News Obecnie jest problem z emailami aktywacyjnymi, dla kont, które jako adres email mają ustawiony @gmail.com.
Jeśli takowy mail nie doszedł pomimo kilku prób (nie trafił do folderu spam), prosimy o jego zmianę, bądź informację na IRC.
The World Ends With You

Kreton

  • Loli-Hunter Music
  • Administrator
  • iMarisa
  • Posts: 3,397
The World Ends With You
« on April 15th, 2014, 09:59 PM »
Jeszcze świeży projekt będący w trakcie pisania.

Nyan 01

   Gdy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że znajduję się w jakimś pokoju. Nie był to mój pokój. Nigdy wcześniej nie widziałam tego miejsca. Pomieszczenie było prawie kompletnie puste. Znajdował się tu tylko materac, na którym leżałam.

„Co to za miejsce?”

   Odrapane ściany pokoju wskazywały, że nikt tego miejsca nie odwiedzał od dawna. Bardzo dawna. Przez jedyne okno w pomieszczeniu dostrzegłam, że na dworze szaleje burza. Krople deszczu rytmicznie uderzały o szybę. Był dzień.

   Pamiętałam, że wczoraj wieczorem kładłam się do łóżka w swoim pokoju. Pokoju. Który bynajmniej nie wyglądał jak ten. Gdzie ja w ogóle jestem?

   Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie miało może cztery metry kwadratowe. Jedną ścianę zdobiło okno i... Tyle. Nie było drzwi! Na cały asortyment pokoju składały się dwie rzeczy. Materac i ja.

„Co do...”

   Kładąc się wczoraj do łóżka, miałam na sobie moją ulubioną różową piżamę w misie. Wiem, że to dziecinne, zwłaszcza dla dziewczyny w moim wieku. Obecnie miałam na sobie coś, co przypominało szkolny mundurek. Jasnoniebieska krótka spódniczka, bluzka w podobnym kolorze. Wyglądałam, jakbym wyszła ze szkoły. Różnicę stanowiły jedyne moje ulubione wysokie, skórzane buty sięgające prawie do kolan. Kopnięcie kogoś takim butem musi boleć, bo podeszwę mają twardą. Dopełnieniem całego ubioru była obroża z dzwoneczkiem.

„Huh?”

   Podrapałam się po głowie i wyczułam na niej coś dziwnego.

„J... Jaja se robicie...”

   Uszy! Mam uszy. Nie moje zwykłe. Kocie! Mam kocie uszy! Czuję je! Próba zdjęcia ich okazała się bolesna i niemożliwa, co oznaczało tylko jedno. Były prawdziwe. Zerwałam się na nogi i dokładnie zbadałam swoje ciało.

   Piersi były na miejscu, takiej wielkości, jakiej powinny być. Ręce i nogi wciąż ludzkie, więc chyba wszystko z nimi w normie. Tyłek... No właśnie... Tu był problem. O ile sam tyłek był w porządku, o tyle znajdujący się tuż nad pośladkami ogon już nie.

„No nie... Zamienyam się w kota...”

   Zaraz... Czy ja właśnie powiedziałam... Nya? Jeszcze tego brakowało, żebym zaczęła miauczeć. No dobrze, myśl Kaori, myśl. Musi być tego jakieś logiczne wyjaśnienie. Ludzie nie miauczą, nie mają ogonów ani kocich uszu. Czyli wszystko jasne! To sen! Ale zaraz... Jeśli to byłby sen... Czy czułabym ból? Nie powinnam, a mimo to zabolało mnie, gdy próbowałam zdjąć te uszy.

„Po prostu super...”

   Postanowiłam odstawić na bok kwestie mojego wyglądu, a zamiast tego zbadać dokładnie ściany tego pomieszczenia. Było to raczej dziwne, żeby architekt zapomniał dorobić drzwi. Zaczęłam od obejścia całego pokój dookoła i dokładnych oględzin każdej ściany. Nic. Drobne pęknięcia tynku, obdarta farba... Pokój prosił się o porządny remont. A prócz tego nic, co mogłoby świadczyć, że kiedyś były tu drzwi.

   Zbliżyłam się do okna. Przypuszczalnie był środek dnia, ale na dworze było ciemno. Wszystko wina burzowych chmur, z których bezustannie padał deszcz. Widok z okna rozciągał się na zieloną łąkę. W oddali widoczne były drzewa szarpane silnym wiatrem. Błysnęło się.

   Spróbowałam otworzyć okno. Ani drgnęło. Nie ma się co dziwić. Było w takim samym stanie jak i pokój – opłakanym. Prawdę powiedziawszy zdziwiłabym się i to mocno, gdyby otworzyło się bez problemu. Powróciłam do badania ścian. Tym razem obeszłam pokój dookoła, opukując każdą powierzchnię. Wszystkie odgłosy były jednakowe i wszystkie mówiły jedno. Stąd nie ma wyjścia.

„Ciekawe, która jest godzinya...”

   Sprawdziłam dokładnie wszystkie kieszenie. Mojego telefonu nie było. Zegarka na ręce też nie miałam. Usiadłam na materacu i zaczęłam bawić się zawieszonym na szyi dzwoneczkiem. Jego odgłos w jakiś dziwny sposób mnie uspokoił.

„Beznyadziejna sytuacja.”

   Położyłam się na materacu i wbiłam wzrok w sufit. Jemu też przydałoby się malowanie. Ech, co to za miejsce? Czemu tu jestem? Co to za mundurek? Jakby tego było mało, zrobiłam się głodna. Przypomniała mi się wczorajsza kolacja. Teraz, prawdę powiedziawszy, mam ochotę na rybę. A potem przydałby się kłębek wełny...

„...”

   No cóż. Widzę, że prócz wyglądu rzuciło mi się na mózg. Wyjęłam spod siebie ogon. Był przyjemny w dotyku. Jak ogon kota. No cóż... Kaori, zmieniasz się w tego futrzaka, którego nienawidzisz. Trzeba ci będzie do obroży przypiąć karteczkę z imieniem. Kotka Kaori. Jak to słodko brzmi.

„Niedoczekanie wasze!”

   Zerwałam się na nogi i z całej siły kopnęłam ścianę. Raz, drugi, trzeci. W końcu wydawało mi się, że zaczęła pękać. Kontynuowałam ataki, ale po kilku kopnięciach zmęczona padłam na materac niczym worek kartofli. Leżałam, ciężko dysząc długą chwilę. Deszcz za oknem powoli przestawał padać.

   Gdy kilka minut później stukanie o szybę ustało, zdecydowałam się wybić szybę. Muszę jakoś stąd wyjść. Podeszłam do okna. Jak to robią na filmach? Owijają dłoń szmatą i uderzają... Nie mam szmaty... Ale zaraz, była również druga metoda. Uderzenie łokciem. No dobra. Raz... Dwa... Trzy!

„Ałałałała!”

   No cóż. Ta szyba jest chyba pancerna. Ręka boli mnie koszmarnie. I zapewne będzie bolała... Jeszcze przez dłuższą chwilę. Kręciłam się po pokoju, rozcierając obolały łokieć i myśląc, co można by jeszcze zrobić. Hm... Materac... A co jest pod nim?

   Spróbowałam go podnieść. Dźwignęłam go bez trudu. Pod nim prócz masy kurzu znajdowały się drzwi! Drzwi w podłodze. Czyli to miejsce ma piwnicę. Odrzuciłam na bok materac i spróbowałam je otworzyć, a raczej podnieść klapę. Była cholernie ciężka, ale po chwili w końcu mi się udało.

   Zeskoczyłam na dół. Znalazłam się  w piwnicy. A przynajmniej tak mi się wydawało. Pomieszczenie było słabo oświetlone wiszącymi tu i ówdzie pochodniami. Prócz tego było puste. Na jednej ścianie znajdowały się drewniane drzwi. Spojrzałam w górę. Nawet, gdybym chciała wrócić do tamtego pokoju – nie dam rady doskoczyć tak wysoko, by się czegoś złapać.

   Ruszyłam w stronę drzwi. Te otworzyły się ze skrzypnięciem. Powitała mnie ciemność. Ogarnęło mnie uczucie strachu. Nie chciałam iść po ciemku, więc zdjęłam ze ściany jedną z pochodni, po czym zapuściłam się w ciemny korytarz.

   Wydrążony w ziemi tunel ciągnął się bez końca, skręcając co chwilę to w lewo, to w prawo. Co jakiś czas delikatnie opadał, by po chwili znów się wznieść. Od czasu do czasu przebiegł koło mnie duży, paskudny szczur. Miałam ochotę go złapać, co niezbyt dobrze świadczyło o moim człowieczeństwie. Bardziej o jego zaniku na korzyść kotki. Kotka Kaori. Kotori?

   Nie wiem ile tak szłam, ale w końcu za kolejnym zakrętem ujrzałam światło. Wyjście! Przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego tunelu. W końcu znalazłam się na zewnątrz. Nie takiego widoku się spodziewałam, ale lepsze to niż przebywanie w tej jaskini.

   Znajdowałam się teraz w lesie. A raczej na skraju lasu. Na lewo, zaraz za kilkoma drzewami rozciągała się łąka, natomiast z prawej oraz na wprost – las. Do jaskini prowadziła ścieżka, więc postanowiłam nią iść. Na pewno gdzieś mnie zaprowadzi.

   Ruszyłam więc powoli przed siebie, obserwując okoliczną przyrodę. Nie żebym jakoś szczególnie uważała na lekcjach biologii i geografii, ale raczej powinnam rozróżniać podstawowe rodzaje drzew w lesie, prawda? Sosna, brzoza, dąb i tak dalej... No cóż... Znajdujące się w tym lesie drzewa bynajmniej do tych gatunków nie należały.

   Las był pełen różnych drzew, jakich nigdy przedtem nie widziałam. Obszerne pnie przypominały raczej wykute z kamienia posągi niż drzewa, a pierwsze gałęzie zaczynały się wysoko, możliwe, że nawet i dziesięć metrów nad ziemią. I muszę przyznać, że nie chciałabym być w pobliżu, gdy spadał z takiego drzewa liść. Otóż jeden z nich właśnie minęłam. Był większy ode mnie. Prócz tego reszta wydawała się normalna. Były jakieś kwiatki, mech, trawa. Słowem normalny las. No, może z tą różnicą, że cała przyroda nie przypominała nic znanego. Czułam się, jakbym była w innym świecie, co w gruncie rzeczy nie musiało być takie dalekie od prawdy.

   Maszerowałam dalej. Szłam już chyba z godzinę, gdy uderzyła mnie jedna rzecz. Jak się tak zastanowić... Nie widziałam do tej pory żadnego robactwa. Ptaki nie ćwierkają. Żadnych zwierząt prócz tych szczurów w tunelu... Dziwne. Przecież to jest las. Powinno tu coś żyć prócz roślin.

   W końcu dotarłam do rozwidlenia dróg. Znak, który przed sobą miałam zapewne powiedziałby mi gdzie iść, gdybym umiała czytać. Znaczy umiem czytać, ale znaki umieszczone na drogowskazie nie były ani kanji, ani też znakami alfabetu łacińskiego. Runy. To jedyne, co przyszło mi na myśl.

   Już miałam ruszać w prawo, gdy usłyszałam za plecami cykanie. Coś w środku mówiło mi „Uciekaj idiotko”, ale ciekawość wzięła górę i obróciłam się w stronę dźwięku.

„A, to tylko pająk... Zaraz... Jasna cholera, przecież pająki nie mają rozmiaru samochodu!”

   No to jestem w ciemnej dupie. No cóż, Kaori. Wygląda na to, że nie dożyjesz końca przemiany w kotkę... Nad czym ja, cholera, myślę. Spokojnie wycofałam się dwa kroki po czym pędem rzuciłam się do ucieczki. Słyszałam za sobą ciche tupanie, co znaczyło, że ten paskudny pająk za mną biegnie.

„Ratunku, nya pomoc!”

   Biegłam ile sił w nogach, lecz niestety, bestia okazała się nieco sprytniejsza niż na to wyglądała i postanowiła opluć mnie pajęczyną. Dokładniej mówiąc, obwiązała mi siecią nogi, co z kolei sprawiło, że przytuliłam ziemię. Zaczęłam czołgać się dalej, patrząc na zbliżającą się potworę, pewna tego, że skończę dzisiaj w charakterze kolacji dla tego cholerstwa, gdy nagle usłyszałam brzęk metalu.

   Następnie wszystko potoczyło się szybko. Brzęk metalu, odgłos rozcinanego powietrza, a następnie pisk pająka.
Odp: The World Ends With You
« Reply #1, on April 15th, 2014, 10:06 PM »
Nyan 02

   Pająk padł na ziemię w dwóch częściach. Między nim a mną stał teraz chłopak. Mój wybawiciel.

„Nic ci nie jest, mały?”

„Nic. Ej, chwilę, nie jestem chłopakiem!”

   Osobnik machnął mieczem, a następnie zawiesił go sobie na plecach. Dopiero wtedy zauważyłam jak duży miecz to był. Samo ostrze miało, na moje oko, półtora metra długości. Szermierz obrócił się w moją stronę.

„Wybacz. Leżąc, wyglądałaś na chłopaka.”

   Podszedł bliżej, wyjmując z zawieszonego na pasku pokrowca nóż. Wprawnym cięciem wyswobodził mnie z pajęczyny, następnie schował nóż i pomógł mi wstać. Gdy się otrzepałam, zauważyłam, że nieznajomy bacznie mi się przygląda.

„Muszę przyznać, że matka natura nie poskąpiła ci cycków.”

„...”

   Wszyscy faceci to jednak wzrokowcy.

„No, ale wybacz moje maniery. Jestem Seru.”

„A ja Kaori.”

„Kaori? Dziwne imię...”

„Dziwne?”

   Dziwny, a zarazem bezczelny był mój wybawiciel. Przedstawił się jako Seru. Pierwszy raz słyszałam takie imię. Był całkiem przystojny. Krótkie czarne włosy od dawna nie widziały grzebienia i ułożone były każdy w inną stronę. Nieco wysuniętą brodę pokrywał delikatny zarost, natomiast prawą stronę twarzy zdobiła dość spora blizna. Ubrany był w czarny bezrękawnik, spodnie moro na odpowiedniej wysokości utrzymywał porządny pas, a na nogach miał skórzane, wyglądające na wojskowe buty. Słowem, sprawiał wrażenie żołnierza, tylko zamiast karabinu nosił mieczyk, który był niewiele mniejszy ode mnie, a którym on posługiwał się tak, jakby ten kawał żelaza nic nie ważył.

 „Dziwne. Twoje ubranie również jest dosyć dziwne. Odwiedzałem raz wschodnie krainy, również Nekopolis, ale nie przypominam sobie takiej mody.”

„Nekopolis?”

„Właściwie, co samotna Nekonka robi w tej okolicy?”

„Sama chciałabym to wiedzieć. Nya razie mam dużo pytań i żadnych odpowiedzi.”

„Zdajesz się być interesująca. Jestem w drodze do Sigurito. Może udasz się ze mną? Bezpieczniej będzie podróżować we dwoje, a i może uda mi się odpowiedzieć na część twoich pytań.”

   Sigu co? Zresztą, co to za różnica. Ważne, żeby była tam jakaś cywilizacja.

„Chętnie. I tak nie bardzo wiem, gdzie jestem, więc raczej bardziej się chyba nie zgubię.”

„No to w drogę.”

   Ruszyliśmy przed siebie. Seru z zainteresowaniem słuchał mojej opowieści o tym, co przytrafiło mi się dzisiaj od rana. Dość szybko załapał, że nie jestem stąd. Mam na myśli ten świat. To nie jest miejsce, w którym żyłam do tej pory. Nie ma tu takiej technologii. Nikt nie słyszał o Tokio, Japonii, czy hamburgerach... Znaczy, Amerykanach.

„Muszę przyznać, to bardzo interesujące.”

„Nya pewno. Chciałabym jednak wrócić do siebie... Znyaczy do mojego świata. Nie bardzo widzi mi się mieszkanie tutaj, zwłaszcza, że są tu pająki wielkości samochodu.”

„Co to jest samochodu?”

„...”

   Chcąc, nie chcąc opowiedziałam mu nieco o moim świecie. Był pod wrażeniem. Trzeba mu to przyznać – jak na najemnika był inteligenty. Bez większych problemów potrafił sobie wyobrazić pewne rzeczy i porównać je z odpowiednikami znajdującymi się w jego świecie.

„Ciężka sprawa. Nie sądzę, żebyś dała sobie radę sama... Złota zapewne nie masz...”

„Ano nie mam. Nie mam żadnych pieniędzy, a nyawet jakbym miała, nie sądzę, aby jeny miały tutaj jakąkolwiek wartość.”

„Niby mogłabyś się sprzedawać, w końcu ładna jesteś, ale niestety jest to karalne. Nie jesteś stąd, więc pewnie na magii również się nie znasz...”

   Czy ja dobrze słyszałam? Magia? Czy ja do cholery trafiłam do gry fantasy czy co? Magia. Czary mary bum? Wolałam zachować komentarz dla siebie. Jeszcze dodatkowo miałabym się puszczać za pieniądze? Wolałabym już głodować.

„Dobra. Mam propozycję.”

„Tak?”

„Kupię ci miecz. Podszkolę w jego użyciu i spróbujemy cię wysłać do domu.”

„Nyaprawdę?”

„Tak, ale w zamian będziesz prać, gotować i co najważniejsze – opowiesz mi więcej o swoim świecie.”

„Pranie? Bez problemu! Gotowanie... Niby jak? Gdybym miała garnki i co nyajważniejsze – przyprawy – mogłabym coś ugotować. Bez tego ciężko. Co do opowiadanya o moim świecie... Opowiadam kiepsko, ale mogę mówić, jeśli tylko będziesz chciał słuchać.”

„No to postanowione.”

   Szliśmy dalej, rozmawiając. Seru opowiadał mi o sobie. Był najemnikiem. Wędrował od miasta do miasta szukając pracy. Ochraniał kupców i bogaczy, przepędzał bandytów, czasem musiał kogoś odnaleźć, lub zabić. Pracował dla tego, kto dobrze płacił. Tym razem podjął się jednak zadania za dramo. Płatne w naturze, mogłabym powiedzieć. Nagle mój brzuch przypomniał, że nic nie jadłam od wczoraj. Odgłos był tak głośny, że Seru na pewno go usłyszał, a ja miałam ochotę spalić się ze wstydu.

„Ktoś tu chyba jest głodny.”

   Wyjął z torby kawałek czegoś, co przypominało bułkę i podał mi. Po spróbowaniu stwierdziłam, że faktycznie była to bułka, może nie klasyczna bułka z mojego świata, ale całkiem znośna. A biorąc pod uwagę fakt, że byłam niesamowicie głodna, nie narzekałam.

   W końcu dotarliśmy do rozwidlenia. Widać całkiem niezły kawałek przebiegłam. Wskazałam Seru skąd przyszłam, wspominając o jaskini. Mój towarzysz zamyślił się.

„Myślę, że moglibyśmy nadrobić trochę drogi. Może dowiemy się czegoś, co mogłoby nam pomóc wysłać cię do domu. Jeśli zejdzie nam za długo, to najwyżej spędzimy tam noc. Ten las jest o wiele bardziej niebezpieczny w nocy, pająki leśne to najmniejsze zmartwienie.”

„Nyawet mnie nie strasz. Myślałam, że zostanę kolacją dla tej paskudy.”

„Na szczęście zjawiłem się ja.”

„No, księciem z bajki to ty nie jesteś, ale i tak dziękuję za ratunek.”

   Seru uśmiechnął się i skręcił w ścieżkę prowadzącą do jaskini. Szliśmy ubitą drogą, którą całkiem niedawno maszerowałam nieświadoma czyhających w lesie niebezpieczeństw. Na szczęście teraz miałam bodyguarda.

   Jak tak teraz pomyślę... Poszło trochę za łatwo. Uwierzył mi od razu. Nie ma co ukrywać, sama sobie z trudem wierzę. A co jeśli nie będę mogła wrócić stąd do... Nie wiem czy „dom” jest tu odpowiednim słowem.

„Nyaprawdę mi wierzysz?”

„Tak. Nawet jeśli nie jesteś z innego świata, to na pewno nie jesteś z Argonii.”

   Nieco mnie to uspokoiło, mimo iż nadal czułam się nieswojo. Westchnęłam ciężko. Seru zaczął cicho pogwizdywać. Zastanawiałam się czy to dobrze. Jesteśmy w końcu w lesie. I to nienależącym do bezpiecznych. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że wie, co robi.

   Postanowiłam przyjrzeć się otaczającej ścieżkę florze. Wiele roślin przypominało powierzchownie rośliny z mojego świata. Gdzieś w oddali dostrzegłam kwiat. Wyglądał jak zamknięty tulipan. Czerwony tulipan... O wielkości przynajmniej ośmiu metrów.

„Ale ładny kwiat.”

„Uwierz, nie chciałabyś koło niego przechodzić.”

„Dlaczego?”

   W sumie Seru nie musiał się nawet odzywać. Koło kwiatu przechodziło jakieś żyjątko przypominające dzika, toteż inną świnię. Kwiat zaczął się nieco otwierać, po czym gwałtownie zgiął się, przykrywając swoim kielichem zwierzę. Roślinka mięskożerna.

„Świetny zabójca. Gdy przykrywa ofiarę, oblewa ją płynem, który ją unieruchamia. Następnie zamyka się i podnosi do góry, gdzie trawi nieszczęsną istotę.”

„W sumie przyznyaję ci rację. Nie chciałabym koło tego stać.”

   Po półgodzinnym marszu w końcu dotarliśmy do jaskini, z której wyszłam. Pochodnia, którą oświetlałam sobie drogę leżała tam gdzie ją rzuciłam, ale zdążyła już zgasnąć. Gdy zwróciłam na to uwagę, Seru powiedział, że zna parę zaklęć, po czym wyjął z kieszeni... Zapalniczkę. Zdecydowanie pochodzącą z mojego świata. Przeanalizowałam dokładnie, co mówił wcześniej. Z jego opisu wynikało, że jest to świat jaki widuje się w grach fantasy. Magia, smoki i inne tego typu rzeczy. Naturalne więc jest, że nie rozpalają tutaj ognia dzięki zapalniczkom.

„Skąd to masz?”

„Dostałem od dziadka kilka lat temu. Mówił, że moc tego przedmiotu jest ograniczona i kazał mi używać go z rozwagą. Czemu pytasz?”

„To... To jest zapalniczka.”

   Wyrwałam mu ją z rąk i spojrzałam pod światło. Było nieco mniej niż połowa gazu. Oddałam mu ją.

„To przedmiot z mojego świata. To żadna magia. To technika.”

„To... Nie jest magia?”

„Nie, nie jest. Opowiesz mi o swoim dziadku?”

„Nie teraz. Wieczorem.”

   Używając nie-magicznej-zapalniczki, podpalił pochodnię i ruszyliśmy w głąb jaskini. Jaskinia, oczywiście, nie zmieniła się podczas mojej nieobecności. Byłoby to raczej zadziwiające, gdyby wyglądała jakoś inaczej, chociaż... To świat magii, miecza, seksownych elfickich księżniczek, przystojnych rycerzy oraz publicznych egzekucji, a także masowych gwałtów i wojen. Takie rzeczy jak zmieniające się jaskinie mogą być tutaj normą.

   Tunel co chwilę zwężał się, by kawałek dalej znów się rozszerzyć. Miałam wrażenie, że nie może się zdecydować, jaki kształt przyjąć. W końcu dotarliśmy do miejsca mniej lub bardziej trafnie nazwanego przeze mnie piwnicą. Dziura w „suficie” nadal się tam znajdowała.

„To tutaj?”

„Tak. Pomieszczenie, w którym się obudziłam jest na górze.”

„Musimy się tam dostać. Podsadzę cię.”

   Seru uklęknął przede mną. Już miałam mu siąść na ramionach, gdy uświadomiłam sobie jedną rzecz. Złapałam się za spódniczkę.

„Seru, zdejmij pasek.”

„Po co?”

„Po prostu zrób to.”

   Seru zdjął pasek trzymający jego spodnie. Nie spadły mu z tyłka, co uznałam za dobry znak. Zapięłam mu go na głowie, tak żeby zasłaniał mu oczy. Teraz, gdy moja kobiecość (lub raczej moje majtki) były chronione, mogłam pobawić się w alpinistkę.

   Z wielkim trudem wdrapałam się do pomieszczenia, w którym obudziłam się kilka godzin temu. Wisząca samotnie u sufitu żarówka oświetlała pokój. Zaraz... Żarówka?! ŻARÓWKA! Skoro jest tutaj żarówka i świeci, to znaczy, że musi być tutaj prąd.

   W czasie gdy ja wpatrywałam się z niedowierzaniem w wiszący u sufitu kawałek szkła, Seru z kocią gracją (czy nie powinno być to moim atrybutem w tych okolicznościach?) znalazł się na górze. Omiótł pomieszczenie wzrokiem i zatrzymał się na oknie.

„Mam złą wiadomość. Dzisiaj nocujemy tutaj.”

„Ale... Dlaczego?”

„Zapadł zmrok. Mówiąc, że las jest niebezpieczny po zmroku, nie miałem na myśli mięsożernych roślin czy też pająków.”

„Ale... Gdzie będziemy spali?”

„Widzę, że jest tu materac. Zmieścimy się razem..”

„Nie ma mowy! Nie będę spała w jednym łóżku z facetem.”

„Nekonka, elfka czy ogrzyca... Kobieta pozostaje kobietą... No dobrze. Przed snem zeskoczę na dół.”

   Westchnęłam i rozejrzałam się. Huh? Co to? Coś leżało w kącie koło materaca. Zbliżyłam się i podniosłam przedmiot. To... To przecież mój telefon! Moja komórka! Ale skąd?

   Otworzyłam klapkę i spojrzałam na wyświetlacz. Hm... Bateria była pełna, godzina... Spojrzałam za okno... Nie ma znaczenia. Zasięg? Napis „No Network Coverage”. Można się było tego spodziewać. Jestem cholera wie gdzie i dziwię się, że nie mam zasięgu. Ech...

„Co to?”

„To? Komórka. Dokładniej – telefon komórkowy.”

„Jak mniemam, coś z twojego świata. Do czego to służy?”

„Można tym komunikować się z innymi ludźmi, którzy znyają twój numer. Niestety, nie mam zasięgu żadnej sieci, więc nigdzie nie zadzwonię.”

   Usiadłam zrezygnowana na materacu. Seru usadowił się pod ścianą po przeciwnej stronie pomieszczenie. Zdaje się, miałam się dzisiaj spotkać z Hanako. Pewnie będzie na mnie wściekła. Zadzwonię do niej zaraz jak wrócę do domu... Jeśli wrócę. Zaczęłam wpatrywać się w żarówkę.

„Seru, jak oświetlacie pokoje w nocy?”

„Bo ja wiem? Świeczki lub pochodnie. Magowie pewnie magią. Czemu pytasz?”

„To na górze... To żarówka. Pochodzi z mojego świata. Zastanyawia mnie jedna rzecz. Żarówki do działanya wymagają prądu. Więc jak ona działa tutaj?”

„Nie jestem w stanie ci odpowiedzieć.”

„Chciałabym wrócić do domu...”

„Hej, nie płacz! Znajdziemy jakiś sposób.”

   Dopiero teraz zauważyłam, że po policzkach spływają mi łzy. Gdybym ubierała się i malowała jak gothic lolity, pewnie makijaż zrobiłby ze mnie w tym momencie czarownicę. Z drugiej strony z lusterkiem się dzisiaj nie widziałam, więc nie byłam pewna czy czasem już nie wyglądam jak potwora.

   W końcu smutek wziął górę. Podniosłam się i szybkim ruchem rzuciłam się na Seru. Przytuliłam się do niego i pozwoliłam całemu smutkowi wypłynąć razem ze łzami w ramionach mojego towarzysza. Seru chyba chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymał się i zamiast tego mnie objął. Może rozumiał, że dziewczyna potrzebuje czasem pozbyć się łez. Co prawda najbardziej odpowiednia byłby do tego najlepsza przyjaciółka lub siostra, ale biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności – ktoś obcy, najemnik musi wystarczyć. Na bezrybiu i rak ryba.

   Nie wiem ile tak siedziałam wtulona w Seru, ale nie mogłam przestać płakać. Ostatecznie jednak zmęczona usnęłam.
Odp: The World Ends With You
« Reply #2, on April 15th, 2014, 10:10 PM »
Nyan 03

   Gdy otworzyłam oczy, pierwsze o czym pomyślałam to „dlaczego leżę na podłodze?”. Była to wielka tajemnica życia. Także element fizyki. Siła przyciągania ziemskiego. Och, grawitacjo, bezlitosna z ciebie suka. Wiem, że nie wypada dziewczynie mówić tak brzydko, ale jest to jedyna myśl jaka przychodzi mi do głowy, gdy budzę się na ziemi. Pytaniem tylko, czemu na tej ziemi się znajduję? Czy wszystkie nastolatki wiercą się w łóżku i lądują na podłodze w swoich pokojach? Podobno jeśli dziewczyna wierci się w łóżku, to jest dobrą kochanką. Czego jestem pewna, to fakt, że jeśli dziewczyna wierci się w łóżku, to nad ranem wszystko ją boli. Muszę chyba przestać czytać pisma dla nastolatek.

   Podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież, pozwalając świeżemu powietrzu odwiedzić mój pokój. Ciekawe która godzina. Chciałam wziąć do reki telefon, ale moja dłoń napotkała tylko półkę. Dziwne. Wydawało mi się, że wieczorem go tu kładłam. Rozejrzałam się po pokoju. Ani śladu komórki. No przecież się nie rozpłynęła! Nie dostała nóg i nie wyszła. Sprawdziłam pod łóżkiem, za szafką, w szufladach... Nigdzie jej nie było.

„Kaori!”

   Ktoś z dołu mnie zawołał. Ech... Ledwo człowiek otworzy oczy i od razu mają do niego tysiąc spraw. Jakby nie mogli poczekać.

„Kaori!”

„Zaraz przyjdę.”

„Kaori!”

„Za... Huh?”

   Dotarła do mnie jedna rzecz. Nie jestem w domu. Nie w moim pokoju. I to nie wołała mnie mama. Podniosłam się z materaca. No tak. Byłam przecież w dziwnym świecie rodem z gry RPG. To był sen. Ale coś tu się nie zgadzało. Zdaję się, że... Jasna cholera. Usnęłam w ramionach Seru. Ale... Obudziłam się sama. Gdzie on się podział?

„Kaori!”

„Gdzie jesteś?”

„Na dole. Rusz się. Wychodzimy stąd.”

   Więc wyglądało na to... Rozejrzałam się wkoło, po czym dokładnie przyjrzałam się sobie. Ubranie nie ruszone... Majtki... W paski... Czy ja, kurde, jestem Hatsune Miku? W każdym razie wszystko jest tak jak było. Widać Seru to  godny zaufania facet.

„Już schodzę...”

   Zeskoczyłam na dół, gdzie czekał na mnie mój towarzysz.

„Jak się spało?”

„Niezbyt wygodnie. Chociaż przyznyam, że sypiałam w gorszych warunkach.”

„Zostań najemniczką. Gwarantuję, że po miesiącu nie będziesz widzieć różnicy między łóżkiem a ziemią. Oba będą tak samo wygodne.”

„Dzięki, ale nie skorzystam. Spałeś tu na dole?”

„No przecież obiecałem ci. Usnęłaś, więc przeniosłem cię na materac i sam poszedłem spać.”

„Dziękuje. No i przepraszam. Zapewne zaskoczyłam cię wczoraj...”

„W porządku. Poczułem się, jakbym znowu miał siostrę.”

   „Miał” siostrę... Czyżby coś jej się przydarzyło? No cóż, Seru opowie mi o tym, jeśli będzie chciał. Ruszyliśmy w drogę powrotną.

„Mój dziadek był podróżnikiem. Podobnie jak ja przemierzał świat. Pewnego dnia na południowym krańcu Argonii spotkał innego podróżnika. Był dość dziwny. Podróż kontynuowali razem. Wówczas ten dziwny osobnik opowiedział mojemu dziadkowi o wielu ciekawych rzeczach, a także nauczył obsługi kilku przedmiotów, które miał przy sobie.”

„Ktoś z mojego świata?”

„Możliwe. Pewnej nocy, zostali zaatakowani przez bandytów. Udało im się wybronić, niestety towarzysz mojego dziadka został ranny. Jak się okazało – śmiertelnie. Jego ostatnim życzeniem było, by wszystkie posiadane przez niego przedmioty zatrzymał mój dziadek. Przed śmiercią kilka lat temu przekazał je mnie. Część z nich zdarzyła się już zużyć.”

   Wyszliśmy z jaskini. Świeże powietrze, las. Dużo lasu. I krzaczki. I to było miejsce, w które musiałam się udać. Wolałam nie odchodzić zbyt daleko. Nie obawiałam się mięsożernych kwiatków. Zwierząt jako takich, też nie. Obawiałam się paskudnych obślizgłych macek, które robią brzydkie rzeczy dziewczynom w mangach dla dorosłych. O ile takie coś być może przyjemnie się czyta, o tyle nie chciałabym znaleźć się na miejscu bohaterki takiej mangi. Mackowe stwory. Fuj.

   No dobra. Skończyłam. Czym się teraz mam wytrzeć? Muszą wystarczyć liście. Dobrze, że to nie była ta cięższa sprawa. Naprawdę w takich momentach chciałabym być chłopakiem. W końcu wygramoliłam się z krzaków. Seru spojrzał na mnie i nagle spoważniał.

„Kaori, zamknij oczy i nie ruszaj się.”

„Co...?”

   Przełknęłam ślinę. Czy to sytuacja jak w książkach? Zostanę pocałowana? Seru był tak blisko... Czułam jego rękę na ramieniu... Co on zmierzał zrobić? Bałam się. Chociaż w zasadzie nie był to strach, a raczej rosnące podekscytowanie.

„Już.”

   Zdziwiona otworzyłam oczy. Seru trzymał w ręku dziwnego robaka. Przypominał skorpiona, chociaż nie do końca.

„Miałaś to na ramieniu. Gdyby cię ukąsił, mielibyśmy problem. Jego jad nie jest zabójczy, ale dostałabyś wysokiej gorączki.”

   Padłam na kolana, łapiąc się za głowę. W tym miejscu nawet nie można się wysikać, bo jakieś robactwo wpierdzieli cię na śniadanie.

„Ja... Ja... JA CHCĘ WRÓCIĆ DO DOMU!”

   Nawet nie wiedziałam, że mogę tak głośno krzyczeć. Seru zatkał sobie uszy oszołomiony przypuszczalnie moim zachowaniem. Coś strzeliło mi za plecami. Gdy się obróciłam, ujrzałam walące się na mnie drzewo. Naleśnik z kota...

   Poczułam, jakbym zderzyła się z kimś na korytarzu. Potem coś gruchnęło. To Seru szybko otrząsnął się z szoku i skoczył w moim kierunku, by uratować mnie przed spadającym drzewem. Na szczęście było to jedno z mniejszych drzew, bardziej przypominające drzewa z mojego świata. Wystarczające jednak, by mnie zabić. Pytanie – czemu się złamało?

   Tego było za wiele jak dla mnie. Zaczęłam płakać, krzyczeć i piszczeć. Siarczysty policzek wymierzony przez Seru – to było to, czego mi trzeba. Ta niekonwencjonalna metoda pomogła mi się uspokoić i postawiła mnie do pionu.

„Po pierwsze, uspokój się. Po drugie... Jak ty to zrobiłaś?”

„Co zrobiłam?”

„To nie był zwykły krzyk. To przez ten krzyk złamało się drzewo.”

„Ja... Nie wiem...”

   Seru rozejrzał się po okolicy, pomagając mi wstać z ziemi.

„Zbieramy się stąd. Mam złe przeczucia.”

   Drogę powrotną do rozwidlenia przebyliśmy w ciszy. Seru nie był zbyt ciekawy, czy przywołałam swoim krzykiem jakieś licho z lasu. Też nie miałam zbytniej chęci się dowiedzieć, zwłaszcza jeśli przerośnięte pająki to jedno z naszych mniejszych zmartwień.

   Będąc na rozwidleniu dróg, Seru zarządził przerwę. Usiedliśmy na kamieniu, po czym dostałam od niego kawałek bułki. Dzisiejszy plan obejmował dotarcie do miasta. Nie miałam zielonego pojęcia jak to miasto może wyglądać, chociaż wyobrażałam sobie coś, co widziałam w grach. Co prawda niezbyt lubiłam grać, ale siedząc u Mafuyu widziałam, jak ona gra, więc jako takie pojęcie o tym miałam.

„Zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałem, że Nekonki umieją tak krzyczeć.”

„Taka ze mnie Nekonka, jak z koziej dupy trąbka. Mówiłam ci już, nie jestem żadną Nekonką, czy też innym zwierzem. Cała ta sytuacja mnie przerasta. Nie wiem skąd się tu wzięłam, ani też po co.”

„Racja... Ale wiesz, taka umiejętność może być bardzo przydatna.”

„Przydatna?”

„Tak. Ogłuszasz tym przeciwnika i atakujesz. Dojdziemy do miasta, to odwiedzimy sklepy. Obiecałem kupić ci jakąś broń.”

„Jesteś pewny? Wiesz, że nie mam jak ci zapłacić.”

„Masz. Pranie i gotowanie sobie darujemy, przynajmniej dzisiaj, ale za to opowiesz mi o swoim świecie.”

   On jest dziwny. Powalony jak Lato z Radiem. No cóż. Przynajmniej to całkiem miły wariat. I przystojny. I silny. I inteligenty. I... Cholera, brzmię, jakbym chciała go poderwać. Kaori, weź się w garść.

   Po niezbyt obfitym śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem było Sigu coś tam.

   W czasie marszu zaczęła mnie zastanawiać jedna rzecz. Jakim cudem on może mówić po japońsku? To nie ma większego sensu. Bariera językowa tu nie obowiązuje? W sumie może to dobrze. Miałabym wielki problem, gdybym nie mogła się z nim porozumieć.

   Droga się dłużyła i ciągnęła jak papier toaletowy. Otoczenie niewiele się zmieniało. W końcu jednak las ustąpił miejsca polom i łąkom.

„Seru, daleko jeszcze? Zmęczona jestem...”

„Na znaku, gdzie się spotkaliśmy było napisane, że jedna yojana.”

„Yojanya?”

   No chyba się z dupami na głowy pozamieniali. Jedna yojana. Czyli to znaczy, że jesteśmy dopiero w połowie drogi. Umieram. Yojana to dawna jednostka miary. Oznaczała dystans, jaki mogła przemaszerować armia cesarska w ciągu jednego dnia. Wynosi to około piętnastu kilometrów. Czyli w ch... dużo.

   Seru postanowił umilić nam drogę, śpiewając piosenki w bliżej nieokreślonym języku. Wytrzymałam dwie...

„Seru... Proszę cię... Zrób coś dla muzyki i nie śpiewaj.”

„Aż tak źle mi idzie?”

„Koszmarnie.”

   Sprawdziłam stan baterii w telefonie. Ikona była pełna. Stan w opcjach pokazywał sto procent. Coś tu było nie tak. Po takim czasie powinno być zdecydowanie mniej, nawet około czterdziestu paru procent. Dziwne. Postanowiłam zastąpić śpiewanie Seru piosenkami z telefonu.

   Zabawne było jak Seru przestraszył się „magii”, której użyłam, puszczając muzykę. Co ciekawe, przypadł mu do gustu i hardcore, i rock, i nawet j-pop. Nie spodobał mu się natomiast dubstep. Nic dziwnego. W końcu nie każdy musi lubić odgłosy remontu. Ja uwielbiam <3.

   Co kilka piosenek sprawdzałam stan baterii. Cały czas wskazywał sto procent. Albo ten cholerny złom się zepsuł, albo bateria zamieniła się w nuklearny akumulator. Ewentualnie baterię ruchową. W końcu cały czas jestem w ruchu... W sumie nie. Rozładowałaby się w nocy, a mimo to dalej jest pełna.

   W końcu po kilku godzinach ujrzałam w oddali mur. Mur miasta. Sigu coś tam.

„Przed nami Sigurito. Zrobimy zakupy, a potem trzeba będzie rozejrzeć się za tawerną. Dzisiaj będziesz mogła spać na wygodniejszym łóżku.”

   Przemilczałam to, jak i resztę drogi. Tuż przed bramą zatrzymała nas straż. Dwóch masywnych rycerzy okutych w błyszczące zbroje. Hełmy skrywały ich twarze, więc nie wiedziałam czy byli przystojni, czy może przypominali pana Minato – mojego (zboczonego) nauczyciela od W-Fu.

„Stać, kto idzie?”

„Jesteśmy najemnikami. Chcemy się zatrzymać na noc i trochę zaopatrzyć.”

„Człowiek i Nekonka, huh? Możecie wejść, tylko trzymajcie się z dala od kłopotów.”

„Spokojna głowa.”

   I tym oto sposobem dotarliśmy do miasta. Wyglądało ono dość dziwnie. Domy, które w ogóle nie przypominały fantasy, bardziej domki jednorodzinne w mieszkalnych dzielnicach większych miast w Japonii, asfaltowe drogi, ładnie przystrzyżone trawniki i żywopłoty... To nie wyglądało jak miasto z erpega. Bardziej jak prowincjonalne miasteczko w Japonii.

   Seru prowadził mnie po mieście, tak jakby je znał. Zapewne był tutaj wcześniej. Mieszkańcy z uwagą mi się przyglądali. Dzieciaki, a raczej gówniarzeria (nie mogłam znaleźć innego określenia po tym, co mi robili) znaleźli sobie wesołą zabawę w ciągnięciu mnie za ogon. Cholerny koci ogon.

   W końcu dotarliśmy do budynku, na którym wisiał szyld. Przedstawiał topór wbity w czyjąś głowę oraz kilka run, które przypuszczalne oznaczały „broń”, „sklep z bronią” lub „zbrojmistrz”. Niestety, przeczytanie tego było poza moim zasięgiem, więc mogłam tylko zgadywać. Weszliśmy do środka.

   W życiu nie widziałam tyle żelastwa w jednym miejscu. Mieli tu wszystko. Zaczynając od małych nożyków przez miecze, topory, dzidy aż do halabard, czy jak się to dziadostwo zwało. Nie bardzo interesowały mnie średniowieczne militaria.

„Wybierzmy ci miecz. Spróbujesz sama, jak ci się go trzyma. Ważne jest, żeby nie krępował ci ruchów. Nie może być przez to za ciężki. Tarcza może być dla ciebie za ciężka, więc w zasadzie moglibyśmy mierzyć w miecz dwu lub półtora ręczny, ale zostaniemy przy jednoręcznym – dla lepszej kontroli.”

   Nie miałam większego pojęcia, o czym on mówił, ale robiłam, czego ode mnie oczekiwał. Brałam każdy miecz do ręki i trochę nim machałam. Niestety, prawie każdy był za ciężki. W końcu Seru spytał sprzedawcę o jakiś miecz w sam raz dla mnie.

   Sprzedawca, łysiejący starszy człowiek ze Stalinowskim wąsem, pomyślał chwilę, po czym zniknął na zapleczu. W tym momencie można by na spokojnie okraść jego sklepik. Po chwili wrócił, niosąc miecz. Była to... Jasna cholera! Katana! Co do cholery robi tutaj katana?!

   Lekko zakrzywione, jednostronne ostrze o długości około metra... Katana jak nic. Chwyciłam za rękojeść i pewnym ruchem wyjęłam ją z pochwy. Tak! To będzie mój „weapon of choice”. Jest taka jak powinna być katana. Lekka i... Miałam nadzieję ostra.

„Bierzmy to!”

„To będzie dwanaście srebrników.”

„Aż dwanaście?”

   Zdaje się, że to trochę dużo...

„Umm... Kaori...”

„Seru, chodź na stronę.”

   Usunęliśmy się na bok. Seru wyjaśnił mi, że dwanaście srebrników to BARDZO dużo. Za dwadzieścia srebrników można było kupić wóz i dwa konie.

„Mam pewien pomysł, który widziałam w anime...”

„W czym? I co ty chcesz zrobić?”

   Niczego nie wyjaśniając, podeszłam do lady. Usiadłam na niej i założyłam nogę na nogę.

„Panie sprzedawco, nie możnya by nieco obniżyć ceny?”

   Mój głos był kokieteryjny. Nie mogłam wprost uwierzyć, że robiłam coś takiego... Zachowywałam się jak dziwka. Mamo, tato. Wasza córka się zeszmaciła, żeby dostać miecz...  No dobrze. Nikt ze znajomych mnie nie widział, więc, jak to mówią, „show must go on”!

„Umm... Tego... Nie powinienem...”

   Zaczęłam rozpinać guziki w bluzce, przy okazji podwijając nieco spódniczkę.

„Panie sprzedawco, niech się pan nie da prosić...”

   Umierałam ze wstydu.

   Teatrzyk trwał jeszcze krótką chwilę. Udało mi się w ten sposób zbić cenę do pięciu srebrników, a dodatkowo dostałam pas, do którego mogłam przypiąć katanę oraz mały nożyk – idealny, by popełnić seppuku zaraz po wyjściu ze sklepu.

„Nigdy! Więcej! Czegoś! Takiego!”

„Znów mnie zaskoczyłaś. Doskonale to rozegrałaś.”

„Nigdy więcej. Gdyby widzieli mnie znajomi, stałabym się pośmiewiskiem całej szkoły, a jakby zobaczyła mnie matka, to na pewno wyrzuciła by mnie z domu.”

   Zapięłam pas i przypięłam do niego oba ostrza. W ogóle mi nie ciążyły, więc było w porządku. Szkoda, że nie mogłam ich schować tak, jak pokazywali to w Sword Art Online.

   Seru stwierdził, że powinniśmy znaleźć nocleg, jako że słońce chowało się już za horyzontem. Karczma na szczęście nie była daleko. Zjedliśmy tam obfitą kolację. Pieczony dzik był daniem głównym. Do tego jakieś pieczywo i dla mnie woda, a dla mojego towarzysza – piwo. Nie chciałam piwa nie dla tego, że jestem jeszcze nieletnia. Po prostu mi nie smakuje. Po kolacji Seru chciał wynająć pokój...

„Kaori, mamy problem.”

„Jaki?”

„Jest wolny tylko jeden pokój – z jednym, dwuosobowym łóżkiem.”

   „Because you had a bad day
   You're taking one down
   You sing a sad song just to turn it around...”

   Słowa tej piosenki zabrzmiały mi w głowie. Kilka ostatnich dni nie należało do moich najlepszych. A w zasadzie były do kitu. Oblałam sprawdzian w matematyki, nie mogłam znaleźć sobie chłopaka, podrożały moje ulubione ciastka, miałam rozdwojone końcówki, trafiam do dziwnego świata, robiłam z siebie dziwkę, by dostać miecz, okres mi się spóźniał i jeszcze miałam spać w jednym łóżku z facetem, którego ledwo znałam... Gdzie ja miałam ten nóż do seppuku?

   No nic, pozostało mi tylko przyjąć to wszystko na klatę. Pokój, w którym przyszło nam spędzić noc był mały. Ot, duże łóżko, dwie szafki – po jednej z każdej strony. Do tego stół, dwa krzesła, stojący wieszak... I to właściwie tyle. Mimo iż Seru wszedł pierwszy, złapałam się na tym, że chciałam zapalić światło, jak to zawsze robiłam, wchodząc do mojego pokoju. To taki nawyk. Trafiłam jednak na pustkę. Nie tracąc ani chwili, od razu wskoczyłam do łóżka, wyznaczając granicę, którą jeśli Seru przekroczy, to dorobię mu bliznę na drugim policzku. Jednak mimo wszystko wiedziałam, że Seru miał swoją dumę i na da się instynktowi, co za tym idzie nie zrobi mi krzywdy. Nie dlatego, że nie miał jaj, by to zrobić. Dlatego po prostu, że był uczciwy wobec siebie.

   Leżałam na łóżku zamyślona. W tym samym czasie Seru siedział przy stoliku i coś pisał. Chciałam zapytać, to to takiego, ale się powstrzymałam. Krótką chwilę potem, zmęczona dzisiejszą podróżą, usnęłam.
Odp: The World Ends With You
« Reply #3, on April 15th, 2014, 10:10 PM »
Nyan 03B

   Jeśli ktoś by mnie zapytał, czy spodziewałbym się czegoś takiego, odpowiedziałbym, że nie. Dwa dni po opuszczeniu Racroo, będąc w drodze do Sigurito, spotkałem ją. Przedstawiła się jako Kaori i wszystko wskazywało na to, że jest Nekonką, chociaż ona zaprzeczała, twierdząc, że nie jest z tego świata. Nie miałem powodów, by jej nie wierzyć. Opowiedziała mi nieco o swoim świecie i, co jest interesujące, jej opowieści, co prawda nie dokładnie, ale pokrywały się z historyjkami opowiadanymi mi przez dziadka, gdy byłem mały. Czy to znaczy, że mój dziadek również nie był z tego świata? Jak się nad tym zastanowię, nigdy nie słyszałem, żeby ktoś miał takie imię jak on. Wszystkim przedstawiał się jako Sairu, ale jego prawdziwe imię brzmiało Keitaro. Naprawdę dziwne. Dziwny był też ubiór mojej towarzyszki. Przepełniony błękitem, wyzywający, odsłaniający zgrabne nogi. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. No i jej... Nie wiem jak to określić... Egzotyczna? Uroda. Widziałem masę ładnych kobiet. Ludzi, elfki, mroczne elfki, centaury, nekonki... Ale ona... Ona miała w sobie coś innego. Coś egzotycznego. Coś pociągającego. Nie znaczy to, że od razu się zakochałem, o nie. Ona była po prostu inna. No i postanowiłem jej pomóc. Nie wiem jak, ale postanowiłem pomóc jej wrócić do domu, gdziekolwiek ten dom by się znajdował. Nie ma znaczenia czy znajduje się na Gaii, czy poza Gaią. Odwiedziliśmy też miejsce, w którym obudziła się tego dnia, gdy ją spotkałem. Było to małe pomieszczenie, do którego prowadził wykuty w skale tunel. Pomieszczenie oświetlała dziwna rzeczą. Moja towarzyszka wiedziała, co to jest, ale dla mnie wyglądało to na magię. Znalazła tam również coś, co nazywała telefonem. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale potrafi też wytwarzać muzykę! I to niesamowitą muzykę. W życiu czegoś takiego nie słyszałem. Umilało nam to drogę aż do miasta. Będąc w mieście, kupiłem jej miecz. Ostrze, które dla niej również wyglądało znajomo, dla mnie po prostu było dziwne. I strasznie drogie, chociaż Kaori, używając swojej urody skutecznie obniżyła cenę tej broni. Teraz będę musiał nauczyć ją korzystania z tego. Zaczniemy z rana.
Dzień 523
Odp: The World Ends With You
« Reply #4, on April 21st, 2014, 11:57 PM »
Nyan 04

   Gdy leniwie otworzyłam oczy, za oknem było jasno. Wspaniały poranek w nie-wspaniałym-świecie. Obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując się na Seru, który spał obok mnie. Pierwszy raz w życiu spałam z chłopakiem w łóżku. Spał bez bluzki, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego tors. Jego pierś była nakreślona bliznami. Musiał sporo przeżyć. Postanowiłam go nie budzić.

   Zeszłam na dół, by skorzystać z łazienki. Jedyna w tym budynku znajdowała się właśnie na dole. Siedząc na tronie niczym królowa, skorzystałam z chwili prywatności, by przeanalizować wydarzenia z wczorajszego dnia. Gdy zakończyłam analizę, jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Obwąchałam się. Tak... Przydałoby się wziąć prysznic. Marzyła mi się kąpiel... Wanna pełna gorącej wody, moje ulubione mydełko o wiśniowym aromacie, moja gumowa kaczuszka... Zaraz... Ja nie mam gumowej kaczuszki. Zdaje się, że mój koci umysł zaczął brać nade mną górę. Niedoczekanie twoje, ty futrzaku.

   Wyszłam z ubikacji i rozejrzałam się po sali. Nie było nawet gdzie umyć rąk. To takie niehigieniczne. Wieś. Po prostu wiocha. Moją uwagę przykuła znajdująca się przy drzwiach wejściowych tablica. Zapewne ogłoszeń. Nie inaczej. Popatrzmy. „Wymienię konia na krowę”. „Trzy worki pszenicy za trzy worki ryżu”. „Znaleziono pierścionek, wiadomość u płatnerza”. Niezła próba Sauron. Patrząc na te ogłoszenia, przypomniał mi się akademik, w którym mieszkała Yuriko. Inna strefa walutowa. „Oddam lodówkę marki Perico (dobra firma) za parę browarów”. Tak to było.

   Zostawiając moje myśli o Yuriko przy tablicy, udałam się na piętro, by zobaczyć czy nasz śpiący królewicz już wstał. Okazało się, że nie. Nadal spał w najlepsze. Pobudka, Seru!

   Energicznym ruchem ściągnęłam z niego koc. Dość szybko pożałowałam tego czynu. Co zobaczyłam, nie mogłam odwidzieć. Przykryłam kocem TĄ rzecz, a następnie wypłaciłam mu buta prosto w nerkę. Postawiło go to na nogi.

„Za co?”

„Za spanie nago!”

„Co jest złego w spaniu nago?”

   Wyjaśniłam mu, co zrobiłam, co ukazało się moim oczom oraz jaki uraz zostawi to na mojej psychice. Okej, przyznaję, że czasem czytuję takie gazetki lub na necie coś przejrzę, więc wiem jak TO wygląda, nawet mimo mozaiki, ale pierwszy raz widziałam takie coś na żywo. To nie tak, że nie interesuję się seksem, po prostu teraz mam inne zmartwienie na głowie i bynajmniej nie jest to patrzenie, jak Seru paraduje z gołą dupą po pokoju. Chcę wrócić do domu. I wziąć kąpiel.

„Seru, gdzie tu można się umyć?”

„Możesz już się obrócić. Kąpiel powiadasz? Niedaleko jest rzeka...”

„Chwileczkę, mam się kąpać w rzece?”

„Czemu nie? W mieście powinna być publiczna łaźnia, ale warunki higieniczne w publicznych łaźniach są takie, że bezpieczniej jest się kąpać w rzece.”

   Usiadłam na łóżku.

„Ja chcę do domu...”

   Śniadanie minęło w ciszy. Nie miałam humoru na rozmowę. Seru też nic nie mówił, ale po zjedzeniu zaproponował wycieczkę nad wspomnianą wcześniej rzekę.

„Przyzwyczaisz się. Wiele osób się tak myje.”

„A co jak ktoś mnie zobaczy?”

„Każdy chyba widział już gołą dziewczynę, więc raczej nie zwróci na ciebie zbytnej uwagi, a nawet jeśli, to zapoznam go z moim przyjacielem.”

   Gdyby wymawiając te słowa nie złapał za miecz, mogłabym pomyśleć, że jest gejem. Chociaż może on JEST gejem i dlatego nie zwraca na mnie większej uwagi?

   Nad rzeką było pięknie. Niezbyt szeroki i płytki strumień otaczały zielone łąki pełne różnokolorowych kwiatów. Rosnące samotnie drzewa dawały nieco cienia, jak na brzozy przystało. Zaraz. Brzozy? Przecież to drzewa z mojego świata. A może rosną one i tutaj? Tak... Po prostu?

„Tutaj będzie dobrze.”

„Co?”

„Tu możesz się umyć. Masz krzaki z obu stron strumienia. Ja poczekam tutaj. Nie musisz się spieszyć.”

„Um... A mydło?”

„Co to?”

„...”

   On sobie jaja robi?

„Ręcznik?”

„Nie bardzo wiem po co ci... Ale możesz wziąć mój.”

„Po co? Żeby się wytrzeć! Mydło, żeby się umyć. Specjalnie robisz z siebie takiego idiotę?”

   Seru nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie ze zdziwieniem. Ręce opadają. Zrezygnowana udałam się w stronę krzaków. Faktycznie. Miejsce było całkiem nieźle osłonięte. A woda zimna.

„Seru!”

„Tak? Potrzebujesz czegoś?”

„Nie, sprawdzam tylko łączność.”

„Co?”

„... Nic. Nieważne.”

   Ręce opadają. No cóż. Ważne jest to, że mnie słyszy, więc jakby co, pomoże mi... A... Przynajmniej taką miałam nadzieję.

   Najpierw zdjęłam pas, na którym zawieszone było całe moje żelastwo, a następnie rozpięłam bluzkę. Pod nią, jak się okazało, znajdował się biały podkoszulek. Rozwiązanie butów zajęło mi krótką chwilę, podobnie jak wczorajszego wieczoru. Założenie ich później znów zabierze mi dziesięć minut z życia. Były to moje ulubione buty, ale nie stworzono ich do ciągłego zakładania i zdejmowania. To zajmowało wieki. Zdjęłam skarpetki i stojąc boso na piasku, marzyłam by mieć tu klapki. Zsunęłam z siebie spódniczkę i dokładnie jej się przyjrzałam. Z tyłu, tuż pod gumką, znajdował się otwór. Otwór, na ogon. Nie wiem kto to wymyślił i projektował, ale było to przemyślane i pożyteczne. Zdjęłam podkoszulek. Stanik był tego samego koloru co majtki. W biało-turkusowe paski. Przed państwem kocica Kaori w cosplayu Hatsune Miku w stroju kąpielowym. Proszę wyjąć ręce z majtek i bić brawo! Phi. Pozbyłam się stanika, pozwalając piersiom pobyć chwilę na „wolności”, następnie zdjęłam majtki i dokładnie przyjrzałam się swojemu ciału. Wszystko wyglądało w porządku. Prócz ogona i kocich uszu nie było żadnych innych oznak przemiany w kota. No cóż, czas na kąpiel.

„Brrrr, ale zimna.”

   Dokładnie tak. Nawet nie zimna. Lodowata. No cóż. Musiałam wytrzymać. Powoli weszłam do strumienia. Zatrzymałam się, gdy woda sięgała mi do kolan. W najgłębszym miejscu woda sięgałaby do pasa. Z wielkim niesmakiem na twarzy przystąpiłam do porannej kąpieli.

   Ze strumienia wyszłam cała się trzęsąc. Sutki miałam twarde jak kamienie, a całe moje ciało pokrywała gęsia skórka. Dodatnia temperatura wcale nie ogrzewała, mimo iż było około trzydziestu stopni ciepła. Szybko wytarłam się, założyłam majtki, stanik, podkoszulek... Spódniczka sprawiła mi lekki problem. Może nie tyle sama spódniczka, co dziura na ogon. Następnie skarpetki i mocowanie się butami. Bluzkę, która właściwie przypominała kurtkę z krótkim rękawem zostawiłam rozpiętą. Było ciepło, więc nie musiałam chodzić zapięta. Wyszłam z krzaków i ruszyłam w stronę leżącego pod drzewem Seru.

„Umyta?”

„Tak. Myślałam, że zamarznę.”

„Będzie mi ciebie naprawdę szkoda, jak będziesz musiała zostać tu na zimę. No ale dobra. Skoro jesteś gotowa, zaczynamy trening szermierki!”

„Co? Już?”

„Pewnie. Nie ma na co czekać. Na początek pokaż mi, jak machasz mieczem.”

   Podrapałam się po głowie, rozejrzałam wkoło i ostatecznie niezdarnie wyciągnęłam z pochwy moją katanę. Odeszłam kawałek na bok, żeby przypadkowo nie zranić mojego towarzysza i od teraz nauczyciela. Zaczęłam machać mieczem w pionie, jak to się robi na ćwiczeniach kendo. Nie należałam do klubu kendo, bardziej interesowało mnie bieganie, ale czasem patrzałam jak ćwiczą, zwłaszcza że był w nim on... Akira. Najprzystojniejszy chłopak w całej szkole. Wysoko ponad moje możliwości. Z tego, co słyszałam większość dziewczyn robiła się mokra, gdy tylko się do nich odezwał. Nie byłam zboczona do tego stopnia, ale na pewno byłam w nim zakochana. Choć nie miałam u niego żadnych szans, zwłaszcza że konkurencją była cała żeńska część szkoły i pewnie też kilku chłopaków.

   Seru obserwował moje poczynania z uśmiechem na twarzy. Bawił się dobrze, to fakt. Nie było się czemu dziwić. Doświadczony najemnik patrzał jak dziewczyna, która pierwszy raz dzierży w dłoni ostrze wymachuje nim. I to pewnie strasznie niezdarnie. Nagle jednak zatrzymałam się.

„Coś nie tak?”

   Nie sprawdziłam jak ostra jest ta katana. Widziałam jak testowali to na filmach. Podeszłam do strumienia.

„Co robisz?”

   Stanęłam na brzegu i zanurzyłam nieco ostrze w wodzie. Nie musiałam długo czekać na płynący liść. Ha! Wiedziałam. Liść dotknął ostrza i nie zatrzymując się, popłynął dalej – w dwóch częściach. Mówi się, że katana jest dobra tylko wtedy, gdy zanurzona w wodzie rozcina płynący liść. Z tego, co widziałam – ta BYŁA dobra.

„Testowałam ostrość. W prządku.”

„Powiem ci coś. Twoja technika jest zła. Zobacz.”

   Seru wziął katanę i wykonał kilka cięć. Przypominało mi to filmy z Jackie Chanem z czasów, gdy ten był jeszcze młody i przystojny.

„Spróbuj.”

   Po paru nieudolnych machnięciach, Seru nakazał mi ćwiczyć dalej, a sam położył się pod drzewem, obserwując mnie i niedługo usnął. Machanie mieczem niezbyt mi wychodziło, więc postanowiłam spróbować czegoś innego.

   Chwyciłam miecz oburącz i zaczęłam wykonywać cięcia pod różnym kątem, ruszając się energicznie i co jakiś czas przerzucając miecz z jednej ręki do drugiej. Usiłowałam walczyć dwuręcznym mieczem, trzymając go jedną ręką. Okazało się to całkiem proste, chociaż nie wiedziałam, jak miałoby to się sprawdzić w praktyce.

   Gdy zmęczyłam się tańcem z ostrzem, zrobiłam sobie dziesięć minut przerwy, następnie zaczęłam robić pompki. Nie przychodziła mi na myśl inna forma ćwiczeń zwiększająca sprawność mięśni rąk. Po godzinie ćwiczeń: pompek, przysiadów, skłonów i machania mieczem miałam dość. Marzyłam o... Sama nie wiem. Morning Rescue? Tak, to by było dobre. A to, że jest już pora obiadowa nie miałoby znaczenia. Oho, pan nauczyciel zaczął się budzić.

„Ale mi się przysnęło. Jak ćwiczenia?”

„Padam z nóg...”

„Ha, ha. Wstawaj. Pokaż mi czego się nauczyłaś. Atakuj mnie. Będę się tylko bronił.”

   Stanęliśmy naprzeciw siebie. Cisza, spokój, miły powiew wiatru. Ruszyłam biegiem, trzymając miecz tylko prawą ręką. Seru wydawał się zaskoczony. Gdy byłam jakiś metr od niego, wyjął swój miecz... I trzymał go jedną ręką? Jak? Przecież ten kawał żelastwa ważył przynajmniej z czterdzieści kilo, może nawet więcej. Nie było ważne ile ważył ten miecz, ważne było, że Seru zablokował mój atak, trzymając go jedną ręką. Kontynuowałam mój taniec z ostrzem, a Seru bez problemu blokował każdy atak.

   W pewnym momencie przy jednym z moich ataków na twarzy Seru pojawił się uśmiech. Odepchnął mój miecz, prawie wyrywając mi go z ręki, następnie wziął zamach i machnął. swoim w pionie. Gdyby nie refleks, to teraz zapewne byłyby dwie Kaori. Prawdę powiedziawszy myślałam, że stracę ogon.

„Dobrze!”

„Miałeś nie atakować!”

„Jest dobrze. Niczego się nie nauczysz w ten sposób. Walcz, jakby od tego zależało twoje życie! Nie będę atakował non stop, ale miej się na baczności.”

   I taki trening trwał jeszcze przez godzinę, nim udaliśmy się do karczmy na obiad.

„Twoje ruchy są płynne i zwinne, ale twoja technika jest koszmarna. I tak bardzo ładnie jak na pierwszy raz.”

   Siedzieliśmy teraz przy stole, jedząc obiad – pieczonego kurczaka. Seru przedstawił mi wyniki swoich obserwacji przeprowadzonych w trakcie ćwiczeń.

„Na uwagę zasługuje twój styl. Myślę, że mogłabyś spróbować walki dwoma mieczami. Nie byłoby to łatwe, zważywszy, że twój miecz jest dwuręczny. Marune, moja partnerka sprzed lat – ona to miała krzepę. Dasz wiarę? Ona walczyła dwoma claymorami!”

„Czym?”

„Claymore. Miecz dwuręczny. Pięćdziesiąt jeden cali. Niewiele mniejszy niż mój Solaris. Ona walczyła dwoma takimi. Po jednym w każdej ręce.”

„Ile ważył jeden?”

„Około sześciu funtów.”

   Sześć funtów to... Na szczęście miałam przeliczniki w telefonie. Sześć funtów to około trzech kilogramów, a pięćdziesiąt jeden cali to... około stu trzydziestu centymetrów. Kawał żelastwa. Cena złomu ostatnio była wysoka...

   Przemyślałam na szybko to i owo i zdałam sobie z czegoś sprawę. Niten Ichi-ryū! Tak! Pamiętam, że trafiłam na to kiedyś na necie. Otóż, Niten Ichi-ryū była to technika walki kataną jako main-hand oraz wakizashi jako off-hand. Znalezienie wakizashi w tym świecie mogło być ciężkie... Dodatkowo nie miałam pojęcia, jak wygląda wakizashi. Sprawdziłabym na necie w telefonie, gdyby nie miłe „No Network Coverage”.

   Cóż, inne miecze ważą raczej dużo za dużo, ale skoro tamta dziewucha dawała radę dwoma klejami, czy jak to się tam nazywało... Trzeba będzie odwiedzić sklep.

   Po obiedzie i godzinnej przerwie wróciliśmy do treningu.
Odp: The World Ends With You
« Reply #5, on July 7th, 2014, 02:32 AM »
Nyan 05

   „Nieźle...”

   Seru dyszał ciężko, ledwo trzymając się na nogach. Ja również padałam z sił. Wbiłam w ziemię miecz, który trzymałam w prawej ręce i przetarłam nią ociekające potem czoło. Okładaliśmy się mieczami już czwartą godzinę. Uniosłam katanę ponad głowę, a trzymany w lewym ręku miecz ustawiłam tak, by czubek ostrza mieć na wysokości oczu. Nie było to Niten Ichi-ryū, bardziej Kaori-cholera-wie-co, ale działało. Drugie ostrze nie było co prawda wakizashi, lecz tani miecz kupiony za parę miedziaków, ale sprawował się doskonale. I nie był taki ciężki, więc nie krępował mi ruchów, chociaż na początku musiałam się wyrobić. Seru był dobrym nauczycielem, więc wszystko opanowałam w ciągu tygodnia i trzech dni.

„Dobra, Seru... Jeszcze raz.”

„No to dawaj, mała.”

   Ruszyłam biegiem w stronę Seru. Zrobił się on lekko przewidywalny. Wpierw zaatakuje w pionie, biorąc uprzednio zamach. Wówczas spróbuje coś czego jeszcze nie próbowałam. Odległość między nami się zmniejszyła. Seru wziął zamach. Wiedząc co zamierza, uskoczyłam w lewo, ale zaskoczył mnie, wykonując poziome cięcie. Przejechałam wślizgiem pod ostrzem i jeszcze nim zdążyłam się podnieść z ziemi, musiałam wykonać salto do tyłu, ponieważ Seru znów ciął poziomo, tym razem w drugą stronę. Niemal czułam jak ogonem zahaczam o jego ostrze.

   To było cholernie niebezpieczne. Ciął ostrą stroną – z łatwością mógłby rozciąć mnie na pół. Z drugiej strony uderzenie w plecy tępą stroną miecza połamałoby mi kręgosłup przynajmniej  w kilku miejscach. I tak źle, i tak nie dobrze.

   Lądowanie po salcie sprawiło, że znalazłam się w pewnej odległości od Seru, a on przygotowywał się do pionowego cięcia, na które czekałam. Znów zaczęłam biec w jego stronę. Mój nauczyciel machnął mieczem. Odskoczyłam do tyłu i miecz uderzył w ziemię. Na to liczyłam. Nim Seru zdarzył go podnieść, wskoczyłam na ostrze i biegłam po jego tępej stronie jak po kładce.

„Co do...”

   Nim Seru zdarzył zareagować, będąc przy klindze wyskoczyłam i obracając się do tyłu, uderzyłam go w twarz własnym tyłkiem. Powaliło go to na ziemię, a mnie udało się wylądować na nogach tuż koło niego.

„I co sądzisz, Seru?”

   Leżąc na ziemi, podniósł kciuk do góry.

„Biało-turkusowe paski!”

   Nadepnęłam mu na twarz moim ciężkim butem.

„Zboczeniec.”

   Po jakichś dwudziestu minutach siedzieliśmy w tawernie i jedliśmy kolację. Dokładnie odciśnięta podeszwa mojego buta wciąż widniała na twarzy Seru. Naszą kolację stanowiła pieczona dziczyzna, chociaż przyznaję – nie miałam pojęcia, co za zwierzę jedliśmy, ale w sumie nie robiło mi żadnej różnicy czy to dzik, sarna, czy inne cholerstwo parzystokopytne z tego świata. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że jadłam już coś podobnego. Znaczy, coś o podobnym smaku. Wzięłam głęboki łyk piwa. Przywykłam do smaku zarówno wina, jak i piwa. Ileż w końcu można pić wodę. Jakby mieli colę, albo coś w tym stylu... Z moich wspomnień o naszym świecie wyrwał mnie Seru.

„Słuchasz, co do ciebie mówię?”

„Um, nie. Zamyśliłam się.”

„Mówię, że technicznie nadal jesteś słaba.”

„Ech...”

„Za to jeśli chodzi o zwinność i czas reakcji... Nie będę ukrywał. Zostałem w tyle za tobą i to o jakąś sekundę.”

„To dobrze?”

„No wiesz... Pół sekundy decyduje o twoim życiu.”

„Czyli jestem lepsza od ciebie?”

„W zwinności. Mieczami też ładnie wymachujesz, ale to wciąż nie to.”

   Nieźle. Zostałam pochwalona. Poczułam się dumna. Aż z radości duszkiem opóźniłam kufel.

„Nie pij tak szybko.”

„Cicho. Barman! Jeszcze raz to samo!”

„Upijesz się.”

„Cicho. Powiedz mi lepiej, jak to jest, że wymachujesz tak wielkim mieczem, jakby nic nie ważył?”

„Bo naprawdę jest lekki. Spróbuj go podnieść.”

   Ruszyłam się z miejsca i podeszłam do stojącego przy ścianie miecza. Zebrałam wszystkie siły przygotowując się na wystawienie się na pośmiewisko ale... Seru miał rację. Miecz był cięższy niż oba moje i to ponad dwukrotnie, ale ogółem był lekki. Jeszcze dla tak dobrze zbudowanego faceta, jak Seru – ważył pewnie jeszcze mniej. Wróciłam do stolika, gdzie cycata córka barmana właśnie stawiała moje piwo. Oj, Seru, dobrze wiem, gdzie się patrzysz. Rzuciłam dyskretne spojrzenie na jej biust, potem na swój. Kurde, ona miała większe! Usiadłam i chwyciłam za kufel.

„Słuchaj...”

„Co?”

„Skoro umiesz już jako-tako machać mieczami... Może zapiszemy cię do gildii najemników?”

„Znyaczy co? Ja jako nyajemniczka?”

„Tak. Zarobisz trochę miedziaków. Będziemy pracować razem. Nie jest to ciężka praca, jeśli oczywiście dobrze wybiera się oferty.”

„Ciekawe...”

   Praca. W tym świecie. To nie taki zły pomysł. Przynajmniej do czasu, aż dowiem się jak się stąd wydostać. Praca jako najemnik... Brzmi to ciekawie...









   Otworzyłam oczy. Wpadające przez okno światło biło po oczach jak Mike Tyson. Głowa mi pękała, konkretnie mnie suszyło, a na dodatek, nie wiedzieć czemu, leżałam ubrana tak, jak leżałam, czyli w samych majtkach i bluzie. Próbowałam wstać z łóżka, ale jako że przekraczało to moje możliwości, po prostu się z niego zsunęłam na podłogę. Leżałam na plecach, patrząc jak sufit uśmiecha się do mnie, falując niczym woda w zatoce tokijskiej. Spod mojej rozpiętej bluzki wychylały się piersi. Gdzie do cholery jest mój stanik?

   Po przeleżeniu na podłodze pięciu minut zmotywowałam wszystkie mięśnie, by wstać. Seru spał w najlepsze, a wszystkie moje ciuchy leżały na krześle przy biurku. Niepewnym krokiem poczłapałam w stronę mojej garderoby, żeby się ubrać. Zajęło mi to dobrą chwilę. Następnie udałam się na dół dorwać coś do picia, bo dosłownie „boli dynia, w gębie pustynia”.

   Położyłam się na ladzie, czekając na barmana.

„Co podać, panienko?”

„Wody. Dużo.”

„Jak samopoczucie po dniu wczorajszym?”

   Złapałam pełny wody kufel i opróżniłam go „na raz”.

„Jeszcze raz to samo.”

   Drugi kufel wypiłam nieco wolniej. Czułam się już trochę lepiej. Sięgnęłam do kieszeni, by wyjąć miedziaki, ale barman mnie powstrzymał.

„Nie trzeba. Na mój koszt. Za wczoraj.”

„Za... Wczoraj... Chyba coś mnie ominęło...”

„Nie pamięta panienka?”

„A powinnyam?”

   Barman uśmiechnął się i polecił spytać Seru.

   Z wielkim hukiem otworzyłam drzwi i ściągnęłam z łóżka Seru, nie zważając, że jest całkowicie nagi.

„Gadaj! Co mi umknęło wczoraj?”

„O, Kaori... Już na nogach?”

„Nie każ mi się powtarzać.”

„Nie pamiętasz? No więc...”

   Siedziałam na łóżku załamana. Taki wstyd. Nawaliłam się jak szpak i zaczęłam tańczyć na stole, przy okazji rozbierając się. Stąd brak ubrania. Na szczęście nim pokazałam wszystko, Seru zaniósł mnie do pokoju, gdzie usnęłam niemal natychmiast. On niestety musiał zejść na dół jeszcze dwa razy. Najpierw po nasze bronie, potem po moje ubrania. Taki wstyd...

„Mówiłem ci – nie pij tyle i nie tak szybko.”

„Daj mi spokój.”

„Spokojnie. Nie takie rzeczy dziewczyny robiły i żyją. No, ale nie ma do płakać. Wstawaj i idziemy.”

„Gdzie?”

„Już nie pamiętasz? Do gildii najemników.”

   Nie miałam nawet siły protestować. Ruszyć się też mi się nie chciało. Pokonałam jednak swoją niemoc i ruszyłam za Seru, zabierając po drodze miecze. Wydawały się cięższe niż zwykle. Trzy sztuki żelastwa magicznie podwoiły swoją wagę.

   Idąc, czułam na sobie spojrzenia tych facetów, którzy siedzieli wczoraj w tawernie w czasie mojego występu. Na twarzy byłam czerwona jak burak. Częściowo ze wstydu, a częściowo ze złości. Idiotka ze mnie. Ciekawe, co by pomyślała teraz moja matka... Albo moje koleżanki. Matka raczej zadowolona by nie była. Pewnie wyrzuciłaby mnie z domu lub coś w tym stylu. Cieszę się, że tego nie widziała.

„Jesteśmy.”

   Staliśmy teraz przed wielkimi drzwiami, nad którymi widniał szyld z napisem „Gildia Najemników”. A przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie umiem czytać run. Seru pchnął masywne drzwi, które otworzyły się ze skrzypnięciem.

   Pomieszczenie wewnątrz okazało się być wąskim korytarzem z kolumnami i jednym biurkiem, za którym siedział jakiś facet. Z wyglądu przypominał mi trochę... Starszego Brada Pitta z dość gęstym wąsem. Sala natomiast przypominała... Katedrę albo coś w tym stylu w miniaturce, ponieważ całe pomieszczenie miało może pięć metrów długości i ze trzy metry szerokości, plus jakieś pięć metrów wysokości. Strasznie niewymiarowe, a dodatkowo z zewnątrz wyglądało na większe. Zbliżyliśmy się do biurka.

„W czym mogę pomóc?”

„Ta ślicznotka zdecydowała się na pracę jako najemnik. Chciałbym ją zarejestrować i wziąć na uczennicę.”

   Wąsata imitacja Brada Pitta spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem. Następnie zaczął szukać czegoś w biurku. W końcu podał mi książkę i kartkę papieru. Seru dostał drugą i od razu ją wypełnił. Na mojej była masa run i nic więcej. W wpatrywałam się w nią, nie wiedząc, co mam zrobić. Seru zwrócił swoją, a wąsacz podał mi kolejną kartkę.

„Proszę to podpisać.”

   Spojrzałam na dokument, szukając miejsca na podpis. Niestety, nie szło mi czytanie z run, więc musiałam skorzystać z pomocy.

„Um... Gdzie się mam tu podpisać?”

   Najemnik spojrzał na mnie, jak na idiotkę, następnie podrapał się po głowie. Widząc że nadal nie zaczęłam nic pisać, westchnął ciężko i wskazał mi miejsce, w którym miałam złożyć autograf. Nigdy wcześniej nie pisałam gęsim piórem, więc kanji wyszły mi nieco koślawe. Oddałam mu kartkę.

„Myślałem, że nekoni używają run...”

   Nekoni to, nekoni tamto. Czy ja, do cholery, wyglądam na kota... Um... Zaraz... Dobra... Nieważne...

„W porządku. Książka to kodeks najemnika. Kartka to skrót praw. Zapoznaj się z tym. Jutro zgłoś się w południe po potwierdzenie.”

   Podziękowaliśmy najemnikowi i wyszliśmy z budynku. Seru zaproponował spacer po okolicy poza miastem. Nie miałam najmniejszej ochoty pokazywać się dzisiaj w mieście, więc z ulgą przyjęłam pomysł. Spacer skończył się tak, jak się spodziewałam. Pod naszym drzewem treningowym, gdzie spędziliśmy resztę dnia. Seru zdrzemnął się na ziemi, podczas gdy ja przysypiałam na jednej z gałęzi.