem Ci paluszki jakieś. Co za różnica?
- Właściwie to żadna... – mruknął smętnie Archi, po czym z westchnieniem zabrał przekąskę i zaczął chrupać ze złością, gdy Małysz triumfalnie rzucił kartę „Time Limit” ostatecznie kończąc rozgrywkę.
- Powinno się zbanować z rozgrywek tę talię, wiesz? – rzucił do Małysza, który flegmatycznie pozbierał swoje karty i nalewał właśnie mrożonej herbaty do kubeczka. – Może mi jeszcze powiesz, że zamierzasz z nią wystąpić w jutrzejszym turnieju?
- Nie wiem dokładnie na jakich zasadach będzie to wyglądało. Matherikus jakoś mętnie to tłumaczył. Jak dojedzie na miejsce, to wszystko powie. Poza tym wiem czego się spodziewać po niektórych uczestnikach i mogę przemyśleć, czym ich skontrować. Ta talia jest przydatna, ale przeciwko talii Ariku jest zupełnie bezużyteczna, więc mam kilka asów w rękawie – podjął rozmowę chłopak.
Archi nie podejmował więcej tematu, tylko wlał sobie do kubeczka Małyszowego „Liptona” i delektował się cytrynowym smakiem.
- Otwórz ktoś okno, bo się ugotujemy. Nie będę się rozbierała bardziej niż jestem teraz – jęknęła Tami wachlując się mapką szkoły.
- Mogę jedno otworzyć na oścież, ale reszty się nie da, już próbowałem.
Smoku podniósł się z krzesła, na którym siedział i czytał rozkład atrakcji. Wysłużona drewniana futryna zaskrzypiała a zawiasy zazgrzytały, ale okno udało się otworzyć. Do sali wpadł tropikalny wręcz upał.
- To lato mnie wykończy. Jest tak gorąco, jak nigdy – mruknął Małysz nalewając sobie kolejny pełny kubek i z żalem spoglądając na szybko ubywającą zawartość butelki.
– Człowiek zapomina, że żyjemy w strefie umiarkowanej – dodał, po czym zagulgotał głośno.
Drzwi do sali gwałtownie się otworzyły i do środka zajrzał przystojny, szczupły okularnik.
- Jest Kreton?
- Jestem, jestem. Malu, Twoje żarcie ma Tami.
Malu wsunął się i zamknął za sobą drzwi, krzywiąc się z dezaprobatą, gdy usłyszał pisk dwóch biegnących dziewczyn.
- Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, że ten fandom rakowacieje. Co my tu w ogóle robimy?
- Ja prowadzę panele i konkursy, żeby propagować Touhou i wycinam chore miejsca. Ty też, ale do tego marudzisz – stwierdził pogodnie Małysz, wystawiając się na podmuchy wiatru zza okna.
- Ale ja nie mówię ogółem, tylko o naszym fandomie. Widziałem na schodach jakąś młodą w cosplayu Shizuhy, a jak zobaczyła moją koszulkę, to zapytała, czy to ja jestem tym gościem od gier DżejDżeja.
- W takim razie, to nie był cosplay Shizuhy, tylko Szizuli. A sam wiesz, że to spora różnica – odparł Małysz.
- Taaa, taka sama jak między Cirno, a Kirno – wtrącił Kreton, nie podnosząc nawet głowy.
Kondycja środowiska fanowskiego, w szczególności w sprawach dotyczących Touhou, była zawsze przedmiotem zażartych dyskusji między Malu i Małyszem.
- W każdym razie, od tego chyba tutaj jesteśmy. Czasem czuję się jak nauczyciel – kontynuował Małysz.
- Co Ty nie powiesz? Dziewięciogodzinny panel o Touhou, anyone? – rzucił sarkastycznie jego rozmówca.
- Tylko na własne życzenie się tak tyrasz. W PZTA powitali by Cię z otwartymi ramionami – nie przestawał Małysz.
- Robię to, bo lubię dzielić się swoją wiedzą z innymi – odciął się Maluetar.
- Dobra, skończcie flejmować – załagodził Smoku. – Małysz, rzuć kabanosa, co?
Chłopak otworzył paczkę i rzucił suchą kiełbaskę Smokowi.
Malu potarł spocone czoło.
- Chujowo i duszno. A, właśnie, wysłałeś? – zwrócił się do Kretona.
- Mhm – mruknął tamten.
- Jutro wieczorem się sprawdzi co wypadło. Jak dobrze pójdzie to będzie flaszeczka, nie?
- Statystycznie szansa na kwotę wystarczającą na flaszeczkę, to 1:51 – rzucił Małysz rozkładając się wygodnie na śpiworze. – Poza tym ja nie piję...
- A co, chcesz dzielić 20 złotych na 8 osób?
- Dobra, nieważne, wyjebane. Kreton, przywiozłeś JAVy?
- Mam, później puszczę, dajcie mi w końcu w spokoju dokończyć panel – rozzłościł się Kreton.
Po tym stwierdzeniu atmosfera nieco się rozluźniła. Do sali zajrzał nagle jeden z organizatorów konwentu.
- Wy jesteście Touhou.pl, tak? Kto tu jest odpowiedzialny za rooma?
- Ja – Malu podszedł do VIPa. – O co chodzi?
- Bo jest sprawa... dopiero piątek, a sleepy zbiorowe są już pełne i w dodatku głośne, a kilka osób chciałoby się przespać w ciszy i spokoju. U Was zawsze jest się jak wyspać, to może znalazłoby się miejsce dla kilku randomów?
Malu podrapał się po ramieniu.
- W sumie, tam pod ławkami będzie jeszcze miejsce na kilka śpiworów. Tylko nie zwalajcie nam tutaj połowy sali, a będzie dobrze.
Młody chłopak skinął głową i zniknął na korytarzu, który mimo późnej pory był nadal nadspodziewanie hałaśliwy.
Kreton zakończył stukanie i zamknął swojego laptopa.
- To kto w końcu składał się na kupon? Ja, Małysz, Maluetar, Tami... kto tam jeszcze?
- Ja, Smoku, Ariku i Herubim – dokończył Archi kończąc paluszki i zwijając pustą paczkę.
- No to rzeczywiście widzę jak flaszkę kupujemy na osiem... – sarknął Kreton
- Siedem – poprawił go Małysz, przeglądający swoje karty.
- ...na siedem osób – dokończył.
- A nie sześć? Ty podobno nie pijesz już – spytał Malu
- No, trochę z Wami chyba mogę się napić. Nie mam zamiaru się najebać, a to różnica – wyjaśnił Kreton.
Spojrzenie Maluetara wyrażało wątpliwość, jednak poniechał tematu.
- Ej, gdzie jest czajnik? Mam te zupki na sucho wpierdalać? – rozległo się oburzone wołanie z kąta zasłoniętego kilkoma tobołami, po czym pojawił się tułów zaspanego młodego człowieka z lekkim zarostem, w ciemnej koszulce z czerwonowłosą kocią dziewczynką.
- Czajnik? Dżizas, nie wiem... ktoś miał przywieźć, ale chyba jeszcze nie mamy czajnika. – Małysz zaczął rozglądać się po zagraconej sali, jednak bagaże dwudziestu osób (miało ich tu być jeszcze co najmniej drugie tyle) nie pozwalały stwierdzić, czy gdzieś znajduje się czajnik, czy też wrzątek stanie się towarem sprzedawanym w „Touhou Sleepie” na kartki. W końcu wygrzebał białe pudełko i postawił poszukiwane urządzenie na jednej z ławek.
Drzwi od sali otworzyły się nagle i do środka bez uprzedzenia wbiło się kilkuosobowe stadko z mnóstwem bagaży. Maluetar chciał już zaprotestować, ale zobaczył organizatora, z którym wcześniej rozmawiał i zaniechał interwencji. Jedna twarz wydała mu się dziwnie znajoma. Jasne loczki i mnóstwo przypinek z małą blond dziewczynką...
- Sulejman?
- No hej – chłopak nazwany Sulejmanem bezceremonialnie rzucił swoje torby w wolny kąt i wypakował dmuchany materac.
- A Ty nie miałeś być dopiero jutro?
- Wiesz, nudziło mi się i tak pomyślałem, ze jak Archi jest, to warto by wpaść – mruknął charakterystycznym dla siebie, monotonnym głosem.
Archi natychmiast podniósł się z krzesła.
- Nie mam nic przy sobie, Sulej. Nie będzie podróży do Gensokyo.
- Aaa... no nic. Małysz, przetestujesz moją talię z Flancią?
- Chętnie. Archi, puścisz Suleja?
Zagadnięty zebrał swoje karty ze stołu, zgrabnym rzutem wyrzucił pustą paczkę po paluszkach do kosza i podszedł bezczelnie wpatrywać się w ekran Kretonowego laptopa. Tymczasem grupka nowoprzybyłych z mieszaniną ciekawości i zażenowania obserwowała Maluetara grającego w coś na laptopie, Tami wpatrującą mu się w monitor i zarośniętego chłopaka szykującego zupkę chińską. W końcu Smoku obserwujący krytycznie wydarzenia, zlitował się nad nimi.
- Rzućcie bagaże tam pod ławkami i zróbcie sobie miejsca do spania, póki jeszcze są wolne. Widać, że pierwszy raz na konwencie...
Randomy niechętnie, jakby bojąc się, że ktoś zabierze im rzeczy i wywali na korytarz, spełniły polecenie Smoka i skupiły się we własną gromadkę, jak na komendę wyjmując plany atrakcji. Nie uszło to uwagi Małysza.
- Ej, koledzy – zawołał. Jeden z nich zwrócił wzrok w jego stronę.
- Tak?
- Chcecie zrobić sobie z nami wieczorny seans filmowy? Nigdzie indziej tego nie obejrzycie... – uśmiechnął się do nich szeroko. – Pointegrujecie się z nami, poznamy się bliżej.
- Widzę co tam robisz – rzuciła Tami znad ramienia Maluetara.
- Pewnie. A co puścicie? – zainteresował się młody chłopak w koszulce z napisem „I Love Ponies”
- Maraton „Touhou Cosplay Festival”! – zawołał, po czym zerwał się z krzesła i zatańczył karykaturalną parodię tańca Ricka Astleya. Niestety dla nich, nie zrozumieli...
- Małysz, wracaj do gry – poprosił Sulejman.
- Mhm. Nie wiem tylko po co, skoro już przegrywasz...

Tymczasem w zupełnie innym miejscu szkoły, Herubim Technoviking przyglądał się towarowi wykładanemu na stoiskach przez wystawców.
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #1, on May 27th, 2012, 08:06 PM »Last edited on June 7th, 2012, 10:33 PM by Małyszeq
- No siema, Mev. Mają coś dobrego? – zapytał postawnego, sapiącego jak miech kowalski przy ciężkich pudłach, młodego mężczyznę.
- A kiedykolwiek mieli coś dobrego? Wszystko lipa, lecą na ilość, a nie na jakość. Popatrz tylko na te kilka figurek, co sprzedają. Malowanie, wykonanie... Muszą ciąć jakość, żeby wyjść na swoje przy takich obrotach jakie są – rozmówca Herubima otwierał kartony i wyjmował sprowadzone bezpośrednio z Japonii towary, na które ostatnio był spory popyt.
- Zresztą – dokończył – gdyby nie to, że udało mi się trafić na kilka portali, z którymi teraz się dobrze ugaduję, też miałbym problemy. Prawdziwą zmorą są teraz nie koszty sprowadzania stuffu, a to, że ewentualni kolekcjonerzy, których i tak mamy strasznie mało, zadowalają się byle gównem za pół ceny – machnął ręką w stronę pozostałych stoisk. Herubim nie przerywał mu; bez słowa pomagał rozstawić stoisko YumeHime – jednego z najbardziej sprawdzonych i wiarygodnych sklepów ściągających towar bezpośrednio z Japonii. Touhou.pl nawiązało z Mevem mocną nić współpracy, ponieważ jego sklep dostarczał im rzeczy trudno dostępnych w Polsce, zaś oni napędzali koniunkturę, a czasem nawet przysyłali nowych klientów.
- Popilnujesz mi stanowiska? Muszę skoczyć jeszcze po bagaże do samochodu, się zmachałem jak sam skurwysyn...
Technoviking skinął głową i oparł się o zawaloną sprzętem ławkę, po czym z uznaniem obejrzał kilka nowych figurek i artbooków. Mev zaś zniknął. Po dłuższej chwili, cały czerwony, wrócił z dwiema olbrzymimi torbami podróżnymi. Rzucił je ciężko na podłogę dużej sali, w której w tym roku rozlokowano wszystkich handlarzy i wydawnictwa.
- Ja pierdolę, ale upał. O tej godzinie w dodatku... – puszka coli syknęła cicho, i dały się słyszeć odgłosy rytmicznego przełykania. Herubim uznał, że nie ma tutaj w zasadzie nic do roboty i chciał wrócić na górę, jednak usłyszał „Czekaj”. Odwrócił się do Meva.
- Mam pytanie. Czy prowadzisz ten panel o figurkach w ogóle, czy zrezygnowałeś jednak?
- Myślę, że poprowadzę. W sumie zwrot wejściówki mielibyśmy z chłopakami za samo „Spotkanie z redakcją Touhou.pl”, ale jak mam się nudzić na konwencie, a potem słuchać pierdolenia Kretona, że nic nie robię, a Malu przez dziewięć godzin się produkuje, to już wolę jednak to poprowadzić. To tylko godzina.
- Aha. To słuchaj, wiesz o czym wspomnieć na panelu, prawda? Tylko tak, żeby nie było oskarżeń o kryptoreklamę.
- Nie ma problemu. Jak trafię na jakieś nowomyszy, to tym bardziej skieruję ich tutaj.
- Spoko. Aha, ja jednak śpię w sleepie dla wystawców. Jak zobaczysz gdzieś Krissa, to go opierdol i przyślij do mnie. Nie odbiera telefonu, nie wiem czy w ogóle przyjechał. W kulki sobie leci...
- Wiesz, mógłbym na tym panelu wypunktować te wszystkie koreańskie podróby, które nam tutaj wciskają, oczywiście bez nazwisk. Albo zajmę się statusem prawnym wystawców na konwentach. Zobaczysz jak połowa spierdoli w dwie pierwsze godziny konwentu – zaproponował.
- Jak chcesz. Popieram ten plan – uśmiechnął się Mev i poczęstował go colą. Przez chwilę Herubim delektował się chłodnym napojem, po czym oddał puszkę.
- Hayato będzie? – spytał, odchodząc od rozłożonego stoiska.
- Nie – rzucił krótko wystawca i wysączył resztę, po czym zgniótł aluminiowy pojemniczek w ręku.
Zamyślony wiking szedł przez korytarze, mijając nieznajome w większości twarze. Organizatorzy musieli dać sobie radę z większą niż przewidywano liczbą osób, które zjechały na ostatni konwent sezonu letniego. W dodatku ten był 3-dniowy, w przeciwieństwie do większości zwyczajowych imprez tego typu. Spora część ludzi miała przyjechać dopiero w sobotę, tymczasem był piątkowy wieczór, niedługo północ, jak wskazywał wiszący na ścianie zegar – a już odczuwało się tłok i zaduch. Wysoka temperatura i wilgotność powietrza wcale nie ułatwiały utrzymania się w dobrym nastroju. Pozostało mieć tylko nadzieję, że orgowie nie spaprają niczego, gdyż to mogłoby rzutować negatywnie na współpracę zawartą między grupą Touhou.pl a nimi. Tak jak poprzednia, która zdecydowała się na współpracę z monopolizującą konwenty ekipą twórców atrakcji – i od tego czasu, niczym za sprawą klątwy organizowane przez nich eventy zaczęły mieć problemy, poczynając od kłopotów ze znalezieniem szkół do wynajęcia, po niezdarnych helperów i wiele innych). Nie był to w dodatku żaden sabotaż, o co niektórzy mogli oskarżać grupę Kretona. Więc były to...
- Czary, kurwa. Albo karma. – pomyślał Herubim i humor nieco mu się polepszył – co jednak nie zmieniło faktu, że już od pół godziny burczało mu w brzuchu. W związku z tym, z hukiem otworzył sleepa, i krokiem zdobywcy, z wiatrem zza okna dumnie rozwiewającym brodę, wbił do środka. Przeciąg zatrzasnął otwarte drzwi co dodało tylko do epickości jego wejścia. Zanim jednak zdążył przetrząsnąć całą salę w poszukiwaniu pożywienia, niczym północny wiatr, Kreton zapisał swoją pracę i odłożył laptopa.
- Heru, Twoje konserwy leżą na ławce.
- O, zajebiście. Teraz wtedy wybaczcie, ja muszę zbudować sobie... – w tym momencie jego wzrok padł na rozluźnionych randomów okupujących wolne miejsca pod ławkami.
- Co to jest? – wskazał palcem na rozwalone bagaże młodych.
- Jakieś randomy – odezwał się Sulejman, kończący właśnie rozgrywkę z Małyszem.
- No widzę, kurwa! A gdzie ja mam zrobić sobie Twierdzę Technovikinga?! Gdzie zacumuję drakkar?!
- Podwiesisz pod sufitem – doradził życzliwie zarośnięty chłopak od zupki chińskiej, podchodząc do Kretona z naręczem kabli. Ten rzucił mu pytające spojrzenie.
- Czekaj, Ciebie nie kojarzę. Ty jesteś...
- Ariku.
- Aha, właśnie. Co chciałeś?
- Małysz mówił, że będziesz puszczał jakieś filmy. Możemy podłączyć projektor do lapa i jebnąć film na tablicę. Tutaj mają taką opuszczaną do wyświetlania slajdów.
- A nie czekamy na resztę? – Kreton spojrzał pytająco na Małysza. Ten wzruszył ramionami.
- Po co? Pokaż Ariku, które filmy ma odpalić i puszczaj. Obejrzymy i trochę się kimniemy. Malu, Ty masz panel pierwszy jutro rano, tak?
Maluetar grający teraz z Tami na jednym laptopie, kiwnął tylko głową, jednak ta chwila dekoncentracji wystarczyła, aby przegrał.
- Pierdolę, nie gram z Tobą. Im więcej, tym gorszy się robię.
Tami uśmiechnęła się tylko, po czym wlała wody z wbudowanego w ścianę zlewu do czajniczka.
- Ktoś będzie pił herbatę czy kawę?
- Mi możesz zrobić herbatę – rzucił Małysz. - Piscilli też - dodał po chwili na widok blondynki z mokrymi włosami, wchodzącej właśnie do sali.
- No, to mi też zrób – poprosił Herubim smarujący chleb grubą prawie na palec warstwą pasztetu.
- I dla mnie – podstawił kubek Smoku.
- Ej, ale potem zgasimy światło na trochę, bo komary powlatują, okej? – poprosił Małysz, układający dla siebie i dziewczyny nazwanej Piscillą coś w rodzaju legowiska na złożonych kocach i śpiworach.
- W taki upał? Komary? No chyba nie – pokręcił głową Archi, który dotąd obserwował zmagania Małysza i Sulejmana w pojedynku między nimi dwoma.
Drzwi się otworzyły i do środka weszła całkiem spora grupa ludzi. Obecni w sali natychmiast oderwali się od swoich zajęć i zaczęli się witać ze starymi znajomymi, niekiedy nie widzianymi od roku. Klasę wypełniły radosne okrzyki.
- MEDUZ!
- MAŁYSZ! JOOOOOŁŁ!
- NO SIEMA KRETON! CO TAM JAK TAM!
- CZEŚĆ KOTORKA!
- NO HEJ, MAYUKI!
I mnóstwo podobnych. Tami zalała przygotowane kubki z herbatą, Maluetar tymczasem spisywał listę obecności do przekazania organizatorom konwentu. Zrobiło się wprawdzie dość ciasno, ale atmosfera zdecydowanie usuwała w cień niedogodności związane z ograniczoną przestrzenią i temperaturą.
- Dobrze trafiliście. Kreton, zapuszczaj seans – zatarł ręce Małysz układając się wygodnie ze swoim napojem.
- A co będzie? – zapytał jeden z przybyłych.
- A co zwykle oglądamy wieczorem na konach? – Kreton skończył manipulować przy rzutniku.
- Eee, znowu Boku no Pico? – dał się słyszeć jęk dezaprobaty.
- Nie, Touhou Cosplay Festival – chłopak zgasił światła w sali i wrócił na swoje miejsce.
Przez pierwsze minuty było spokojnie. Załoga portalu, wiedząc czego się spodziewać, przynajmniej w większości, żartowała, pokazując palcem na średnio atrakcyjną Japonkę i komentując rozmiary jej biustu. Zaś jej wymowne ruchy wkrótce uprzytomniły wszystkim co to za film i jak będzie się odbywał. Młodzi konwentowicze czerwoni na twarzach próbowali oderwać wzrok od akcji wyświetlanej przez rzutnik.
- Suzushii, ty jesteś jeszcze shota, za drzwi – stwierdził Małysz do młodego chłopaka, bardzo podobnego do Sulejmana, który zdegustowany oglądał sceny przed nim.
- A oni to mogą? – Suzushii wskazał na stłoczoną pod ławkami grupkę.
- Przyszli na własne ryzyko, nie? Poza tym jak są tutaj to oglądają to co my, hihihi.
W końcu Sulejman zlitował się i wyłączył laptopa. Po sali poniosły się okrzyki oburzenia.
- Ej, kurwa no! Włączaj tego lapka!
- A potem ścigną was za deprawowanie młodych. Widzieliście to już kilka razy, a ja nie mam zamiaru oglądać mojej kochanej Flanci w jakimś porno; odpuśćcie sobie może, co? – zniesmaczony chłopak zapalił światło.
Pomruki niezadowolenia stopniowo ucichły i wszystko wróciło do poprzedniego rytmu. Dwóch chłopaków wyjęło przenośne konsole i zaczęli grać ze sobą, Małysz wdał się z Archim i Ariku w dyskusję o mechanice kwantowej, zaś Herubim poczuwszy, że trzeba zaspokoić kolejny głód, zjadł konserwę, która w planach miała mu starczyć za zapasy na jutrzejszy dzień.
- Kreton, będziesz szedł jutro do sklepu gdzieś?
- Nie wiem, a co? – odezwał się zapytany, przypatrujący się grającym na konsolach konwentowiczom.
- Konserwy mi się kończą – wyznał bezwstydnie Herubim.
- Ja pierdolę...

Jak to zwykle bywa przy dobrej zabawie, godziny leciały wartko. Nie wiadomo kiedy to się stało, ale powoli cichły odgłosy zabaw na korytarzach, gasły światła w klasach i salach. Jedynie odgłosy świerszczy uskuteczniających nocne concerto, przemieszane z warkotem przejeżdżających niekiedy samochodów zagłuszały ten idealny obrazek. Wydawało się, że jest to po prostu jedna z wielu nocy konwentowych. Tymczasem jednak, w miejscu tak bliskim jak odległość atomu, a zarazem tak dalekim, jak krańce Wszechświata, w czerni utkanej ze światła i ciemności, z snów i rzeczywistości, oczy otworzyła zamyślona kobieta. Jej blond włosy spływały lokami na ramiona spod jasnego, staroświeckiego czepka, świecąc światłem, niczym odbitym od słońca – mimo iż wszystko wokół było jedynie czernią. Obfita suknia z ciężkich materiałów, tkana w dziwne symbole lekko poruszała się, wzdymana niewidocznymi podmuchami. U jej boku w podobnej pozycji siedziała młoda, jasnowłosa dziewczyna o ostrych rysach twarzy, również w wymyślnych szatach, lecz o innym kroju i w innych barwach. Od tamtej różniła się też tym, że spod jej ubrań wystawało 9 lśniących, jak włosy jej towarzyszki, lisich ogonów. Gdyby wpatrzeć się w jej oczy, rzeczywiście można by dostrzec podobieństwo do dzikiego zwierzęcia.
- Ran, karera wa watashi o nayamaseru... – złotowłosa kobieta nie zwracając głowy w stronę dziewczyny, zmieniła pozycję i niczym magik, demonstrujący sztuczkę, zmaterializowała w dłoni niewielki wachlarz, którym leniwie ruszała teraz w przód i w tył.
- Hai, Yukari-sama – tamta skinęła głową, przy okazji ujawniając lisie uszy ukryte wśród włosów pod obszerną czapką.
- Karera ni hoshii mono o agemasen ka?
- Hai, Yukari-sama...
Kobieta nazwana “Yukari-sama” uśmiechnęła się niepokojąco do swoich myśli, po czym przymknęła znów oczy...

Zostawmy jednak to ponure i nierzeczywiste miejsce i przeskoczmy w czasie o kilka godzin do przodu, gdy pierwsze promienie słońca wpadają już przez okna szkoły i największe ranne ptaszki budzą się do życia, a reszta chrapie w bezmyślnym stuporze, odsypiając ekscesy poprzedniego wieczoru. Nie inaczej jest w znanej nam już sali, w której asynchronicznie rozbrzmiewają teraz odgłosy gry komputerowej na laptopie, oraz pochrapywanie, chrząkanie i okresowe przecinki na „K”, ewentualnie wulgarne określenia stosunku płciowego na „P”.
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #2, on June 7th, 2012, 10:31 PM »Last edited on June 17th, 2012, 12:06 PM by Małyszeq
Małysz wyłączył grę i ze złością zatrzasnął laptopa.
- Pierdolę to – warknął do patrzącego nań z dezaprobatą, rozbudzonego Maluetara. – Niebieskie na niebieskim wśród niebieskiego. Kurwa...
Ten pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Co, Mystic Square?
- Taa. Mam w dupie tę część, nie gram, niech ZUN sobie ją wsadzi w poprzek – wściekał się chłopak.
- Pamiętam ten ból. Ale nie musiałeś nas budzić przy okazji – Malu chciał wycofać się z powrotem na ławkę, na której wypoczywał, ale nagle zreflektował się.
- Która to jest godzina?
Małysz zerknął na wyświetlacz leżącej obok komórki.
- Wpół do dziewiątej.
Pytający zerwał się na nogi.
- Kurwa, ja mam za pół godziny panel. Muszę się ogarnąć.
Próbując nie podeptać ludzi, Maluetar wykonywał ruchy przypominające tai chi wykonywane przez pijanego żurawia o poranku. Jego wrodzona zręczność i refleks nie przydały mu się jednak na wiele i już po chwili dało się słyszeć głośne „MALU, KURWA!” wypowiedziane przez podeptanego Archiego – młodego, genialnego chemika, dziwnym trafem stanowiącego zaplecze intelektualne tej grupy. Winowajca jednak nie miał zamiaru nikogo przepraszać; zamiast tego miotał się pospiesznie, rozkręcając kable i sprzęty stojące w lekkim bałaganie na ławkach.
Lekkie zamieszanie i głośne rozmowy rozbudziły część jeszcze śpiących, co wywołało efekt śnieżnej kuli i wkrótce wszyscy w sali zgodnie uznali, że wstawanie o tej porze jest nienajlepszym pomysłem. Niektórzy dość głośno dawali temu wyraz, przynajmniej dopóki nie rozszedł się zapach świeżej kawy i herbaty, które przyrządzała ludziom Tami. Pomimo wczesnej godziny, zza okien dobiegały piski i śmiechy. Widoczna też była spora kolejka maruderów, którzy przyjechali dopiero teraz i tłoczyli się przy wejściu, gdyż akredytacja nie nadążała z rosnącym tłumem. Co było zresztą standardem na większości konwentów...
- Małysz, Ty idziesz na mój panel? – zapytał Maluetar wlewając siebie w pośpiechu gorącą herbatę. Tamten pokręcił głową.
- Mogę pójść na max godzinkę, a potem mamy „Spotkanie z administracją”, zaraz potem turniej Matherikusa... No... nie wyrobię, wolę przez ten czas popracować trochę nad swoim panelem na wieczór i przygotować się do turnieju.
- No trudno, mnie nie będzie na spotkaniu. Kreton, słyszysz? – zawołał do dopiero co rozbudzonego administratora.
- Mhm... Małysz, polej coś zimnego bo mnie suszy jakby mi chuj przejechał po gardle...
Chłopak wzruszył ramionami i odkręcił drugą butelkę, po czym nalał sobie, Piscilli i jemu orzeźwiającego cytrynowego napoju.
- Nie zapytam skąd wiesz jakie to uczucie – uśmiechnął się lekko.
- No jak to? Kreton doświadczony kutasiarz – wymamrotał Sulejman zmieniający właśnie przepoconą koszulkę, czule głaszcząc swoją poduszkę z nadrukowaną dziewczynką.
- Ale za to na wungiel ze Ślunska, a nie na ropę, jak zwykłe kutasiarze – podniósł dumnie głowę obgadywany Kreton.
Maluetar zakrztusił się ze śmiechu resztką płynu, po czym chwycił laptopa pod pachę i rzucił tylko „Do wieczora”, wychodząc pospiesznie i zderzając się w drzwiach z organizatorem. Wyminął go szybko i zniknął. Org tymczasem rozejrzał się po zatłoczonej sali, krzywiąc nos z powodu zaduchu, panującego pomimo otwartego okna. Zebrał się w sobie i wydusił z siebie „Ci co nie rejestrowali się wcześniej, mają iść na akredytację”. Zaraz potem zamknął drzwi. Ariku przeciągnął się tak, że aż strzeliły kości.
- No nic. Skoro dzisiaj turniej, to wypadałoby trochę poćwiczyć. Małysz, partyjkę?
- No okej, ale uprzedzam, że jestem niewyspany i to nie będzie wyzwanie – podczas wymawiania słowa „niewyspany”, Małysz rozdziawił się szeroko, podkreślając tym stan ogólnego upadku fizycznego w jakim się znajdował. Po chwili znaleźli wolną ławkę koło śpiworów wczorajszych randomów zajadających jakąś wybitnie śmierdzącą odmianę ramenu (mieli nawet własny czajnik!).
- Ale jak was nie stać na normalną zupkę chińską, to się złożymy czy coś. To jebie jak ugotowane z kalafiorem skarpety – zmarszczył nos Małysz.
Tamci wyglądali przez chwilę, jakby mieli zamiar się postawić, ale ostatecznie bez słowa przenieśli się na parapet, do otwartego okna. Nie omieszkali przy tym potknąć się o leżącą karimatę i wylać połowy zawartości jednej z misek na plecak niejakiego Meduza, który właśnie liczył swoje karty.
- Ja pierdolę, znowu kurwa! Jak nie umiecie chodzić, to zapierdalajcie w powietrzu. Ja jebie, ledwo doprałem po Defkonie.
- Mam deja vu – stwierdził Archi, flegmatycznie zalewając pomidorową z torebki.
- CZARY, KURWA! ALBO KARMA! – zawyrokował Herubim ściągając ciężkie buty, w których od wczoraj siedział, a prawdopodobnie nawet w nich spał.
- Niby za co? – zaprotestował płaczliwie Meduz, smętnie spoglądając na swój zmaltretowany plecak.
- Za to, że rozwaliłeś mnie na Defkonie. Znak Karmy: Gniew Admina, albo coś w ten deseń – stwierdził Małysz, całkowicie pochłonięty swoją rozgrywką.
Po jako takim czasie Meduzowi udało się doprowadzić swoją torbę do stanu względnej czystości. Winnych całego incydentu nie udało się nigdzie odnaleźć, jednak optymistycznie nastawiony do życia chłopak szybko przestał się przejmować.
- Koniec gry – stwierdził zadowolony z siebie Ariku, ściągając karty ze stołu.
- Jo... ale teraz już potrafię Cię rozgryźć. KRETON! PANEL MAMY! – krzyknął Małysz.
- Aha. HERU! RUSZAJ DUPĘ!...
- Ruszam, ruszam. Chcesz zobaczyć jaka seksowna?
- Spierdalaj...
Tymczasem gdzieś bardzo daleko...

- Kureton-san... – odezwała się do siebie złotowłosa kobieta, wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń migoczącą blaskiem setek świetlistych, fantasmagorycznych źrenic.

Administrator Touhou.pl zatrzymał się w pół słowa i popatrzył nieprzytomnym wzrokiem w dal.
- Halo? – pytała młoda dziewczyna z tylnych rzędów. – Czy redakcja planuje dalsze tłumaczenia?
Mocne klepnięcie w tył głowy od Herubima przywróciło z wolna mu świadomość. Ktoś coś mówił?
- Kreton? Źle się czujesz? – zaniepokoił się Małysz. – Przepraszam was na chwilę, drobna przerwa techniczna.
- Nie... nic mi nie jest. Po prostu zakręciło mi się w głowie z tego upału. – pokręcił głową. – Możesz powtórzyć pytanie?
Dziewczyna podniosła się, strzepnęła do tyłu długie czarne włosy i ponownie zapytała o prace nad polonizacją serii. Podczas gdy Kreton plątał się, jak zawsze zresztą, gdy występował przed publicznością, Małysz też zdawał się być nieobecny duchem. Z kolei Herubim i towarzyszący mu czwarty redaktor – Scooter Fox, próbowali radzić sobie ze złośliwym projektorem, który nagle zdecydował, że zamiast slajdów pokazujących progres w aktualizacjach portalu, wrzuci na ścianę cały folder z artami jednej postaci (w tym te, na widok których młodsi uczestnicy czerwienili się). W końcu udało się jednak doprowadzić i laptopa i Kretona do stanu używalności. W tym momencie wybił alarm na komórce, którą zapobiegliwy Małysz brał ze sobą na atrakcje, aby pilnować czasu ich trwania.
- Lecę na turniej! Spotkamy się w sleepie później – kiwnął ręką i wyszedł, bujając siatką w której dumnie mieściło się kilkanaście różnych talii. Herubim i Scooter wzięli tymczasem zataczającego się nieco admina na ramiona i powoli odprowadzili go do klasy sypialnej. W środku nikogo nie było, jedynie Def – zarządzający serwerem na którym mieścił się portal Touhou.pl, grał na konsoli pod ścianą.
- Słuchaj, mamy lecieć po medyków?
Coraz bledszy Kreton pokręcił głową.
- Nie... postawcie mnie przy oknie. Po prostu, głowa mnie... boli i ogólnie jestem jakiś rozbity.
- Ej, dobra, to na razie Def niech Cię popilnuje, a my na wszelki wypadek skoczymy po glukozę do Iśki – zaproponował Heru.
Chłopak kiwnął tylko głową i wystawił twarz na duszne podmuchy wiatru. Ten jednak nie przynosił ochłody, był prawie mętny i gęsty, jak toksyczne odpady, lub powietrze w domu ciężko chorej osoby. Technoviking szukając medyków miał jednak wrażenie, że konwent – skądinąd typowa jak każda inna impreza, to dopiero początek kłopotów...


ROZDZIAŁ II: LICZBY



Małysz wracał z turnieju wściekły na cały świat – bez kija nie podchodź. Trzasnął drzwiami od sali, rzucił ze złością torbę z taliami na swój śpiwór. Kreton czuł się już lepiej i siedział teraz, oglądając swój najnowszy nabytek – album z fanartami kupiony u Meva. Na widok wchodzącego redaktora podniósł głowę.
- A Ciebie co ujebało?
- Ja – odpowiedziała Piscilla wchodząc zaraz za Małyszem. – Weszliśmy do finału i zmiotłam go z powierzchni stołu.
- O kurwa, Małysz. Ale zjebałeś – pokręcił głową Archi.
- A Ciebie czemu nie było? Ciekawe jak Ty byś sobie poradził?
- Ja miałem swój panel.
- Ej, ale nie fochaj się – poprosiła Piscilla nalewając Małyszowi swojej coli.
- Mnmdobrano – wymamrotał coś pod nosem. – O, nowy album? – zainteresował się podchodząc do Kretona...
Statystyka mówi nam, że jeśli tylko mamy wystarczająco dużą ilość czasu, liczoną w setkach miliardów lat, to rzecz o której myślimy, wydarzy się gdzieś niemal na pewno. Chociaż tylko zwykły splot przypadków połączył te osoby, wydarzenia zapoczątkowane na konwencie były już konsekwencją planu kogoś, kogo prawdziwa natura pozostawała dla wszystkich niezgłębiona. „Touhou.pl – bunch of normal people” było wprawdzie ich sztandarowym określeniem, ale nic nie mogło być bardziej dalsze od prawdy. Małysz – niespełniony pisarz, wiecznie liczący na szczęśliwy traf, który pozwoli mu stanąć wreszcie na swoim. Tami – nieśmiała dziewczyna, kurczowo trzymająca się swoich osiągnięć i marząca o własnym studio graficznym. Maluetar – uznany sportowiec i karateka, z wyglądu bardziej przypominający szeregowego pracownika call center. Herubim – wiking z wyglądu, dobroduszny pracownik muzeum i fanatyk broni palnej. Archi – genialny młody chemik zajmujący się materiałami mogącymi zrewolucjonizować przemysł. Ariku i Sulejman – fanatycznie uwielbiający Touhou studenci. Smoku – filozof z zamiłowania i wykształcenia. Mev – handlarz i sprzedawca, chorujący jednakowoż na wyjątkowo uporczywą astmę. No i wreszcie Kreton – administrator portalu, kobieciarz i muzyk. Dziwnie plotą się losy ludzkie... a jeszcze dziwniej, gdy ktoś bierze nici przeznaczenia we własne ręce...

Gdyby ktoś zajrzał do wyjątkowo pustego sleeproomu Touhou.pl około północy tego dnia, zobaczyłby zadziwiającą scenę. Osiem osób w ciemnym pomieszczeniu wpatrywało się z bezbrzeżnym zdumieniem w ekran laptopa. Na odwiedzonej właśnie przez nich witrynie widniało 6 liczb. Które idealnie pokrywały się z tymi, które wspólnie skreślono na kuponie totolotka wysłanym wczoraj...

- O FUG! – wyrwało się Maluetarowi.
- Ja pierdolę – wyszeptał Małysz.
- Kurwa.... nie budźcie mnie – Kretonowi trzęsły się ręce gdy jeszcze raz porównywał liczby. Zgadzały się. Prawdopodobieństwo TAKIEGO trafienia było niewiarygodnie niskie. Mimo to ludzie codziennie prawie wygrywali. Ale że zdarzyło się to właśnie im...
- Prawdopodobieństwo, że wygramy jest... – zaczął Małysz, wstając i chodząc nerwowo po sali.
- W chuj małe. Kurwa, czy to ważne? – Archi pierwszy otrząsnął się z oszołomienia. – Sprawdźcie lepiej ile to będzie.
- 40 milionów. Po podziale będzie 5 milionów na łebka – zauważyła Tami.
- KRETON! KURWA! SCHOWAJ TEN PAPIER! – ryknął nagle Herubim. – Po konwencie jedziemy do Wawy załatwić formalności. A jak ktoś pisnie choć słowo to mu język upierdolę!
- O czym – wzruszył ramionami Smoku. Jako jedyny nie wydawał się zbytnio wzruszony tą chwilą.
- ... tak, nie wracam do domu. Tak, jestem pewien. Przyjadę po rzeczy jakimś vanem czy czymś. Nie, nie musicie ich wyrzucać oknem, sam zabiorę – zjadliwym tonem Małysz informował właśnie rodzinę o wyprowadzce.
- Ej, właściwie to moglibyśmy sobie olać to wszystko i już jechać z konwentu w pizdu- zauważył Ariku.
- Eee tam. Zostaniemy, pośmiejemy się z PZTA zapierdalającego kilkanaście godzin na to, co my teraz możemy zużyć, aby się podetrzeć po sraniu – podsumował Herubim.

W ciemnościach w oddaleniu od świata, rozległ się kobiecy chichot przyprawiający każdy nerw o drżenie.

- Słyszałeś coś? – odwrócił się Kreton do Malu.
- Nie, a co?
- Hm... pewnie mi się zdawało. No nic. Chodźcie na rajd do spożywczaka.

Wszyscy z entuzjazmem przyjęli tę propozycję. Teraz, gdy opadło pierwsze zaskoczenie odezwał się stres, strach i ostatecznie – Mały Głód. Zgodnie wyruszyli więc do marketu, zapobiegawczo pozostawiając kupon w głębinach Herubimowego plecaka. Odprowadzani niesłyszalnym śmiechem, zapowiadającym tragedię.
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #3, on June 20th, 2012, 08:52 PM »
Grupka konwentowiczów podążała do marketu, aby zaopatrzyć się w produkty żywnościowe. Zwykle w takich sytuacjach rozlegały się śmiechy, niewybredne żarty, bądź odzywki, których sens znany był tylko hermetycznemu fandomowi. Tym razem jednak wszyscy milczeli. Archi wyobrażał sobie w pełni wyposażone laboratorium, w którym pracowałby nad nowymi związkami chemicznymi. Widział siebie wydającego władcze polecenia wykonywania milionów analiz i nowoczesnych syntez, a potem kto wie? Nagroda Nobla na pewno była w zasięgu jego ręki. Wszyscy by go podziwiali, a jego dokonania wzniosłyby mu pomnik trwalszy, niźli w spiżu ryty. Herubim tymczasem parł naprzód na czele grupy, niewidzącym wzrokiem omiatając wyimaginowaną broń palną, na którą mógłby załatwić sobie zezwolenia – i oczywiście ją zakupić. Wręcz czuł rozkoszny ciężar w dłoniach. MG 34, Mauser C 96, MP 44 i oczywiście AR 15 Beowulf... Śmierć, zniszczenie i Ragnarok w wykonaniu strzelającego Technovikinga, z amerykańską maczetą za pasem. Jak wspaniale byłoby sprowadzić grad kul na ten świat!
Kreton z kolei szedł tuż obok Małysza i już widział się jako właściciel nowego studio muzycznego, wydającego pod szyldem LOLI-HUNTER MUSIC albumy kapeli „Tohotardz”. Małysz tymczasem uśmiechał się pod nosem widząc oczyma duszy siebie w czerwonej corvetcie 1969, wersja cabrio. Jechał na tylnym siedzeniu z Piscillą, podczas gdy jego szofer, białowłosy hinduski książę, przyspieszał do 220 na godzinę na bliżej nieokreślonej autostradzie i pozwalał, aby wiatr rozwiewał im włosy...
Z tych przyjemnych marzeń wyrwał ich dopiero głos Tami.
- Ej, ale tak poważnie.... Zastanawiał się ktoś co z tym zrobić?
- No kurwa, jak co? – zdenerwował się Herubim, wyrwany z fragmentu marzenia, w którym ciągnął jasnowłose dziewice za włosy do swego Herukoptera. – Pojedziemy po Nejiro do Wawy, załatwimy formalności, a potem najebiemy się tak, że osiągniemy spierdolenie poniżej poziomu Defkonu.
- Wypraszam sobie, byłem trzeźwy – zwrócił się Małysz. Zadzwonił jego telefon. Chłopak zwolnił trochę i usiłował wytłumaczyć Piscilli nagłe zniknięcie ze szkoły. Tami tymczasem drążyła temat.
- No bo, jakby nie patrzeć, to kupa pieniędzy... – ściszyła głos, gdy minęło ich dwóch dresiarzy z głośnym UNTZ UNTZ dobiegającym z zapewne ukradzionych komórek. Po chwili kontynuowała. – To spora odpowiedzialność. Wiecie, można wydać całość szybciej niż się myśli. A jak się za bardzo przyszpanuje, to potem mogą Cię okraść, porwać, napaść. Wielu milionerów od totka stwierdza, że lepiej im było przedtem.
- Bo jak ktoś jest zjebany i nie umie wydawać pieniędzy, to potem ma co chciał – stwierdził Ariku. Archi kiwnął tylko głową.
- Tami, nie panikuj. Jesteśmy dojrzali... (tu Małysz zakaszlał sarkastycznie) i nie popełnimy błędów. Wygraliśmy razem, to się trzymajmy razem.
- Ja bym tam chętnie wziął całość wygranej. W końcu to na mnie jest kupon – nieśmiało wtrącił Kreton.
- A wpierdol chcesz do tego? – zapytał retorycznie Herubim.
- Tak, poproszę z frytkami.
Powoli sobie dogadując, wbili się do marketu. Kasjerki spojrzały na nich z dezaprobatą. Kolejna grupa świrów z pobliskiej szkoły, którzy przyszli zrobić zakupy i przy okazji mnóstwo zamieszania, wypłaszając przy tym klientów. Jednak nie tym razem. Zadziwiająco zgodnie i grzecznie, młody mężczyzna o wyglądzie wikinga pchał wózek, w którym lądowały zupki chińskie, napoje i słodycze. Łącznie zakupy za ponad 100 złotych. Tym razem jednak, zamiast obładowywać biednego Kretona, każdy grzecznie chwycił swoje rzeczy, wrzucił do foliowej torby i ruszyli w drogę powrotną.
- O. Tohozjeby! – usłyszeli głos. Naprzeciwko nich szła druga tura konwentowiczów i w stronę administratora poleciały niewybredne określenia. Nie wszyscy tolerowali dziwactwa Touhou.pl i ich fanów. Zwykle Kreton reagował łagodnie, ale tym razem nie zdzierżył.
- Gdyby nie to, że brzydzę się wami, to mógłbym teraz każdego z was kupić z osobna i kazać sobie obciągnąć – rzucił do przechodzących hejterów...

- Pewnie, może jeszcze ogłoś to na mainie? Niech wszyscy wiedzą, że administracja Touhou.pl ma teraz wyjebane na pieniądze – Małysz nadal miał pretensje, gdy wchodzili do sali. Z ulgą rzucili zakupy. Herubim zaś pierwsze co zrobił, zajrzał do plecaka. Przez chwilę nerwowo przerzucał rzeczy, po czym kiwnął na Kretona. Ten zaniepokojony, obserwowany przez kilka osób, które podczas ich nieobecności zjawiły się w roomie, podszedł do Technovikinga.
- Nie ma kuponu – wyszeptał przez zęby Herubim. Na twarzy Kretona odmalowała się pustka.
- Pierdolisz – stwierdził beznamiętnym tonem i nagle poczuł, że zaraz upadnie.
- Pierdolę. Jest na miejscu – wyszczerzył się troll.
- Kurwa, zajebię Cię – osłabiony nagłym szokiem chłopak położył się.
- Ej, muszę wracać i powoli zwijać stoisko, a potem spierdalam spać. Wpadnę jutro zanim wyjedziecie, żeby się pożegnać, okej? – zapytał Mev rozmyślającego Maluetara.
- Co? A, mhm. Tak serio, to mi się nie chce tu już siedzieć i pojechałbym teraz do domu, ale jak już mówiliśmy, że grupą to grupą.
- A właściwie... to co nam szkodzi? – rzucił retorycznie Smoku, gdy Mev wyszedł – Nie mamy już nic do roboty, jutro niedziela, a chyba zdążylibyśmy na jakiś nocny teraz.
- Nie, no – jęknął Małysz. – Chodźmy spać...
- Jak chcesz to idź, ale ryzykujesz, że już nas tu nie będzie rano. Wyślemy ci pocztówkę z hardej popijawy.
Ostatecznie, po sprawdzeniu najbliższego odjeżdżającego pociągu, ustalono odjazd za niecałą godzinę. W wielkim pośpiechu siedmiu z ośmiu szczęśliwców ku zdumieniu pozostałej części sleepa pakowało swoje bagaże. Na tym tle doszło do scysji Małysza i Piscilli, która nie mogła mu darować zostawiania jej samej. W końcu zirytowany wyszeptał jej coś do ucha.
- Pierdolisz... – stwierdziła kręcąc głową.
- Nie. Jak tylko załatwię wszystko, zjadę do Ciebie na trochę czasu jeszcze. Myślę, że w tej sytuacji nikt nie będzie miał nic przeciwko – uśmiechnął się lekko Małysz, upychając wymykający się z  zielonego worka śpiwór. – Cholera, znowu zamek się ujebał!
- Ale jak to jedziecie? – protestował Meduz. – To na chuj przyjeżdżaliśmy?
- Przekazuję Lvemu odpowiedzialność za sleepa. My naprawdę mamy ważną sprawę do załatwienia – tłumaczył Maluetar.
- Wszyscy razem, kurwa??!
- Nic nie możemy powiedzieć, ale to będzie z wielkim pożytkiem dla Touhou.pl – obiecał uroczyście Małysz, narzucając wypchany plecak.
- Akurat – mruknął półgębkiem Kreton do siebie samego...

O godzinie dziewiątej rano w niedzielę, dzięki instrukcjom znalezionym w Internecie podczas podróży nocnym pociągiem, poranne słońce oświetlało grupkę młodych ludzi pod głównym oddziałem LOTTO.
- Wiecie co? My to jednak jesteśmy nie dość, że pierdolnięci, to jeszcze pełni zjebania – wyrzekał z goryczą Małysz, pod którym wręcz słaniały się nogi. – Jest kurwa, niedziela, jest zamknięte – a w dodatku najbliższy oddział, w którym moglibyśmy odebrać wygraną jest przecież w Lublinie.
- Jak to? I teraz o tym mówisz?! – krzyknęła oburzona Tami.
- Ba, dopiero teraz skojarzyłem, czemu wydaje mi się, że coś robimy nie tak. I co teraz?
- Proponuję wrócić na chatę do Heru, i tam zostawimy bagaże; jakoś przenocować tam damy radę do jutra. Jutro przyjdziemy jeszcze raz, załatwimy wszystko to co trzeba i będziemy wolni – stwierdził Maluetar po chwili namysłu, poprawiając okulary.
- Co, może jeszcze mam wam, kurwa, śniadanie do łóżka jutro podać? – zapytał Technoviking z ironią. Jeszcze raz spojrzał na zamknięte drzwi dzielące ich od uczciwie wygranych milionów i ze złości tupnął z impetem. Głuche klapnięcie ciężkiego buta spłoszyło stadko gołębi, z których jeden nie omieszkał narobić Archiemu na głowę.
- Mam nadzieję, że będę mógł umyć sobie jeszcze włosy u Ciebie? – zdegustowany chłopak próbował wycierać gęste włosy chusteczką, lecz widząc, że jego starania przynoszą jeszcze gorsze rezultaty, z obrzydzeniem wyrzucił chusteczkę do kosza. – Dachowe posrańce – westchnął ze stoickim spokojem.
- Heru, nie rób wiochy. Jak chcesz to zapłacimy Ci po stawce hotelowej, wystarczy że znajdzie się jakiś kawałek podłogi, żeby się rozłożyć. Możemy nawet coś zjeść i posiedzieć na mieście, a do ciebie wbić tylko na noc – dowodził Małysz, którego zmęczenie było po nim coraz bardziej widoczne.
- Małysz, tu nie chodzi o mnie, tylko o mojego ojca. Może strasznie hejcić.
- Przecież stać Cię teraz na to, żeby mieć wyjebane. Powiedz mu, to co ja swoim – że wypierdalasz i niech sobie radzi.
- Chyba będę musiał – pokręcił głową Heru. – No dobra, zerknę, jak jeżdżą busy i umyjesz to gówno u mnie, Archi. Potem pomyślimy co dalej...
- Ale, że kurwa nie pomyśleliśmy o tym Lublinie – kręcił głową Maluetar siedząc w pustym o tej porze autobusie miejskim, który kierował się leniwie w strony dzielnicy, w której mieszkał Technoviking.
- Ta kasa nam uderzyła do głowy – stwierdził Smoku, a siedzący obok niego Ariku pokiwał energicznie głową. – Jakbyśmy na miejscu się poważnie zastanowili nad tym co robimy, to nie byłoby tylu problemów.
- Jak to? Przecież konwent kończy się dzisiaj, więc i tak nie odebralibyśmy dzisiaj tej kasy. A w Lublinie gdzie mielibyśmy się przekimać?
- Misuzu czasem nie była z Lublina?
- Spierdalaj, Heru. To Ty pierwszy rzuciłeś „jedziemy do Warszawy załatwiać wszystko“, a my jak głupie lemingi polecieliśmy za Tobą.
Zanosiło się na poważniejszą kłótnię, gdyby nagle Archi nie zapytał:
- Ej, a gdzie jest Kreton?
Zapadła cisza...
- Na przystanku jeszcze z nami był – stwierdziła niepewnie Tami.
- A wsiadał?
I znów nastała niezręczna cisza.
- Ja pierdolę! – jęknął Herubim, a moherowa babcia siedząca niedaleko, przeżegnała się słysząc jego nienaganną łacinę podwórkową.
- Dobra, Heru, weź ich odwieź do siebie. Ja wysiądę na następnym przystanku i się cofnę po tego buca. Jak go znam to pewnie się tam zgubił, czy coś – mruknął Ariku i ze słowami „Podjedziemy następnym busem do Ciebie, czekajcie na nas” wysiadł ruszając z kopyta jak tylko dotknął chodnika.
- A torby się same zaniosą – pokiwał brudną głową Archi. Monotonny turkot kół autobusu działał na wszystkich usypiająco. Tami drzemała z głową opartą o ramię Maluetara, który walczył z sennością, czyszcząc okulary raz po raz. Wreszcie dojechali na południową Pragę, gdzie znajdowała się brudna, odrapana kamienica. Herubim chwycił torby Ariku i rzucił krótkie, żołnierskie „Za mną”. Mały oddziałek wszedł na piętro do niewielkiego, acz schludnego mieszkania. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nikt nie wyskoczył na nich z mnóstwem żalów w rodzaju „A co wy tu robicie i kim właściwie jesteście?”.
- Dobra nasza. Ojca nie ma, a jak w niedzielę wychodzi, to wraca dopiero koło północy. O tej porze już was stąd nie będzie miał serca wypierdolić – stwierdził Technoviking z ulgą. – Mój pokój jest tam. Weźcie wrzućcie gdzieś torby na kupę, tak, żeby jak najmniej miejsca zajmowały. Ale najpierw buty! Malu, kurwa! Podłogę mi zjebiesz!
Załoga Touhou.pl z ulgą pozbyła się ciężkich bagaży i rozeszła po mieszkaniu.
- Herbaty ktoś? Małysz, mam Earl Greya – zawołał gospodarz z kuchni.
- Małysz śpi – stwierdziła Tami, wbijając do środka. – Czekaj, masz tu jakiś toster, czy coś? Zrobiłabym jakieś tosty.
- Mhm. Ser pewnie też się znajdzie. Toster stoi tam – machnął ręką – a ser gdzieś w lodówce, o ile ojciec nie zżarł.
Herubim podrapał się w brodę, po czym stwierdził, ze jedna herbata więcej nie zaszkodzi i przyrządził napar dla Małysza. Gdy wszedł do pokoju, zobaczył że śpiący chłopak wylądował w dosyć dziwnej pozycji – górna połowa jego ciała opierała się na śpiworze w zielonym worku, brzuch dotykał podłogi, zaś nogi zgięte pod kątem prostym, wychodziły na zewnątrz pomieszczenia.
- Zasnął jak tylko wszedł do mieszkania – wyjaśnił cicho Archi oglądając imponującą kolekcję figurek Herubima. – Jebnął tak o podłogę, dobrze że głową o śpiwór. Żyje, nic mu nie jest.
- On ma w sumie tą padaczkę, nie? – zapytał Maluetar sennym głosem opierając się o stertę bagaży. – To chyba lepiej, że zasnął niż gdyby mu się coś stało... Heru, co to tak pachnie?
- Tami robi tosty. Ej, ale weźcie może położymy go, bo się ktoś jeszcze o niego wyjebie? Archi, pomożesz mi?
Ostrożnie chwycili śpiącego, bladego ze zmęczenia chłopaka i ułożyli na łóżku.
- Nawet się nie obudził – uśmiechnął się Smoku. – Heru, gdzie masz toaletę?
Viking machnął dłonią i okularnik szybkim tempem zniknął w łazience. Nagle zadzwonił dzwonek. Heru otworzył drzwi i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to płaczący ze śmiechu Ariku i Kreton bez swojej charakterystycznej czapeczki.
- O, znalazłeś go?
- Tak... zasnął na przystanku, a my wsiedliśmy bez niego. Zanim tam wróciłem, ktoś zajebał mu plecak z ciuchami i czapkę.
- Znowu? – Herubim usilnie próbował się nie śmiać, ale niezbyt mu to wychodziło.
- Jak znowu?
- W Krakowie zgubił pendrive’a i ciuchy. Teraz z kolei ktoś mu zajebał znowu ciuchy i dodatkowo czapkę.
- Kurwa, dobrze, że kasę miałem w skarpetce – mruknął Kreton wchodząc i rzucając ze złością torby na podłogę.
- Wait, w czym? – zainteresował się Ariku. – Heru, masz jakiegoś browca?
- Coś się znajdzie, czekaj...
- No, w skarpetce – tłumaczył Kreton wchodząc do pokoju.
- Kutasiarze, BUTY ZDEJMIJCIE, KURWA! – doleciało ich z kuchni
- A... racja. No w skarpetce, w sensie, że tam żaden kieszonkowiec nie sięgnie żeby mi zajebać forsę. A nawet jeśli, to łatwiej mi takiego chuja w łeb pierdolnąć.
Ariku zagwizdał przez zęby z podziwem i wszedł do pokoju Heruba. Chciał już siąść na łóżko, gdy nagle zauważył leżące tam ciało.
- A to co za zwłoki?
- Małysz nie wyrobił – odezwał się Archi przeglądając dalej Vikingowe zdobycze.
- Żyje? – zaniepokoił się Kreton, zaglądając do pomieszczenia.
- Mhm...
- Zrobiłam tosty! – zawołała Tami. Archi dopiero teraz uświadomił sobie, jak burczy mu w brzuchu i szybko znalazł się w pachnącym ciepłym chlebem pomieszczeniu. Herubim siedział nonszalancko przy stole, na którym postawiona została cała bateria schłodzonych butelek z chmielowym eliksirem. Archiemu i wchodzącym za nim Kretonowi i Ariku zaświeciły się oczy.
- Kreton, miałeś nie pić! – zaprotestował Heru. Administrator tymczasem sprawnym ruchem odkapslował butelkę o brzeg stołu i wziął solidnego łyka.
- Już mówiłem. Jest różnica między „napić się piwa dla ochłody” a „najebać się tak, że trzeba mnie szukać po krzakach” – wyjaśnił ocierając usta i brodę.
- Mówił – przypomniała Tami, polewając parujące tosty keczupem i biorąc kęsa. – Heru! Zajebisty ten ser masz. Jaki to?
Technoviking wzruszył ramionami.
- Bo ja wiem? Jakiś biedronkowy czy coś...
Ariku ugryzł kawałek i ciamkając z uśmiechem potwierdził teorię o przewadze jakości wielu dyskontowych produktów nad ich markowymi odpowiednikami. Zapił lodowatym piwem i beknął głośno.
- Teraz czuję, ze żyję... i spać mi się chce.
- Nie będziesz spał, kurwa! Idziemy zaraz ponakurwiać w coś na PS. – gospodarz walnął pięścią w stół.
- A to co innego. Ale daj dokończyć piwko. Archi, jedz, bo wszystko wpierdolimy...
Przysypiający Maluetar w pokoju Herubima pogrążał się tymczasem w przyjemnym stanie błogości pomiędzy snem i jawą, marząc o nowym komputerze, wspólnej wycieczce z Tami nad jakieś ciepłe morze... Zanim zasnął, zmęczony całonocną podróżą i oczywiście nadmiarem spożytego w pociągu alkoholu, przemknęła mu przez głowę jedna, śmieszna myśl.
- Just as planned... – zabrzmiało mu w myślach, po czym rozbawiony kontekstem zapadł w sen.
...
...
...
- Subete ga keikaku ni shitagatte itte ita, Yukari-sama!
...
...
...
- Coś mówiłeś? – wymamrotał przebudzony Małysz. Rozejrzał się dookoła, jego wzrok na chwilę zatrzymał się na chrząkającym Maluetarze; wsłuchując się w odgłosy z kuchni przypomniał sobie gdzie jest. Po chwili znów słodko drzemał, wracając do snu, w którym znów chwytał miecz i ścierał się z dziesiątkami wrogów na turniejowych polach...
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #4, on July 11th, 2012, 08:07 PM »
W kuchni tymczasem trwała zacięta dyskusja. Tami, Kreton, Smoku i Archi próbowali ustalić w jaki sposób najlepiej spędzić upalne niedzielne popołudnie. Ciepłe grzanki wypełniły im żołądki, powodując uczucie sytej błogości, zaś zimne piwko i herbata dla tych, którzy alkoholu mieli już dość sprawiły, ze rozleniwienie i odprężenie sięgnęło szczytu. Herubim i Ariku, nie zważając na protesty obudzonego Małysza, uruchomili konsolę i w całości pogrążyli się w rozgrywkach. Rad nierad, rozczochrany chłopak rzucił się w kuchni na wolne krzesło i sięgnął po szklankę z mocnym Earl Greyem. W miarę picia, jego szarozielone oczy powiększały się, a blada zwykle twarz nabrała rumieńców – powrót ze świata snów do jawy zabrał mu jakieś dziesięć minut, podczas gdy Archi i Tami próbowali dojść do konsensusu w sprawie dzisiejszego wieczoru.
- Wiecie, ja to bym gdzieś dzisiaj wyszedł, bo nie będę siedział na dupie w czterech ścianach w taką pogodę. Jest tak gorąco jak na konplejsie, w dodatku o wiele ciaśniej. Mamy cały wieczór nad jedną konsolą siedzieć w ciasnym pokoju? – dowodził Archi.
- Zanim gdzieś wyjdziesz, to w końcu umyj te włosy – poradziła Tami.
Istotnie, prezent od gołębia, z którym biedak musiał paradować po mieście, zdążył zaschnąć, tworząc nieapetyczną skorupę.
- I zrób to szybko, dopóki Heru nie widzi – dodała po chwili, dopijając swoją herbatę.
Gdy z łazienki dobiegł odgłos lanej wody, przysypiający jakby Małysz otrzeźwił się na chwilę i spojrzał smętnie w swoją szklanką. Earl Grey był dobry, jednak naczynie miało jedną, zdecydowaną wadę – było za małe. Aromatyczny eliksir życia znikał z niego zbyt szybko, jak na potrzeby niewyspanego dwudziestopięciolatka. Smoku i Kreton w milczeniu dopijali zimne piwo, zaś Tami spoglądała w stronę okna z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Piętnaście po dwunastej – ziewnął Małysz zerkając na wyświetlacz telefonu – Ale nuda...
Tami podniosła się i bez słowa wyszła z kuchni. Po krótkiej chwili Smoku dokończył piwo i również wyszedł. Pozostała dwójka milczała przez chwilę, patrząc na siebie.
- I jak poszło? Przez całe to zamieszanie zupełnie zapomniałem o Twoim biznesie na Neji – Małysz sięgnął po kromkę chleba i posmarował znalezionym masłem.
- A jak myślisz? – rzucił Kreton ze złością. – Nic nie poszło; co z tego, że stałem tam, a nic nie zrobiłem. Mówiłeś, że będziesz mnie jakoś wspomagał jak pojadę; trułeś dupę tak długo, że zdecydowałem się pojechać. I co? Wielkie, pierdolone gówno!
Małysz zdawał się nie przejmować jego rozgoryczeniem.
- Spójrz na to z innej strony, szefuńciu... Gdybyś nie pojechał, nic by się w Twoim żałosnym życiu nie zmieniło. Nadal siedziałbyś na dupie na Śląsku, wdychał tlen z drobinkami wungla i użalał się nad własnym zjebaniem. Tymczasem fakt, pojechaliśmy, ja zjebałem trochę sprawę bo Ci nie pomogłem, ale w zamian za to jutro dostaniesz do ręki tyle pieniędzy, ze już sam sobie poradzisz. Also, myślałeś nad przeprowadzką do Wawy? Jakby na to nie patrzeć, ja wracam do domu tylko po rzeczy, a toboły zostawię chyba tu u Herubima. Wrócę z resztą swoich rzeczy i wynajmę, albo od razu kupię jakieś mieszkanie. Moglibyśmy wynająć razem jakieś mieszkanie... raz już mieszkałem samemu i człowiek naprawdę może dostać kota.
- Musiałbym dokończyć szkołę – Kreton otworzył sobie kolejne piwo z prywatnych zapasów Herubima. – Potem mogę się zastanowić tak właściwie... Mogłoby być zajebiście, ale to dopiero za jakiś czas.
- Stary. Ty masz takie pieniądze, że mógłbyś mieć wyjebane na naukę. Zbierasz kasę, żyjesz z odsetek wygodnie niczym król Julian, nie martwisz się niczym a wieczorem Ty idziesz na miasto poszaleć, ja idę spać. Rano wstaję i szukam Ciebie po krzakach czy coś...
- Śmieszne... – skrzywił się admin. – Ej, ale tak na poważnie, chcę mimo wszystko najpierw to skończyć. Dla samego siebie, rozumiesz...
- Jak wolisz – wzruszył ramionami Małysz. – Ale na parapetówkę to przyjedź chociaż...
- A kiedy będziesz miał?
- Najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu.
- To równie dobrze mogę nie wyjeżdżać...
- Ano możesz – chłopak uśmiechnął się chytrze.
Szczęknęły drzwi od łazienki. Archi musiał w końcu pozbyć się świństwa ze swych włosów.
- Skoczę do kibla, bo zaraz się zleję – stwierdził Kreton i chyżo podskoczył. Małysz tymczasem zastanawiał się nad potencjalnymi możliwościami. Logistycznie całe przedsięwzięcie z nagłą przeprowadzką było do ogarnięcia przy pomocy Herubima i kilku znajomych osób z Warszawy. Co jak co, ale doświadczenie nabyte przez kilka lat jeżdżenia na konwenty z ciężkimi bagażami po całym kraju, punktualne przybywanie na perony pociągami, które teoretycznie powinny być opóźnione, podróż z Krakowa do domu przez Szczecin (co nie miało najmniejszego sensu, ale było jedyną dostępną mu wtedy opcją) - to wszystko, a także znajomości zyskane przez ten czas, mogło teraz zaprocentować i uczynić cały proces przeprowadzki w miarę znośnym. Małysz wprawdzie mógł wynająć sobie firmę transportową, aby cały majdan po prostu przerzucić z punktu A do punktu B, jednak wolał w tym wypadku poradzić sobie sam, grubą kreską odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie.
- Życie, w które zacząłem nagle zajebiście wygrywać – pomyślał i uśmiechnął się do siebie. Miał wiele planów związanych z Warszawą...
Tymczasem w Herubimowym pokoju, który chwilowo zamienił się w centrum multimedialne, tłoczyły się pozostałe osoby. Po tym jak Viking kilkakrotnie rozłożył Ariku, ten oddał pada Smokowi, a sam usiadł, opierając się o śpiącego na boku Maluetara. Chwilę później dołączył do niego Kreton. Szukał przez chwilę wolnego miejsca, po czym zrezygnowany siadł na podłodze, opierając się o wersalkę. Przez jakiś czas próbował się zmusić do śledzenia zmagań Herubima ze Smokiem, jednak po pewnym czasie stwierdził, że istnieje wiele zajęć zdecydowanie bardziej kreatywnych.
- Ariku, weź pokaż swoją talię – poprosił chłopaka. Ten wychylił się w stronę swoich rzeczy i rzucił mu pakunek. Kreton z zainteresowaniem przejrzał zawartość.
- Fajne. Muszę kiedyś z Tobą zagrać, ciekawe jakbyś sobie z moim deckiem poradził.
- No, na konwencie nie było czasu... Możemy dzisiaj wieczorem jak będzie więcej miejsca. Teraz mi się nie chce. Mam pewien pomysł, ale to może pogadamy na osobności, co?
- Teraz?
- Mhm...
Kreton rozejrzał się. Wprawdzie wszyscy byli zajęci, ale miejsca by omawiać Arikowy ściśle-tajny-plan-jakikolwiek-by-on-nie-był, było jak na lekarstwo.
- To wyskoczmy przed dom może? – zaproponował
- Możecie wyjść na dach – odezwał się Herubim, najwyraźniej dysponujący rozdzielnością uwagi w tym momencie.
- Którędy?
Machnął ręką w górę.
- Tam po schodach, tam jest taka stara szafa i wejście na poddasze, a tam drabina na dach. Tylko uważajcie bo dość usyfione od gołębi to wszystko.
Ariku kiwnął na Kretona i obaj wyszli na dach. Słońce grzało tutaj niemiłosiernie ze względu na porę dnia, ale poczucie przestrzeni i widok na stolicę rekompensowały tę drobną niedogodność. No i nikt poza ptakami nie mógł ich tutaj podsłuchać.
- No dobra, co to za ważna sprawa? – administrator Touhou.pl rozejrzał się w poszukiwaniu czystego miejsca, w którym mógłby usiąść. Nie znalazł nic takiego, więc z westchnieniem usiadł tam, gdzie było najmniej brudu i ptasich odchodów.
- Widzisz... – Ariku nie zajął miejsca, tylko chodził niespokojnie. – Myślałem trochę nad pewną inwestycją. Powiedz, co teraz jest największym problemem na konwentach?
- Nie wiem... to że ktoś więcej się ich teraz odwołuje?
- Dokładnie! – klasnął głośno w ręce Ariku, płosząc stadko kawek z sąsiedniego dachu. – A odwoływanie jest powodowane tym, że wiele grup po prostu zjebało sprawę. Albo donosami, ale to rzadziej. Często po prostu dyrektorzy szkół boją się problemów i zniszczeń, które pociąga za sobą taka impreza. A ja mam pomysł, który może to zmienić.
- No, mów. Zainteresowałeś mnie – Kreton pochylił się lekko w jego stronę.
- Myślałem o wybudowaniu czegoś w rodzaju budynku do wynajmowania grupom, które chcą organizować konwenty. W ten sposób o wiele trudniej byłoby rozwalić imprezę, a nie trzeba byłoby kombinować ze szkołami. Cała infrastruktura na miejscu, sale odpowiednio dostosowane do poszczególnych atrakcji, a nie DDRka w szatni i podobne rzeczy.
- Nie przejdzie – Kreton pokręcił zdecydowanie głową. – Musiałbyś wynajmować to każdemu kto by chciał, nie tylko grupom konwentowym, żeby nie dokładać do tego interesu. Serio, fajnie by było, ale nie widzę tego. Utopisz tylko kupę kasy. I nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego?
- No, to akurat druga część mojego pomysłu. Utworzenie czegoś w rodzaju mangobusa, tylko że w stylu Touhou, który jeździłby po Polsce i zbierał ludzi, po czym dowoził ich na miejsce w dobrych warunkach. Takie wiesz, ruchome centrum Tohotardów.
- A jaki miałoby to cel?
- Hmm... zgarnianie ludzi na wspólne spontany, jak Defkon. Moglibyśmy ściągnąć w ten sposób wszystkich, a nie tylko tych, którzy mieli akurat za co dojechać.
- Aha, ale nadal nie rozumiem dlaczego rozmawiasz o tym ze mną?
- Wiesz, jesteś adminem. To ty zacząłeś rozpowszechniać Touhou w kraju. Moglibyśmy werbować w ten sposób nowych ludzi, z tą kasą tworzyć eventy tematyczne, ściągnąć ZUNa, Lenfried... a to wszystko pod Tobą jako głównym organizatorem. Zrobić nawet tylko raz, ale z pierdolnięciem!
- Pomyślimy. Przypuszczam, że jutro jak wypłacą nam pieniądze nie będziemy wiedzieli co ze sobą zrobić. Będziemy pławić się w rozpuście i w ogóle. Idziesz na piwko? – Kreton skierował się w stronę zejścia na poddasze.
- Możemy...
W międzyczasie, Herubim przekazał Tami pada i w końcu zdecydował się zmienić konwentowe ciuchy na coś o wiele wygodniejszego – czyli mundur. Chwycił krzesełko, fajeczkę i wyszedł na balkon pławić się w słońcu i zebrać myśli, które rzucały się w jego mózgu jak szatany. Z namaszczeniem odpalił tytoniową rozkosz i wpatrzył się zamyślonym wzrokiem w dal. Na konwencie pytał Meva o Hayato, który obecnie przebywał w Japonii załatwiając formalności związane z pracą dla Herubima. Miał to szybko skończyć i wrócić, ale z tego co mówił Mev, nadal nic... Japonia... Kraj Wschodzącego Słońca, Królestwo Yamato... różne nazwy określały to zaawansowane technologicznie wyspiarskie państwo leżące poza zasięgiem większości zwykłych ludzi. Jednak oni nie byli już zwykłymi ludźmi. Po pierwsze, byli Touhoutardami, w mniejszym bądź większym stopniu. Po drugie – Herubim marzył o tym by kiedyś stanąć na tej ziemi, wejść na górę Fuji, przejść się po Tokyo. Ze swoich marzeń rzadko kiedy się zwierzał... Poza tym usilnie wierzył, że gdzieś w Japonii ukryte jest wejście do bajkowego, mistycznego świata Gensokyo, stworzonego przez ZUNa. Wprawdzie nikt nie traktował tego poważnie, a wielu wręcz twierdziło, że podobne obsesje to tylko dowód na tzw. „tohozjebstwo”. Małysz jednak, żywo interesujący się mechaniką kwantową i uważnie śledzący prasę popularnonaukową, w pewien sposób podtrzymywał jego wiarę przy życiu, podając nawet przybliżoną odległość do najbliższego wszechświata równoległego, którym w jego opinii było Gensokyo. Była to liczba tak wielka, że mogła budzić tylko zniechęcenie, jednak niełatwo zbić z tropu Wikinga idącego za łupem. W głowie Herubima zaczął krystalizować się mglisty plan wydania tychże funduszy. W sumie to wystarczyła niewielka ich część. Potrzebował jednak przekonać do swojego planu co najmniej dwie - trzy osoby. Uśmiechnął się i podrapał w gęstą brodę, mrużąc oczy od słońca. To mogło się udać...
Perhaps nobody will mind if I beat a terrible person like you <3

HERUBIM

  • Hakugyokuro Guard
  • Celestian
  • Już Nie Moderator Kurwo!
  • Posts: 5,003
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #5, on October 30th, 2012, 10:24 PM »
Dobra, jako iż zmusiłem Małysza do pisania a brak neta to chuj, to wrzucam jego wypociny moim zajebistym telefonem bez zasięgu.

…   

Nad stolicą zapadał wieczór. Przyjemny wiatr wniósł nieco orzeźwienia na parujące od upału uliczki i ulice, powodując pojawienie się całkiem sporej liczby ludzi pragnących wykorzystać ostatnie godziny weekendu. Po długim wypoczynku w ciasnym mieszkaniu, Tohozałoga czuła się w pełni sił, przynajmniej fizycznych, gdyż psychicznie wciąż byli przytłoczeni sytuacją w której się znaleźli. W ostateczności, ponieważ nie udało się osiągnąć porozumienia co do planów spędzenia „I Ogólnoeuropejskiej Nocy Tohozjebów”, jak górnolotnie określił to Małysz, Herubim jako rodowity warszawiak wziął sprawy w swoje silne ręce. Nie dosłownie, oczywiście. Jego propozycja wyglądała następująco:
Zabieramy się po prostu do Złotych Tarasów. Każdy z nas wydaje dzisiaj resztki kasy, jutro odbieramy „wypłatę”... a potem mam dla was coś zajebistego – stwierdził Viking, tonem nie pozostawiającym choćby centymetra miejsca na sprzeciw.
- Sugerując, że mam co wydawać – westchnął smętnie Kreton patrząc na puste butelki po wódce zaśmiecające stół w kuchni.
- Pożyczę Wam, jak komuś na coś brakuje – Archi kończył wiązać but, skacząc na jednej nodze. - Kurwa, znowu się rozleciały... muszę jakieś porządne kupić, a nie takie gówno.
- Heru, nie sądzisz, że to niezbyt... rozsądne, żeby wydawać całą kasę którą mamy, na poczet tej, której jeszcze nie mamy? - Małysz oderwał się od piątej już dzisiaj szklanki herbaty – Czekajcie, jak już mamy mieć noc tohozjebów, to muszę się ubrać odpowiednio.
Dopił resztę napoju i schował się w łazience z wyjętymi z torby ciuchami. Już po chwili wynurzył się stamtąd jako przedstawiciel redakcji, w firmowej koszulce.
- Zaczynam żałować, że wzięcie dakimakury na miasto nie wchodzi w rachubę – Smoku tęsknie spojrzał na swoją poduszkę.
- To Kreton powinien żałować – stwierdził Małysz, zaczesując kręcone włosy.
- Czemu?
- Bo mogłoby się okazać, że tej nocy będzie okazja zaruchać i  jako jedyny czułby się znowu samotny, jak wte.. - tu w ostatniej chwili chłopak uchylił się przed lecącym w stronę jego głowy zakurzonym butem, który po chwili z klapnięciem uderzył o podłogę, zostawiając na ścianie malowniczo brudną smugę.
- Kreton, wypierdalaj! - Herubim stracił panowanie nad sobą. - Bez gadania, wszyscy wypierdalają na zewnątrz, Tami i Maluetar też. Idziemy do Tarasów i będziemy się kurewsko bawić, jasne?
- Jest nas za dużo, ale ktoś mógłby robić za Zordona...  – zaczął Małysz, ale zamilkł, gdy Kreton spojrzał na niego ostro. Administrator zwykle był spokojnym i melancholijnie nastawionym do życia człowiekiem... przynajmniej dopóki ktoś nie zaszedł mu za skórę.

Jadąc autobusem miejskim z ekipą w kierunku centrum, Herubim rozmyślał intensywnie o swym planie. Wprawdzie miał on wiele skaz, ale wszystko zależało właściwie od przychylności obecnych tutaj ludzi. Wiedział, że nie będzie miał problemu z przekonaniem Kretona, chyba, że w ostatniej chwili. Jego niezdecydowanie wielokrotnie powodowało problemy i sprawiało, że był niepewnym sojusznikiem w jakichkolwiek planach. Nie tylko Viking się o tym przekonywał. Następny w kolejności był Archi. Człowiek naprawdę pozytywnie zakręcony, nie robiłby żadnego problemu. Z Ariku było zapewne podobnie, aczkolwiek jego kobieta mogłaby mieć obiekcje, gdyby wiedziała co Herubimowi chodzi po głowie. Ale gdy się dowie, będzie już zdecydowanie za późno, żeby to zmieniła. W ostateczności, jeśli naprawdę nie będzie innego sposobu, wciągnęłoby się ją w przedsięwzięcie, chociaż niechętnie i niech Ariku ma na nią oko. Co do Maluetara i Tami – to było dość słabe ogniwo. Chociaż w zasadzie wystarczyłoby przekonać jedno z nich, drugie nie odpuściłoby wtedy i para byłaby gotowa. Małysz – ciężko było stwierdzić. Z jednej strony wyglądał na najmniej odpowiednią osobę do skaptowania. Z drugiej strony – nierzadko udawało mu się zadziwić innych determinacją rzadko spotykaną u kogokolwiek. Poza tym dysponował ciekawym wachlarzem wiedzy i talentów, które można wykorzystać w praktyce. Inna kwestia czy zgodziłby się. Może wystarczyłoby zagrać mu na jakiejś czułej strunie. I w końcu Smoku. Był inteligentny, oczytany i spokojny, co stanowiło pewną zaletę. Jednak jego flegmatyczne, filozoficzne podejście do życia wydawało się czasem zupełnie nie na miejscu.
- I tak będę musiał wybrać. Jak każdy będzie chciał wplątać w tą akcję jeszcze kogoś, to niech za niego buli – rozluźnił się Herubim. Pozostało do wykonania tylko kilka telefonów... a potem wszystko się zacznie.
W międzyczasie Smoku – rzeczywiście osoba spokojna i flegmatyczna, pozornie rozluźniony siedział i przyglądał się towarzyszom. Niewiele osób wiedziało, że młody niepozorny student ma błyskotliwe zdolności analityczne i dedukcyjne. Od razu zauważył zmianę nastroju Herubima i spodziewał się kłopotów. Pomysły Technovikinga, bardzo śmiałe zazwyczaj, miały nikłe szanse powodzenia – jednak jeśli ktoś o tak spontanicznym charakterze, dorwie się do dużych pieniędzy, może się to skończyć nieciekawie. Smoku biorąc to pod uwagę zamierzał obserwować znajomego, mając nadzieję, że jeśli wyniknie z tego coś nieprzyjemnego, będzie w stanie załagodzić sytuację.
Autobus przemknął Mostem Poniatowskiego i zbliżal się do Dworca Centralnego. Heru podniósł się żwawo z miejsca i pomyślał: „A co mi tam. Zaraz, albo wcale!”
- Dobra, za chwilę wysiadamy. Najpierw pójdziemy coś zjeść, a przy żarciu coś wam ogłoszę?
- Zaręczasz się? - piękne oczy Tami rozbłysły ciekawością.
- Nie, coś Ty. Youmu dała mi kosza, a potem zabiła ją za to Pani Mima. Chodźcie, chodźcie.
Busem zarzuciło lekko, gdy zatrzymał się przy budynku dworca. Podziemnym przejściem dostali się do Złotych Tarasów, gdzie Małysz puścił z telefonu jakiś kawałek muzyczny.

„I nadszedł czas, że Postalowiec swoim potężnym fapem....”.

W tej chwili palec Maluetara wyłączył mu odtwarzacz na komórce.
- Małysz, ale kurwa, nie rób wiochy.
- Dobra, spokojnie – mruknął chłopak, chowając starego Samsunga do kieszeni.
Pomimo, a może właśnie z powodu nieco późniejszej godziny dnia (Smoku stwierdził, że było około 19:00), galeria była przepełniona ludźmi. Japiszony z wiecznie znużonymi twarzami, młode dziewczyny malujące się jak dziwki, Japończycy z dziesiątkami aparatów fotograficznych i stada hałaśliwych chłopaczków tworzyły koloryt tego miejsca. Szczęśliwym trafem pomimo tego tłoku, Ariku udąło się wypatrzeć dwa stoliki czteroosobowe w pobliżu Burger Kinga, gdzie Archi z miną lorda zaproponował, żeby złożyć zbiorowe duże zamówienie, co wyjdzie on zapłaci, a rozliczą się na następny dzień. Wszyscy (a szczególnie Małysz, któremu burczało nieco w brzuchu) zgodzili się na takie rozwiązanie. Ariku poszedł z Archim zająć się transportem jedzenia do stolików i już wkrótce kilka tac wypełnionych burgerami, nuggetsami, frytkami i napojami zastawiło stoły. Herubim uznał, że dopóki wszyscy zajęci są jedzeniem, należałoby rozpocząć swój plan...
Ej. Słuchajcie wszyscy!  „ATENSZYN SIGN: TABLESLAP”, zawołał i uderzył z całej siły otwartą dłonią w blat stolika. Maluetar z zaskoczenia upuścił paczuszkę sosu czosnkowego i o mało w nią nie wdepnął. Zapanowało zamieszanie, gdy Małysz klnąc zerwał się od stolika i wycierał Colę ze swojej świętej Parseekoszulki, a Kreton stracił głowę i rzucił się pod stół ratować burgera. Miało to przynajmniej tę zaletę, że wszyscy natychmiast zwrócili uwagę na Herubima.
- No dobra. Nie tak to miało być, ale wyjebane. Mam w sumie pewien plan i propozycję. Jest całkiem poważna i chcę poświęcić rok na przygotowanie wszystkiego. Teraz jak już mam pieniądze, nie powinno to sprawić problemu. Chciałbym wiedzieć, czy ktoś z Was się pisze.
- Ale na co? - spytał Archi, którego ostre chili nuggetsy cudem uniknęły pogromu.
Spoglądali wyczekująco na Vikinga, lecz nie widział na ich twarzach tej ekscytacji, jaką w swoich marzeniach wielokrotnie udało mu się ujrzeć. Teraz, albo nigdy, teraz albo nigdy, teraz albo nigdy.
- EKSPEDYCJA GENSOU 2.0, PL EDYSZYN! - obwieścił dumnie, zrzucając z piersi ten ciążący mu kamień.
Hasło nie wywołało żadnej reakcji, jedynie od niechcenia rzucone pytanie Ariku.
- Czyli dokładnie co? Trip do Japonii?
- Nie. Herub chce nam zafundować obóz survivalowo-rekreacyjny na terenach w Japonii, na których bazował ZUN i chce pewnie szukać wejścia do Świątyni Hakurei. - odpowiedział mu Małysz. - Zawiodłeś mnie, Heru. Myślałem, że stać Cię na coś bardziej kreatywnego, a Ty tu z czymś takim... Nie masz na co pieniędzy tracić? Kup lepiej brakujące figurki do kolekcji, albo naturalnej wielkości replikę pani Mimy.
- Ja tam właściwie jestem za. - odezwał się Smoku, wycierający zalany stół serwetką. - Pomysł nie jest głupi, ja chętnie bym sobie urządził taki kemping w cieniu góry Fuji, czy gdzieś w takich okolicach. Pod warunkiem, że pojedziemy max na dwa tygodnie – dodał po namyśle.
Maluetar wzruszył tylko ramionami, podczas gdy Kreton wyraźnie zapalił się do szlaonego pomysłu.
- Wikingu! You have my sword!
- And my AXE! - dodał Archi.
- Pozwolicie, że powiem coś więcej? Bo Małysz strasznie spłycił i skrócił to co chciałem powiedzieć i połowa mi wyleciała z głowy – poprosił Herubim.
- No mów, mów... - pokiwał niecierpliwie Kreton.
- No więc. Jutro dostajemy kasę. Każdy ma rok na przygotowanie się w taki sposób jaki uzna za stosowne. Ja będę w stałym kontakcie z Hayato i zapytam go o wszystkie procedury jakie będą potrzebne. Cała dokumentacja potrzebna na zorganizowanie tej wycieczki będzie spoczywać na nim i może na Onineko jeśli go złapię. Wy zbieracie ekwipunek na dwutygodniowy obóz pieszy, czyli namioty, ciuchy itd. Załatwiamy mapy terenu i porównujemy je z różnymi wersjami map Gensokyo, po czym szukamy Świątyni Hakurei. Odwiedzmay Reimu, tulimy małe dziewczynki i wracamy. Po drodze spuszczamy ZUNowi wpierdol za Ten Desires (EJ! - zawolał ostro Smoku).
- Pojebany pomysł. Tak pojebany, ze zaczyna mi się podobać, ale nie wiem czy będzie mi się chciało załatwiać sobie wizy i inne pierdoły – pokręcił głową Maluetar.
- Malu, no weeeeeź. Jak nie pojedziesz to ja sama pojadę. - prosiła Tami.
- Tami, ja nie wiem czy będę miał na to czas. Poza tym przez rok może się naprawdę wiele zmienić. Heru jeszcze sto razy zdąży wydać te pieniądze. Jest najbardziej niepewnym organizatorem czegokolwiek jakiego znam, może poza Kretonem. Poza tym naprawdę nie szkoda wydać Ci tyle pieniędzy na pierdołę?
- Heru, dopisz mnie do listy – odezwał się niespodziewanie Małysz. - Wprawdzie uważam, że Cię popierdoliło, jednak administracja powinna trzymać się razem. Gdyby nie to, że to droga impreza, ściągnęłoby się np. takiego Lenina, ale myślę, że nie będzie potrzeby. Jak tylko skończę z przeprowadzką, pomogę to ogarniać tu na miejscu, będzie wygodniej.
Maluetar rozejrzał się po pozostałych. Na twarzy Smoka błąkał się lekki uśmiech, Tami patrzała na Malu z nadzieją w oczach, Herubim gestami zwycięzcy pożerał swoje nuggetsy, zaś Archi i Ariku zdążyli wrócić do rozmowy o konwencie.
- Nie wyjdzie to dobrze, ale... chyba jestem w mniejszości. Więc dobrze. Nie żebym miał jakiś wybór... Więc okej, jadę z Wami. Ale jak Herub cokolwiek zjebie pod względem organizacyjnym, to nie chciałbym być w jego skórze, bo nawet Mima go nie ochroni.
- Ojtam – machnął ręką Viking. Poszło mu łatwiej niż się spodziewał. Oby pozostałe rzeczy również dały się w taki sposób zakończyć.
- A, Herub, jeszcze zanim pojedziemy, jedno pytanie. Jak zamierzasz wejść do Gensokyo, przyjmując, ze znajdziemy coś co można będzie uznać za Świątynię Hakurei? Nie żebym było złośliwy, ale jeśli mam Ci zbudować portal, czy coś, to już mnie widzisz jak zapierdalam. Oh wait, skończę tylko kilkanaście wydziałów na najlepszych uczelniach, dostanę wpizdu grantów i po 400 latach dostaniesz prototyp, którego zasilanie będzie wymagało podłączenia urządzenia do jakiejś gwiazdy. Na szczęście mamy w pobliżu Słońce oczywiście – wypowiedział się Małysz z taką powagą, że można było pomyśleć, iż nie żartuje.
- Eee, Pani Mima jebnie Twilight Sparkiem, rozwali nam barierę i będziemy mogli wejść. All heil Mima-sama! - zawołał wznosząc toast ostatnim trzymanym kęsem jedzenia...



W pewnym miejscu na przecięciu wszystkich granic światów...

Blondwłosa kobieta skończyła ubierać wymyślne fioletowe kimono do snu przy pomocy swej towarzyszki o dziewięciu lśniących, lisich ogonach. Ponieważ jednak transkrypcja ich słów obecnie pozbawiona jest sensu, dla wygody tych, co czytają o tych wydarzeniach, dokonany zostanie przekład na zrozumiały język. Oczywiście, w rzeczywistości, obie kobiety rozmawiają cały czas w języku używanym w pewnym okresie w Kraju Kwitnącej Wiśni.../ z którego wiele wyrażeń zniknęło w języku obecnym...

- Pani Yukari. Wszystko idzie zgodnie z pani planem. Przez chwilę sądziłam, że może nie wyjść, jedna osoba chciała się wyłamać, jednak stwierdziła, że w zasadzie nie ma wyjścia.
- Ran, och... Ran! - zachichotała kobieta. - Oczywiście, że nie miał wyjścia. Żadna mucha nie może znaleźć wyjścia z pajęczej sieci, szczególnie, jeśli jest to pajęczyna zastawiona przez youkai. Obudź mnie po czasie gdy tam minie rok. Obserwacja tych wydarzeń jest naprawdę interesująca, ale teraz, czas na mój sen. Zajmuj się wszystkim, na co nie będę mogła mieć oka... albo więcej oczu – machnięciem dłoni spowodowała zamknięcie się niezliczonych setek źrenic obserwujących ją z czeluści miejsca, w którym się znajdowały...
- Oczywiście, pani Yukari...




Piscilla

  • Rage Quitter
  • Posts: 962
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #6, on October 30th, 2012, 10:44 PM »Last edited on October 30th, 2012, 10:51 PM by Piscilla
Oh boy, czy nie było tego samego sposobu przy Anonie w Gensokyo już? Spodziewałam się czegoś bardziej kreatywnego, serio
(click to show/hide)
widać Małyszowi Wawa nie służy, thee

swoją drogą dość sporo czasu miał na wymyślenie czegoś lepszego... tak bardzo zawiedzion

Kreton

  • Loli-Hunter Music
  • Administrator
  • iMarisa
  • Posts: 3,397

Mayuki

  • Loli w Wiaderku
  • Namusan!~
  • Posts: 3,755
Odp: Oriental Phantasmic Spiriting Away
« Reply #8, on October 30th, 2012, 11:32 PM »
(click to show/hide)
a właśnie dzisiaj myślałem o tym, czy Małysz ruszy w końcu z tym, wspominałem ocenę Smoka...tak bardzo jestem wzruszony ;__;

"Japiszony z wiecznie znużonymi twarzami, młode dziewczyny malujące się jak dziwki, Japończycy z dziesiątkami aparatów fotograficznych i stada hałaśliwych chłopaczków tworzyły koloryt tego miejsca." <-- brakowało mi tych opisów

Nie no, nie ma co narzekać, lokomotywa ruszyła, chociaż wiele widziało ją już na złomowaniu - ja tam się cieszę