Zapewne wielu z Was zastanawia się dlaczego "Anon w Gensokyo" nie jest kontynuowany. Cóż, jest wiele powodów, ale najważniejszy to ten, iż wydanie "Symposium of Post-mysticism" namieszało zbyt wiele, aby był jakikolwiek sens w pisaniu kontynuacji. Wobec tego chciałbym ogłosić rozpoczęcie czegoś czemu nie zagrozi los przerwania. Oto "Oriental Phantasmic Spiriting Away". Nie będzie tu możliwości wyboru - kto chce, ten czyta. Kto nie chce, nie musi. Projekt jednak zyskał aprobatę m.in. Kretona, Maluetara i Herubima, wobec czego - let the game begin. Wszelkie komentarze, feedback itp - umieszczać w temacie, w momencie kolejnej publikacji, będą przenoszone. A kiedy kolejna część? Nie określam sobie teraz terminu, ale zaczynam pisać już jutro xD.
ORIENTAL PHANTASMIC SPIRITING AWAY
I: KONWENT
Po ciasnych korytarzach, zawalonych śpiworami i torbami, pomimo późnej godziny przewijały się tłumy ludzi. Dla zwykłego człowieka z zewnątrz, osoby przebywające w tym miejscu eksponowały co najmniej ekscentryczne zachowania, rodzaj ubioru i styl wypowiedzi. Tutaj dwie młodziutkie piętnastolatki w sztucznych kocich uszach. Tam z kolei piękna, wysoka dziewczyna w stroju pokojówki. Spocony, pryszczaty okularnik z papierową tabliczką, na której nabazgrano długopisem „FREE HUG” próbował przytulić się do drobnej chudej dziewczyny w kasztanowych, kręconych włosach. Jednak oni wszyscy posiadali jeden wspólny cel, który łączył ich w tym oto miejscu i czasie. Był to KONWENT – masowa impreza, która teoretycznie miała za zadanie promować kulturę japońską, w praktyce zaś jednak sprowadzała się do integrowania pewnej subkultury, której przedstawiciele w życiu codziennym, w większości byli nieprzystosowanymi do świata odludkami, zaczytującymi się w japońskich komiksach, bądź zagrywającymi w gry z rodzaju „visual novel”. Oznaczało to też wszechobecny pisk młodych dziewczynek, dochodzący z sali o nazwie „Yaoi Room”, hałas porównywalny z poziomem decybeli we wnętrzu pracującego odkurzacza i smród setek przepoconych koszulek bądź nieobutych stóp, skutecznie blokujący wejścia do niektórych sal szkolnych (konwent oczywiście, zgodnie ze standardami fandomu polskiego, odbywał się w wynajętej szkole) zaadaptowanych na sale tematyczne, bądź sypialne. Historia spisana tutaj, rozpoczęła się w mieście znanym jako Lublin, ale zakończyć się miała zupełnie gdzie indziej i na zawsze połączyć ze sobą losy kilku osób, które przebywały o tej porze w sali, której nazwa – „Touhou.pl Sleep Room” widniała na białej karteczce, ozdobiona pospiesznie naszkicowanymi wizerunkami kilku łypiących oczu. Pomimo chaosu i zgiełku panującego wokół, to miejsce sprawiało wrażenie cichego i spokojnego sanktuarium, a spoza zamkniętych drzwi nie dochodziły praktycznie żadne odgłosy. Zanim jednak tam zajrzymy, opuśćmy to hałaśliwe i nieprzyjemne dla nieprzyzwyczajonego człowieka miejsce i udajmy się spacerkiem po zdumiewająco uroczych uliczkach Lublina, w kierunku pobliskiej „Biedronki”. Stamtąd bowiem wracał właśnie jeden z bohaterów tej historii, znany w światku fandomowym jako Kreton. Oliwkowa czapka z daszkiem, zawadiacko narzucona na głowę i maska przeciwpyłowa tworzyły dziwną kompozycję z czarną koszulką na której nadrukowane były postacie małych, rysunkowych dziewczynek w śmiesznych czapkach. Czarne spodenki „Puma” dopełniały wizerunku. Noc była dość parna, zaś dwie torby wypełnione jedzeniem, które Kreton niósł w kierunku szkoły konwentowej, co jakiś czas obijały się mu o kolana i okręcały. Te niedogodności jednak nie zrażały go, gdyż raźnym krokiem, nie odpowiadając na zaczepki miejscowych leniwych dresiarzy, wkroczył na teren szkoły, i ruchem brody wskazał ochronie identyfikator dyndający na koszulce. Dwóch masywnych ponuraków przepuściło go, po czym zajęło się próbami odparcia ataku ze strony nietrzeźwego osiłka, który próbował się przedrzeć na teren konwentu, śledząc śliczną blondynkę w mini.
Tymczasem Kreton nie niepokojony przez nikogo, minął stoisko akredytacji, przywitał się z kilkoma osobami i pomyślał z nieukrywanym wstrętem o dwóch piętrach, które miał do pokonania. Zaledwie jednak z westchnieniem pokonał pierwsze kilka stopni, wyrosła przed nim masywna postać Herubima, określanego też czasem jako Technoviking.
- Daj, bo Ci łapy zaraz odpadną – przypuszczalny potomek wikinga uwolnił Kretona od ciężaru jednej z foliowych siatek i razem poczłapali na drugie piętro. Tam, w głębi korytarza, skąpo oświetlonego starymi jarzeniówkami, znajdował się „Touhou.pl Sleep Room” – sala sypialna, w której załoga redakcyjna portalu i ich sympatycy, wspólnie spędzali czas konwentu, przechowywali swoje rzeczy, oraz oczywiście nocowali (chociaż nie wszyscy). Kreton otworzył drzwi i omal nie zderzył się z Tami – drobną, uroczą dziewczyną, jedną z niewielu przedstawicielek płci pięknej, a w tym wypadku nawet bardziej pięknej, które interesowały się grami z serii Touhou; propagowanie tego rodzaju rozrywki wśród fandomu kultury japońskiej należało do głównych zadań ekipy.
- O, jesteś! – uśmiechnęła się – Malu myślał już, że trzeba będzie wysyłać misję ratunkową.
Kreton przepchnął się obok niej, po czym musiała się cofnąć aby wpuścić do sali o wiele masywniejszego niż ona Herubima. Z imponującą jasną brodą, oraz krótko ostrzyżonymi włosami wyglądał rzeczywiście na nordyckiego wojownika z mitów, który jakimś cudem usiłuje przystosować się do współczesnej rzeczywistości. Reklamówki z żywnością wylądowały na pustej, ławce w kącie. Kreton zabrał się do ich wypakowywania, podczas gdy Herubim opuścił salę rzucając krótkie: „Idę pomóc Mevowi”. Nikt z obecnych nie zwrócił nań uwagi, czekając na otrzymanie zamówionego jedzenia, picia i przekąsek.
- Dwa duże Liptony, kabanosy i solone chipsy. Czyje to było? Małysza? – spytał chłopak rozglądając się po sali.
- Już, już – niewysoki, długowłosy i blady wyrostek wstał od stołu, gdzie grał właśnie w karty. Spojrzał na zakupy i skrzywił się.
- Nie było zwykłego zielonego Liptona?
- Nie, tylko cytrynowy zielony. Nie marudź, tylko ciesz się, że kupiłem, bo w Biedronce nie było.
Wyrostek wzruszył ramionami i ustawił zapasy przy zielonym śpiworze, po czym ze słowami „Dobra, Archi, jedziesz” wrócił do gry. Kreton tymczasem wrócił do rozdawania zawartości toreb, rzucił Tami paczkę ciastek i herbaty, po czym machnął ręką.
- Sami se rozpakujcie, ja muszę dokończyć panel.
Chłopak zdjął z ulgą maskę przeciwpyłową i czapkę, po czym usadowił się na swoim śpiworze i odpalił laptopa. Wokół stolika zebrało się kilku ludzi, i w mgnieniu oka jedynym śladem po zakupach pozostały dwie reklamóweczki.
- Smoku, rzuć moje krakersy – zawołał Archi, nadal grający z Małyszem w karty i obmyślający właśnie strategię na niezwykle irytujące zagrywki oponenta.
Blondyn, do którego skierowane było pytanie, rzucił mu pytające spojrzenie.
- Archi, tu nie ma żadnych krakersów. Są tylko jakieś samotne paluszki z sezamem.
- Kreton, kupiłeś w ogóle? – zwrócił się do stukającego w klawiaturę Kretona.
Zagadnięty podniósł głowę.
- Co? A, nie, nie było. Wziąłem Ci paluszki jakieś. Co za różnica?
- Właściwie to żadna... – mruknął smętnie Archi, po czym z westchnieniem zabrał przekąskę i zaczął chrupać ze złością, gdy Małysz triumfalnie rzucił kartę „Time Limit” ostatecznie kończąc rozgrywkę.
- Powinno się zbanować z rozgrywek tę talię, wiesz? – rzucił do Małysza, który flegmatycznie pozbierał swoje karty i nalewał właśnie mrożonej herbaty do kubeczka. – Może mi jeszcze powiesz, że zamierzasz z nią wystąpić w jutrzejszym turnieju?
- Nie wiem dokładnie na jakich zasadach będzie to wyglądało. Matherikus jakoś mętnie to tłumaczył. Jak dojedzie na miejsce, to wszystko powie. Poza tym wiem czego się spodziewać po niektórych uczestnikach i mogę przemyśleć, czym ich skontrować. Ta talia jest przydatna, ale przeciwko talii Ariku jest zupełnie bezużyteczna, więc mam kilka asów w rękawie – podjął rozmowę chłopak.
Archi nie podejmował więcej tematu, tylko wlał sobie do kubeczka Małyszowego „Liptona” i delektował się cytrynowym smakiem.
- Otwórz ktoś okno, bo się ugotujemy. Nie będę się rozbierała bardziej niż jestem teraz – jęknęła Tami wachlując się mapką szkoły.
- Mogę jedno otworzyć na oścież, ale reszty się nie da, już próbowałem.
Smoku podniósł się z krzesła, na którym siedział i czytał rozkład atrakcji. Wysłużona drewniana futryna zaskrzypiała a zawiasy zazgrzytały, ale okno udało się otworzyć. Do sali wpadł tropikalny wręcz upał.
- To lato mnie wykończy. Jest tak gorąco, jak nigdy – mruknął Małysz nalewając sobie kolejny pełny kubek i z żalem spoglądając na szybko ubywającą zawartość butelki.
– Człowiek zapomina, że żyjemy w strefie umiarkowanej – dodał, po czym zagulgotał głośno.
Drzwi do sali gwałtownie się otworzyły i do środka zajrzał przystojny, szczupły okularnik.
- Jest Kreton?
- Jestem, jestem. Malu, Twoje żarcie ma Tami.
Malu wsunął się i zamknął za sobą drzwi, krzywiąc się z dezaprobatą, gdy usłyszał pisk dwóch biegnących dziewczyn.
- Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, że ten fandom rakowacieje. Co my tu w ogóle robimy?
- Ja prowadzę panele i konkursy, żeby propagować Touhou i wycinam chore miejsca. Ty też, ale do tego marudzisz – stwierdził pogodnie Małysz, wystawiając się na podmuchy wiatru zza okna.
- Ale ja nie mówię ogółem, tylko o naszym fandomie. Widziałem na schodach jakąś młodą w cosplayu Shizuhy, a jak zobaczyła moją koszulkę, to zapytała, czy to ja jestem tym gościem od gier DżejDżeja.
- W takim razie, to nie był cosplay Shizuhy, tylko Szizuli. A sam wiesz, że to spora różnica – odparł Małysz.
- Taaa, taka sama jak między Cirno, a Kirno – wtrącił Kreton, nie podnosząc nawet głowy.
Kondycja środowiska fanowskiego, w szczególności w sprawach dotyczących Touhou, była zawsze przedmiotem zażartych dyskusji między Malu i Małyszem.
- W każdym razie, od tego chyba tutaj jesteśmy. Czasem czuję się jak nauczyciel – kontynuował Małysz.
- Co Ty nie powiesz? Dziewięciogodzinny panel o Touhou, anyone? – rzucił sarkastycznie jego rozmówca.
- Tylko na własne życzenie się tak tyrasz. W PZTA powitali by Cię z otwartymi ramionami – nie przestawał Małysz.
- Robię to, bo lubię dzielić się swoją wiedzą z innymi – odciął się Maluetar.
- Dobra, skończcie flejmować – załagodził Smoku. – Małysz, rzuć kabanosa, co?
Chłopak otworzył paczkę i rzucił suchą kiełbaskę Smokowi.
Malu potarł spocone czoło.
- Chujowo i duszno. A, właśnie, wysłałeś? – zwrócił się do Kretona.
- Mhm – mruknął tamten.
- Jutro wieczorem się sprawdzi co wypadło. Jak dobrze pójdzie to będzie flaszeczka, nie?
- Statystycznie szansa na kwotę wystarczającą na flaszeczkę, to 1:51 – rzucił Małysz rozkładając się wygodnie na śpiworze. – Poza tym ja nie piję...
- A co, chcesz dzielić 20 złotych na 8 osób?
- Dobra, nieważne, wyjebane. Kreton, przywiozłeś JAVy?
- Mam, później puszczę, dajcie mi w końcu w spokoju dokończyć panel – rozzłościł się Kreton.
Po tym stwierdzeniu atmosfera nieco się rozluźniła. Do sali zajrzał nagle jeden z organizatorów konwentu.
- Wy jesteście Touhou.pl, tak? Kto tu jest odpowiedzialny za rooma?
- Ja – Malu podszedł do VIPa. – O co chodzi?
- Bo jest sprawa... dopiero piątek, a sleepy zbiorowe są już pełne i w dodatku głośne, a kilka osób chciałoby się przespać w ciszy i spokoju. U Was zawsze jest się jak wyspać, to może znalazłoby się miejsce dla kilku randomów?
Malu podrapał się po ramieniu.
- W sumie, tam pod ławkami będzie jeszcze miejsce na kilka śpiworów. Tylko nie zwalajcie nam tutaj połowy sali, a będzie dobrze.
Młody chłopak skinął głową i zniknął na korytarzu, który mimo późnej pory był nadal nadspodziewanie hałaśliwy.
Kreton zakończył stukanie i zamknął swojego laptopa.
- To kto w końcu składał się na kupon? Ja, Małysz, Maluetar, Tami... kto tam jeszcze?
- Ja, Smoku, Ariku i Herubim – dokończył Archi kończąc paluszki i zwijając pustą paczkę.
- No to rzeczywiście widzę jak flaszkę kupujemy na osiem... – sarknął Kreton
- Siedem – poprawił go Małysz, przeglądający swoje karty.
- ...na siedem osób – dokończył.
- A nie sześć? Ty podobno nie pijesz już – spytał Malu
- No, trochę z Wami chyba mogę się napić. Nie mam zamiaru się najebać, a to różnica – wyjaśnił Kreton.
Spojrzenie Maluetara wyrażało wątpliwość, jednak poniechał tematu.
- Ej, gdzie jest czajnik? Mam te zupki na sucho wpierdalać? – rozległo się oburzone wołanie z kąta zasłoniętego kilkoma tobołami, po czym pojawił się tułów zaspanego młodego człowieka z lekkim zarostem, w ciemnej koszulce z czerwonowłosą kocią dziewczynką.
- Czajnik? Dżizas, nie wiem... ktoś miał przywieźć, ale chyba jeszcze nie mamy czajnika. – Małysz zaczął rozglądać się po zagraconej sali, jednak bagaże dwudziestu osób (miało ich tu być jeszcze co najmniej drugie tyle) nie pozwalały stwierdzić, czy gdzieś znajduje się czajnik, czy też wrzątek stanie się towarem sprzedawanym w „Touhou Sleepie” na kartki. W końcu wygrzebał białe pudełko i postawił poszukiwane urządzenie na jednej z ławek.
Drzwi od sali otworzyły się nagle i do środka bez uprzedzenia wbiło się kilkuosobowe stadko z mnóstwem bagaży. Maluetar chciał już zaprotestować, ale zobaczył organizatora, z którym wcześniej rozmawiał i zaniechał interwencji. Jedna twarz wydała mu się dziwnie znajoma. Jasne loczki i mnóstwo przypinek z małą blond dziewczynką...
- Sulejman?
- No hej – chłopak nazwany Sulejmanem bezceremonialnie rzucił swoje torby w wolny kąt i wypakował dmuchany materac.
- A Ty nie miałeś być dopiero jutro?
- Wiesz, nudziło mi się i tak pomyślałem, ze jak Archi jest, to warto by wpaść – mruknął charakterystycznym dla siebie, monotonnym głosem.
Archi natychmiast podniósł się z krzesła.
- Nie mam nic przy sobie, Sulej. Nie będzie podróży do Gensokyo.
- Aaa... no nic. Małysz, przetestujesz moją talię z Flancią?
- Chętnie. Archi, puścisz Suleja?
Zagadnięty zebrał swoje karty ze stołu, zgrabnym rzutem wyrzucił pustą paczkę po paluszkach do kosza i podszedł bezczelnie wpatrywać się w ekran Kretonowego laptopa. Tymczasem grupka nowoprzybyłych z mieszaniną ciekawości i zażenowania obserwowała Maluetara grającego w coś na laptopie, Tami wpatrującą mu się w monitor i zarośniętego chłopaka szykującego zupkę chińską. W końcu Smoku obserwujący krytycznie wydarzenia, zlitował się nad nimi.
- Rzućcie bagaże tam pod ławkami i zróbcie sobie miejsca do spania, póki jeszcze są wolne. Widać, że pierwszy raz na konwencie...
Randomy niechętnie, jakby bojąc się, że ktoś zabierze im rzeczy i wywali na korytarz, spełniły polecenie Smoka i skupiły się we własną gromadkę, jak na komendę wyjmując plany atrakcji. Nie uszło to uwagi Małysza.
- Ej, koledzy – zawołał. Jeden z nich zwrócił wzrok w jego stronę.
- Tak?
- Chcecie zrobić sobie z nami wieczorny seans filmowy? Nigdzie indziej tego nie obejrzycie... – uśmiechnął się do nich szeroko. – Pointegrujecie się z nami, poznamy się bliżej.
- Widzę co tam robisz – rzuciła Tami znad ramienia Maluetara.
- Pewnie. A co puścicie? – zainteresował się młody chłopak w koszulce z napisem „I Love Ponies”
- Maraton „Touhou Cosplay Festival”! – zawołał, po czym zerwał się z krzesła i zatańczył karykaturalną parodię tańca Ricka Astleya. Niestety dla nich, nie zrozumieli...
- Małysz, wracaj do gry – poprosił Sulejman.
- Mhm. Nie wiem tylko po co, skoro już przegrywasz...
Tymczasem w zupełnie innym miejscu szkoły, Herubim Technoviking przyglądał się towarowi wykładanemu na stoiskach przez wystawców.
ORIENTAL PHANTASMIC SPIRITING AWAY
I: KONWENT
Po ciasnych korytarzach, zawalonych śpiworami i torbami, pomimo późnej godziny przewijały się tłumy ludzi. Dla zwykłego człowieka z zewnątrz, osoby przebywające w tym miejscu eksponowały co najmniej ekscentryczne zachowania, rodzaj ubioru i styl wypowiedzi. Tutaj dwie młodziutkie piętnastolatki w sztucznych kocich uszach. Tam z kolei piękna, wysoka dziewczyna w stroju pokojówki. Spocony, pryszczaty okularnik z papierową tabliczką, na której nabazgrano długopisem „FREE HUG” próbował przytulić się do drobnej chudej dziewczyny w kasztanowych, kręconych włosach. Jednak oni wszyscy posiadali jeden wspólny cel, który łączył ich w tym oto miejscu i czasie. Był to KONWENT – masowa impreza, która teoretycznie miała za zadanie promować kulturę japońską, w praktyce zaś jednak sprowadzała się do integrowania pewnej subkultury, której przedstawiciele w życiu codziennym, w większości byli nieprzystosowanymi do świata odludkami, zaczytującymi się w japońskich komiksach, bądź zagrywającymi w gry z rodzaju „visual novel”. Oznaczało to też wszechobecny pisk młodych dziewczynek, dochodzący z sali o nazwie „Yaoi Room”, hałas porównywalny z poziomem decybeli we wnętrzu pracującego odkurzacza i smród setek przepoconych koszulek bądź nieobutych stóp, skutecznie blokujący wejścia do niektórych sal szkolnych (konwent oczywiście, zgodnie ze standardami fandomu polskiego, odbywał się w wynajętej szkole) zaadaptowanych na sale tematyczne, bądź sypialne. Historia spisana tutaj, rozpoczęła się w mieście znanym jako Lublin, ale zakończyć się miała zupełnie gdzie indziej i na zawsze połączyć ze sobą losy kilku osób, które przebywały o tej porze w sali, której nazwa – „Touhou.pl Sleep Room” widniała na białej karteczce, ozdobiona pospiesznie naszkicowanymi wizerunkami kilku łypiących oczu. Pomimo chaosu i zgiełku panującego wokół, to miejsce sprawiało wrażenie cichego i spokojnego sanktuarium, a spoza zamkniętych drzwi nie dochodziły praktycznie żadne odgłosy. Zanim jednak tam zajrzymy, opuśćmy to hałaśliwe i nieprzyjemne dla nieprzyzwyczajonego człowieka miejsce i udajmy się spacerkiem po zdumiewająco uroczych uliczkach Lublina, w kierunku pobliskiej „Biedronki”. Stamtąd bowiem wracał właśnie jeden z bohaterów tej historii, znany w światku fandomowym jako Kreton. Oliwkowa czapka z daszkiem, zawadiacko narzucona na głowę i maska przeciwpyłowa tworzyły dziwną kompozycję z czarną koszulką na której nadrukowane były postacie małych, rysunkowych dziewczynek w śmiesznych czapkach. Czarne spodenki „Puma” dopełniały wizerunku. Noc była dość parna, zaś dwie torby wypełnione jedzeniem, które Kreton niósł w kierunku szkoły konwentowej, co jakiś czas obijały się mu o kolana i okręcały. Te niedogodności jednak nie zrażały go, gdyż raźnym krokiem, nie odpowiadając na zaczepki miejscowych leniwych dresiarzy, wkroczył na teren szkoły, i ruchem brody wskazał ochronie identyfikator dyndający na koszulce. Dwóch masywnych ponuraków przepuściło go, po czym zajęło się próbami odparcia ataku ze strony nietrzeźwego osiłka, który próbował się przedrzeć na teren konwentu, śledząc śliczną blondynkę w mini.
Tymczasem Kreton nie niepokojony przez nikogo, minął stoisko akredytacji, przywitał się z kilkoma osobami i pomyślał z nieukrywanym wstrętem o dwóch piętrach, które miał do pokonania. Zaledwie jednak z westchnieniem pokonał pierwsze kilka stopni, wyrosła przed nim masywna postać Herubima, określanego też czasem jako Technoviking.
- Daj, bo Ci łapy zaraz odpadną – przypuszczalny potomek wikinga uwolnił Kretona od ciężaru jednej z foliowych siatek i razem poczłapali na drugie piętro. Tam, w głębi korytarza, skąpo oświetlonego starymi jarzeniówkami, znajdował się „Touhou.pl Sleep Room” – sala sypialna, w której załoga redakcyjna portalu i ich sympatycy, wspólnie spędzali czas konwentu, przechowywali swoje rzeczy, oraz oczywiście nocowali (chociaż nie wszyscy). Kreton otworzył drzwi i omal nie zderzył się z Tami – drobną, uroczą dziewczyną, jedną z niewielu przedstawicielek płci pięknej, a w tym wypadku nawet bardziej pięknej, które interesowały się grami z serii Touhou; propagowanie tego rodzaju rozrywki wśród fandomu kultury japońskiej należało do głównych zadań ekipy.
- O, jesteś! – uśmiechnęła się – Malu myślał już, że trzeba będzie wysyłać misję ratunkową.
Kreton przepchnął się obok niej, po czym musiała się cofnąć aby wpuścić do sali o wiele masywniejszego niż ona Herubima. Z imponującą jasną brodą, oraz krótko ostrzyżonymi włosami wyglądał rzeczywiście na nordyckiego wojownika z mitów, który jakimś cudem usiłuje przystosować się do współczesnej rzeczywistości. Reklamówki z żywnością wylądowały na pustej, ławce w kącie. Kreton zabrał się do ich wypakowywania, podczas gdy Herubim opuścił salę rzucając krótkie: „Idę pomóc Mevowi”. Nikt z obecnych nie zwrócił nań uwagi, czekając na otrzymanie zamówionego jedzenia, picia i przekąsek.
- Dwa duże Liptony, kabanosy i solone chipsy. Czyje to było? Małysza? – spytał chłopak rozglądając się po sali.
- Już, już – niewysoki, długowłosy i blady wyrostek wstał od stołu, gdzie grał właśnie w karty. Spojrzał na zakupy i skrzywił się.
- Nie było zwykłego zielonego Liptona?
- Nie, tylko cytrynowy zielony. Nie marudź, tylko ciesz się, że kupiłem, bo w Biedronce nie było.
Wyrostek wzruszył ramionami i ustawił zapasy przy zielonym śpiworze, po czym ze słowami „Dobra, Archi, jedziesz” wrócił do gry. Kreton tymczasem wrócił do rozdawania zawartości toreb, rzucił Tami paczkę ciastek i herbaty, po czym machnął ręką.
- Sami se rozpakujcie, ja muszę dokończyć panel.
Chłopak zdjął z ulgą maskę przeciwpyłową i czapkę, po czym usadowił się na swoim śpiworze i odpalił laptopa. Wokół stolika zebrało się kilku ludzi, i w mgnieniu oka jedynym śladem po zakupach pozostały dwie reklamóweczki.
- Smoku, rzuć moje krakersy – zawołał Archi, nadal grający z Małyszem w karty i obmyślający właśnie strategię na niezwykle irytujące zagrywki oponenta.
Blondyn, do którego skierowane było pytanie, rzucił mu pytające spojrzenie.
- Archi, tu nie ma żadnych krakersów. Są tylko jakieś samotne paluszki z sezamem.
- Kreton, kupiłeś w ogóle? – zwrócił się do stukającego w klawiaturę Kretona.
Zagadnięty podniósł głowę.
- Co? A, nie, nie było. Wziąłem Ci paluszki jakieś. Co za różnica?
- Właściwie to żadna... – mruknął smętnie Archi, po czym z westchnieniem zabrał przekąskę i zaczął chrupać ze złością, gdy Małysz triumfalnie rzucił kartę „Time Limit” ostatecznie kończąc rozgrywkę.
- Powinno się zbanować z rozgrywek tę talię, wiesz? – rzucił do Małysza, który flegmatycznie pozbierał swoje karty i nalewał właśnie mrożonej herbaty do kubeczka. – Może mi jeszcze powiesz, że zamierzasz z nią wystąpić w jutrzejszym turnieju?
- Nie wiem dokładnie na jakich zasadach będzie to wyglądało. Matherikus jakoś mętnie to tłumaczył. Jak dojedzie na miejsce, to wszystko powie. Poza tym wiem czego się spodziewać po niektórych uczestnikach i mogę przemyśleć, czym ich skontrować. Ta talia jest przydatna, ale przeciwko talii Ariku jest zupełnie bezużyteczna, więc mam kilka asów w rękawie – podjął rozmowę chłopak.
Archi nie podejmował więcej tematu, tylko wlał sobie do kubeczka Małyszowego „Liptona” i delektował się cytrynowym smakiem.
- Otwórz ktoś okno, bo się ugotujemy. Nie będę się rozbierała bardziej niż jestem teraz – jęknęła Tami wachlując się mapką szkoły.
- Mogę jedno otworzyć na oścież, ale reszty się nie da, już próbowałem.
Smoku podniósł się z krzesła, na którym siedział i czytał rozkład atrakcji. Wysłużona drewniana futryna zaskrzypiała a zawiasy zazgrzytały, ale okno udało się otworzyć. Do sali wpadł tropikalny wręcz upał.
- To lato mnie wykończy. Jest tak gorąco, jak nigdy – mruknął Małysz nalewając sobie kolejny pełny kubek i z żalem spoglądając na szybko ubywającą zawartość butelki.
– Człowiek zapomina, że żyjemy w strefie umiarkowanej – dodał, po czym zagulgotał głośno.
Drzwi do sali gwałtownie się otworzyły i do środka zajrzał przystojny, szczupły okularnik.
- Jest Kreton?
- Jestem, jestem. Malu, Twoje żarcie ma Tami.
Malu wsunął się i zamknął za sobą drzwi, krzywiąc się z dezaprobatą, gdy usłyszał pisk dwóch biegnących dziewczyn.
- Nie wiem, jak Wy, ale ja uważam, że ten fandom rakowacieje. Co my tu w ogóle robimy?
- Ja prowadzę panele i konkursy, żeby propagować Touhou i wycinam chore miejsca. Ty też, ale do tego marudzisz – stwierdził pogodnie Małysz, wystawiając się na podmuchy wiatru zza okna.
- Ale ja nie mówię ogółem, tylko o naszym fandomie. Widziałem na schodach jakąś młodą w cosplayu Shizuhy, a jak zobaczyła moją koszulkę, to zapytała, czy to ja jestem tym gościem od gier DżejDżeja.
- W takim razie, to nie był cosplay Shizuhy, tylko Szizuli. A sam wiesz, że to spora różnica – odparł Małysz.
- Taaa, taka sama jak między Cirno, a Kirno – wtrącił Kreton, nie podnosząc nawet głowy.
Kondycja środowiska fanowskiego, w szczególności w sprawach dotyczących Touhou, była zawsze przedmiotem zażartych dyskusji między Malu i Małyszem.
- W każdym razie, od tego chyba tutaj jesteśmy. Czasem czuję się jak nauczyciel – kontynuował Małysz.
- Co Ty nie powiesz? Dziewięciogodzinny panel o Touhou, anyone? – rzucił sarkastycznie jego rozmówca.
- Tylko na własne życzenie się tak tyrasz. W PZTA powitali by Cię z otwartymi ramionami – nie przestawał Małysz.
- Robię to, bo lubię dzielić się swoją wiedzą z innymi – odciął się Maluetar.
- Dobra, skończcie flejmować – załagodził Smoku. – Małysz, rzuć kabanosa, co?
Chłopak otworzył paczkę i rzucił suchą kiełbaskę Smokowi.
Malu potarł spocone czoło.
- Chujowo i duszno. A, właśnie, wysłałeś? – zwrócił się do Kretona.
- Mhm – mruknął tamten.
- Jutro wieczorem się sprawdzi co wypadło. Jak dobrze pójdzie to będzie flaszeczka, nie?
- Statystycznie szansa na kwotę wystarczającą na flaszeczkę, to 1:51 – rzucił Małysz rozkładając się wygodnie na śpiworze. – Poza tym ja nie piję...
- A co, chcesz dzielić 20 złotych na 8 osób?
- Dobra, nieważne, wyjebane. Kreton, przywiozłeś JAVy?
- Mam, później puszczę, dajcie mi w końcu w spokoju dokończyć panel – rozzłościł się Kreton.
Po tym stwierdzeniu atmosfera nieco się rozluźniła. Do sali zajrzał nagle jeden z organizatorów konwentu.
- Wy jesteście Touhou.pl, tak? Kto tu jest odpowiedzialny za rooma?
- Ja – Malu podszedł do VIPa. – O co chodzi?
- Bo jest sprawa... dopiero piątek, a sleepy zbiorowe są już pełne i w dodatku głośne, a kilka osób chciałoby się przespać w ciszy i spokoju. U Was zawsze jest się jak wyspać, to może znalazłoby się miejsce dla kilku randomów?
Malu podrapał się po ramieniu.
- W sumie, tam pod ławkami będzie jeszcze miejsce na kilka śpiworów. Tylko nie zwalajcie nam tutaj połowy sali, a będzie dobrze.
Młody chłopak skinął głową i zniknął na korytarzu, który mimo późnej pory był nadal nadspodziewanie hałaśliwy.
Kreton zakończył stukanie i zamknął swojego laptopa.
- To kto w końcu składał się na kupon? Ja, Małysz, Maluetar, Tami... kto tam jeszcze?
- Ja, Smoku, Ariku i Herubim – dokończył Archi kończąc paluszki i zwijając pustą paczkę.
- No to rzeczywiście widzę jak flaszkę kupujemy na osiem... – sarknął Kreton
- Siedem – poprawił go Małysz, przeglądający swoje karty.
- ...na siedem osób – dokończył.
- A nie sześć? Ty podobno nie pijesz już – spytał Malu
- No, trochę z Wami chyba mogę się napić. Nie mam zamiaru się najebać, a to różnica – wyjaśnił Kreton.
Spojrzenie Maluetara wyrażało wątpliwość, jednak poniechał tematu.
- Ej, gdzie jest czajnik? Mam te zupki na sucho wpierdalać? – rozległo się oburzone wołanie z kąta zasłoniętego kilkoma tobołami, po czym pojawił się tułów zaspanego młodego człowieka z lekkim zarostem, w ciemnej koszulce z czerwonowłosą kocią dziewczynką.
- Czajnik? Dżizas, nie wiem... ktoś miał przywieźć, ale chyba jeszcze nie mamy czajnika. – Małysz zaczął rozglądać się po zagraconej sali, jednak bagaże dwudziestu osób (miało ich tu być jeszcze co najmniej drugie tyle) nie pozwalały stwierdzić, czy gdzieś znajduje się czajnik, czy też wrzątek stanie się towarem sprzedawanym w „Touhou Sleepie” na kartki. W końcu wygrzebał białe pudełko i postawił poszukiwane urządzenie na jednej z ławek.
Drzwi od sali otworzyły się nagle i do środka bez uprzedzenia wbiło się kilkuosobowe stadko z mnóstwem bagaży. Maluetar chciał już zaprotestować, ale zobaczył organizatora, z którym wcześniej rozmawiał i zaniechał interwencji. Jedna twarz wydała mu się dziwnie znajoma. Jasne loczki i mnóstwo przypinek z małą blond dziewczynką...
- Sulejman?
- No hej – chłopak nazwany Sulejmanem bezceremonialnie rzucił swoje torby w wolny kąt i wypakował dmuchany materac.
- A Ty nie miałeś być dopiero jutro?
- Wiesz, nudziło mi się i tak pomyślałem, ze jak Archi jest, to warto by wpaść – mruknął charakterystycznym dla siebie, monotonnym głosem.
Archi natychmiast podniósł się z krzesła.
- Nie mam nic przy sobie, Sulej. Nie będzie podróży do Gensokyo.
- Aaa... no nic. Małysz, przetestujesz moją talię z Flancią?
- Chętnie. Archi, puścisz Suleja?
Zagadnięty zebrał swoje karty ze stołu, zgrabnym rzutem wyrzucił pustą paczkę po paluszkach do kosza i podszedł bezczelnie wpatrywać się w ekran Kretonowego laptopa. Tymczasem grupka nowoprzybyłych z mieszaniną ciekawości i zażenowania obserwowała Maluetara grającego w coś na laptopie, Tami wpatrującą mu się w monitor i zarośniętego chłopaka szykującego zupkę chińską. W końcu Smoku obserwujący krytycznie wydarzenia, zlitował się nad nimi.
- Rzućcie bagaże tam pod ławkami i zróbcie sobie miejsca do spania, póki jeszcze są wolne. Widać, że pierwszy raz na konwencie...
Randomy niechętnie, jakby bojąc się, że ktoś zabierze im rzeczy i wywali na korytarz, spełniły polecenie Smoka i skupiły się we własną gromadkę, jak na komendę wyjmując plany atrakcji. Nie uszło to uwagi Małysza.
- Ej, koledzy – zawołał. Jeden z nich zwrócił wzrok w jego stronę.
- Tak?
- Chcecie zrobić sobie z nami wieczorny seans filmowy? Nigdzie indziej tego nie obejrzycie... – uśmiechnął się do nich szeroko. – Pointegrujecie się z nami, poznamy się bliżej.
- Widzę co tam robisz – rzuciła Tami znad ramienia Maluetara.
- Pewnie. A co puścicie? – zainteresował się młody chłopak w koszulce z napisem „I Love Ponies”
- Maraton „Touhou Cosplay Festival”! – zawołał, po czym zerwał się z krzesła i zatańczył karykaturalną parodię tańca Ricka Astleya. Niestety dla nich, nie zrozumieli...
- Małysz, wracaj do gry – poprosił Sulejman.
- Mhm. Nie wiem tylko po co, skoro już przegrywasz...
Tymczasem w zupełnie innym miejscu szkoły, Herubim Technoviking przyglądał się towarowi wykładanemu na stoiskach przez wystawców.