News Obecnie jest problem z emailami aktywacyjnymi, dla kont, które jako adres email mają ustawiony @gmail.com.
Jeśli takowy mail nie doszedł pomimo kilku prób (nie trafił do folderu spam), prosimy o jego zmianę, bądź informację na IRC.

Kreton

  • Loli-Hunter Music
  • Administrator
  • iMarisa
  • Posts: 3,397
Battle R0yale
« on May 21st, 2012, 11:01 PM »
Gęsiego za Małyszem, ja dorzucę coś od siebie. Podobnie jak u Małysza - kolejne chapki będą jak zrobię.

Lecim!

Loli-Hunter®
Przedstawia

Battle R0yale®

Kill 00

   „A teraz śpijcie, moje ukochane. Gdy znów wszystkie się spotkacie, poznacie wasze przeznaczenie. Powodzenia...”

Kill 01

   Jeśli ktoś spytałby mnie, czy chciałbym zmienić monotonność mojego życia, odparłbym „nie”. Praca jako programista w firmie komputerowej zajmującej się produkcją gier odpowiada mi. Dodatkowo pewna rutyna pomogła mi ułożyć bardzo efektowny styl pracy. Pracuję krótko i wyrabiam 120% normy. Gdybym wiedział, że tego dnia wszystko się zmieni... Pewnie bym został w domu.

   Wszystko zaczęło się pod koniec tego dnia. Nagrywaliśmy ostatnie sekwencje dialogowe do gry. Zatrudniliśmy znane aktorki z branży anime. Taki zabieg przyciągnie fanów. Po pracy postanowiliśmy to oblać. Wszyscy schlali się w trupa. Wszyscy, prócz mnie. Powód mojej trzeźwości pojechał do rodziny i wraca jutro. Nie chciałbym, żeby widziała mnie na kacu. Nie znaczy to jednak, że w ogóle nie piłem. Dwa piwa, to wszystko. Po całym piciu postanowiłem wrócić do domu przez pobliski park. To najszybsza droga do mojej „posiadłości”. Mówię posiadłości, ale to  zwykła kawalerka. No, może z małym luksusem, jakim jest łazienka. I to właśnie jest moje marzenie na dzisiaj. Wykąpać się i iść spać. Jednak...

   Coś przykuło moją uwagę. Błysk w krzakach. Jasnoczerwone światełko. Gdybym wiedział jak to się skończy, poszedłbym dalej. Jednak ruszyłem w stronę dziwnego światełka. Źródłem tego światła okazał się mały kryształ wielkości mojego palca wskazującego. Gdy tylko go dotknąłem, zdziwiłem się. Był ciepły. Podniosłem go i pomyślałem, że wezmę go ze sobą. Skoczę do jubilera i przerobię na wisiorek dla mojej piękności. Zauważyłem, że muszę uważać. Kryształ był ostry. Zauważyłem to po ranie, z której leciała krew - rozcięty palec. Wtedy też zaczęło mi się kręcić w głowie i straciłem przytomność.

* * *

   Doszedłem do siebie kilka godzin później. Leżałem w krzakach, a przynajmniej tak mi się wydawało. Pod głową miałem coś miękkiego... Na pewno nie poduszkę. Otworzyłem oczy i ujrzałem twarz. Należącą do małej dziewczynki. Co do cholery robią małe dziewczynki o tej porze w parku? I dlaczego jej kolana robią mi za poduszkę? Powoli podniosłem się z ziemi, próbując ogarnąć sytuację. Na początek, co tu robi dziecko tak późno w nocy? Gdzie są jej rodzice? Dziewczynka obróciła się w moją stronę, ukłoniła się ze słowami:

„Witaj Panie. Amelia BD, Model 3 oczekuje na twoje rozkazy.”

   Hm... Nie przypominam sobie, żebym za dużo wypił... Ostatni raz zioło paliłem w szkole średniej. Nie sądzę, żeby działało z kilkuletnim opóźnieniem, a jednak wydaje mi się, że mam halucynacje.

„Eee... Słucham?”

   Dziewczyna podniosła głowę. Mimo ciemności mogłem uznać za pewne, iż mogła mieć na oko 12 lat. Duże, nienaturalnie czerwone oczy przeszywały mnie całego. Tworzyły dość dziwny kontrast z niebieskimi włosami z warkoczami po obu stronach głowy. Nie pasowało to do jej ubioru, który przypominał... Zbroję? Cosplay? Czy jest jakiś konwent w okolicy?

„Podaj swe imię, Panie.”

   Jej głos był delikatny i słodki. Lolicony i pedofile zapewne by nie wytrzymali i usiłowali dopuścić się haniebnego czynu.

„Eee... Shiki. Taniguchi Shiki.”

   Coś błysnęło w jej oku. Nie wiem co to było, ale coś mi mówiło, że nie chce się dowiadywać.

„Rejestracja ukończona. Rozpoczynam synchronizację.”

   W tym momencie poczułem palący ból w klatce piersiowej. Nawet nie krzyknąłem. Nie mogłem. Nagle ból zniknął. Mimo iż trwało to około 10 sekund, było to najdłuższe 10 sekund w moim życiu.

„Synchronizacja zakończona. Amelia BD 3 w pełnej gotowości.”

   Próbowałem się podnieść z ziemi. Wspomnienie tego bólu przerażało mnie. Widząc moje nieudolne próby wstania, Amelia ruszyła z pomocą. Wyszliśmy z krzaków i usiedliśmy na pobliskiej ławce. Zegarek wskazywał północ. Oznaczało to, że leżałem w krzakach prawie 3 godziny. Spytałem tą małą, co się stało. Jej wyjaśnienie miało opory, żeby do mnie trafić.

„Ten ból? Synchronizacja między nami.”

„Jaka synchronizacja?”

„Życia. Dzielimy życie. Jeśli coś mi się stanie, również ty to odczujesz. Jeśli zostanę ranna, ty też. Jeśli zginę, kryształ wybuchnie. Domyślasz się, jaki będzie tego skutek dla ciebie?”

   Nie domyślam się. Powiem więcej. To jakiś żart. Ukryta kamera? Koledzy z pracy świetnie się bawią, siedząc gdzieś w krzakach? Sen? Każda z tych opcji jest prawdopodobna... Jednak ból, który poczułem z całą pewnością był prawdziwy. Nie wiem, co o tym myśleć.

„Jak masz na imię?”

„Amelia Battle Droid, Model XA-3.”

   Battle Droid? Robot? Nie no, teraz to na pewno tego gówna nie kupię. Wstałem, rozejrzałem się wkoło. W zasięgu wzroku ani żywej duszy. Miałem gdzieś, co się stanie z tą dziewczynką... Ja się zbieram.

„Miłej drogi do domu, cześć. Pozdrów rodziców.”

   Ruszyłem w stronę domu. Battle Droid. Dobre sobie. Słyszałem jeszcze za sobą wołanie. Jednak znajdujące się u mnie w domu łazienka oraz łóżko wołały głośniej.

„Czekaj mówię!”

   Łącznie z jej krzykiem poczułem coś czego nie chciałem. Palący ból w klatce. Taki sam jak chwilę wcześniej. Zwaliło mnie to z nóg. Wiłem się z bólu, nie mogąc ani krzyknąć, ani złapać oddechu. Ona powolnym krokiem podeszła do mnie i dopiero gdy się zatrzymała, ból minął.

„Nie możesz mnie zostawić. Zawarliśmy pakt. Masz kryształ. Z tego prostego powodu nie możesz.”

   Nie mogłem... Ale podnieść się. Nie dość, że musiała mnie podnieść, to jeszcze doniosła mnie do domu. Tu, siedząc na kanapie, wyjaśniliśmy sobie kilka rzeczy. Po naszej rozmowie poszedłem się umyć. Przy okazji postanowiłem przemyśleć jeszcze raz to, co mi powiedziała.

   Zaczynając od początku: kryształ, który znalazłem w parku znajdował się teraz w moim ciele i służył jako swego rodzaju silnik, dzięki któremu mogła funkcjonować. Ona była jakimś robotem bojowym szukającym swoich 9 sióstr, gdyż każda z nich posiadała fragment nagrania ich ojca - konstruktora - który ma wyjaśnić cel ich stworzenia. Jak na robota przystało posiada szereg ciekawych umiejętności. Jak kupię samochód, będzie mogła robić za GPS. Jej ręce mogą zmieniać się w broń. Gdyby mogły w nóż, mogłaby pomagać w kuchni. Niestety takim mieczem raczej nic nie pokroi. Siedziałem na stołku w łazience. Ciężko było mi uwierzyć w to, co powiedziała. Musiałem jednak zaakceptować to, jako iż widziałem na własne oczy jak jej ręka zmienia się w miecz. Ręce normalnych ludzi tak się nie zmieniają... Odrzucając na bok większość myśli, zacząłem się myć.

   Cały czas myjąc się, myślałem o innych sposobach wykorzystania jej. Przez głowę przeszło mi gotowanie, pranie, sprzątanie oraz inne roboty domowe, które mogłyby odciążyć chociaż trochę moją piękną. Nagle przed oczami pojawił mi się obraz robota w stroju pokojówki. Moje chichranie przerwał odgłos rozsuwanych drzwi.

   Stała w nich Amelia. Cała naga. Chciałem się odezwać, ale nie mogłem. Było w niej coś innego. Coś dziwnego, choć sam do końca nie byłem pewien co. Dostrzegłem inny kolor jej oczu. Nie były już czerwone. Teraz były różowe. Miałem ku temu złe przeczucia. Amelia  ruszyła w moją stronę. Szybkim ruchem złapałem ręcznik zasłaniając się. Dziewczyna nachyliła się nade mną i wyszeptała mi do ucha:

„Jestem na twoje rozkazy, panie.”

   W tym samym momencie jej dłonie zaczęły jeździć po moim ciele. Nie protestowałem - byłem w zbyt dużym szoku. Zacząłem się obawiać tej dziewczyny. W końcu Amelia klęknęła przede mną. Jej ręce owinęły się wokół mojej „Wieży Tokijskiej”. To było złe. Reakcja była natychmiastowa i niekontrolowana. Jej drobne palce były niesamowicie zwinne. Przez głowę przepłynęły mi myśli, do czego mógł wykorzystywać ją jej poprzedni właściciel lub też sam konstruktor. Teraz usta Amelii zbliżały się do mojego narzędzia. To jest chore. No i ja mam dziewczynę.

„Stój!”

   Odepchnąłem ją od siebie. Przejechała metr na plecach po śliskiej podłodze i zatrzymała się przy ścianie.

„Co ty do cholery wyprawiasz?”

„Jest to część mojego programu.”

„Pieprzę twój program! Chcesz, żeby mnie zamknęli? Chcesz zrujnować mi życie? Mam dziewczynę. Wiesz co by się stało, gdyby nas teraz zobaczyła?”

   Mała zdawała się nie mieć pojęcia, o czym do niej mówię. Dostrzegłem, że kolor jej oczu wrócił do normy. Znów był czerwony. Zajęło mi to krótką chwilę, ale w końcu ochłonąłem. Zawołałem ją do siebie, usadziłem na krześle i rozpuściłem jej warkocze. Postanowiłem ją umyć. Po zakończeniu mycia czekała nas długa i poważna rozmowa.

   Gdy skończyłem ją myć, sam się umyłem i w końcu siedzieliśmy na kanapie w pokoju. Pierwszą, bardzo ważna rzeczą, była moja dziewczyna. Nie mogła się dowiedzieć, że ta mała to robot.

„Słuchaj, musimy zmienić ci imię. Będziesz udawać moją kuzynkę o imieniu Yoko.”

„Czemu?”

   O matko. Muszę jej to wszystko wytłumaczyć. Ostatecznie doszliśmy do tego, że Amelia to Yoko. Jej rodzice wyjechali za granicę i będzie mieszkać tutaj przez jakiś czas. Dodatkowo ustaliliśmy kilka mniej lub bardziej ważnych rzeczy.

   Dochodziła druga w nocy. Byłem zmęczony i mimo iż jutro była niedziela, nie miałem zamiaru siedzieć zbyt długo, więc położyliśmy się spać.
Odp: Battle R0yale
« Reply #1, on May 22nd, 2012, 09:09 PM »
Kill 02

   Obudziło mnie szarpanie i krzyki. Głos był mi doskonale znany. Należał do Emi Toramaru. Czyli do mojej dziewczyny. Darła się potwornie, ale nie mogę jej winić. W końcu wraca do domu, a jej chłopak leży w łóżku z inna dziewczyną, na dodatek nieletnią. To będzie ciężki dzień.

   Wyjaśnienia zajęły krótką chwilę, na dodatek Emi, która już się nieco uspokoiła, wydawała się kupować wszystko, co mówiłem.

„Kuzynka, tak?”

„Tak. Nie wiem ile z nami będzie, ale myślę, że nie będzie nam za bardzo przeszkadzać.”

   Byłem prawie pewny jednego - może nam przeszkadzać w łóżku - ale nie miałem ochoty tego mówić na głos. Zostawiłem Emi na kanapie, by ochłonęła do końca, a sam zacząłem robić śniadanie. Nie mogłem jej powiedzieć, że ta mała to android. Wyśmiałaby mnie w najlepszym wypadku. W najgorszym - zostawiła. Mimo wszystko będę musiał powiedzieć jej kiedyś prawdę. Póki co, niech udaje moją kuzynkę. Tak przy okazji - mam nadzieje, że ona je normalne jedzenie. Nie byłoby ciekawie, gdyby okazało się, że musi jeść baterie i popijać olej. Postanowiłem, że ją obudzę i przy okazji dyskretnie spytam. Po chwili siedzieliśmy przy stole.

   Jak się okazało mała nie musi wcinać baterii i przepijać ich olejem samochodowym. Je normalne jedzenie. Nie jest to koniecznie, ale jej budowa pozwala pobrać z pokarmu odpowiednie składniki, które wydłużają życie jej baterii. Oczywiście u nas, ludzi, zachodzi jeszcze skomplikowany proces trawienny skutkujący wielkim śmierdzącym kupensztajnem. A u niej... Kto wie ? Matko, o czym ja myślę podczas jedzenia?

„Może popołudniu wybierzemy się na miasto?”

   Propozycja padła od Emi. Osobiście nie miałem nic w planach, prócz leżenia przed telewizorem lub siedzenia na necie. Yoko również wyglądała na zainteresowaną tym pomysłem. Gdy Emi po objedzie poszła się wykąpać, postanowiłem omówić z Yoko kilka rzeczy.

„Poszukiwania?”

„No chyba masz w sobie jakiś czujnik, radar czy cokolwiek, co wykrywa twoje siostry. Prawda?”

„Tak, posiadam zaawansowany zestaw czujników, działający na wzór fali magnetycznej wytwarzany przez nasze ciała...”

   Jej wyjaśnienie miało opory, by do mnie trafić. Nie rozumiałem, o czym do mnie mówi.

„A może wyjaśnisz mi to po ludzku?”

„W skrócie: nie potrafię ich wykryć w postaci kryształów.”

   Oznacza to tyle, że z poszukiwań nici. Musimy czekać, aż ktoś podzieli mój los. Może to, w najgorszym wypadku, trwać kilka lat. Nie mogę powiedzieć, żeby w jakikolwiek sposób mnie to cieszyło.

   Usiadłem przy biurku i włączyłem komputer. Pokażę jej na mapie satelitarnej, gdzie ją znalazłem i może razem do czegoś dojdziemy. Z obliczeń przez nią przeprowadzonych wynikało, iż z prawdopodobieństwem 50% kolejny kryształ może znajdować się w parku. Myślę, że możemy się tam przejść. Co prawda nie chciało mi się skakać po krzakach w obecności Emi... Ale może Yoko coś znajdzie. Przestrzegłem ją jednak, aby uważała na to, co mówi. Emi nie może dowiedzieć się, że Yoko to robot.

   W końcu wyszliśmy na miasto. Zaproponowałem spacer przez park. Emi spodobał się ten pomysł. Yoko zachowywała się spokojnie, idąc z moją dziewczyną za rękę. W parku nie działo się nic ciekawego i poszukiwania zakończyły się bez efektów.

   Nic ciekawego nie działo się też przez kilka następnych dni. Kupiłem Yoko telefon komórkowy. Właściwie gadżet, który miał niewiele mniej funkcji niż sama właścicielka. Kupiłem go po to, by mogła do mnie dzwonić. Co prawda mogła używać do komunikacji satelitów wojskowych i całego innego ustrojstwa unoszącego się na orbicie, ale wolę nie myśleć, co by było, gdyby któregoś dnia zapukało do mych drzwi oddział Japońskich Sił Obronnych. „Przepraszam, mój robot nie mógł się do mnie dodzwonić, więc zhackował waszego satelitę”. To by raczej nie przeszło. Więc używając tej zabawki, Yoko wczuwała się w rolę normalnej dziewczyny. Czasem wysyłała SMSy zapisane ciągiem zer i jedynek. Kod binarny. Pytała, co chcę do jedzenia i składała raporty z poszukiwań. Póki co - nic.

   Siedziałem w pracy. Moje palce delikatnie ślizgały się po powierzchni klawiatury zapełniając ekran monitora kodem. Jak zwykle reszta pracowników obserwowała szybkość mojej pracy. Tą jednak przerwał dźwięk przychodzącego SMSa. Ciąg zer i jedynek. Po przełożeniu na litery okazało się, że Yoko coś wykryła. Gdy wrócę, zajmiemy się tym. Skoro oderwałem się od pracy, postanowiłem skoczyć na dół coś zjeść. Stanąłem w windzie. Dołączyła do mnie Megumi, nasza ekspert od grafiki. Z tego powodu nazywaliśmy ją Gumi Grafik-chan. Co mnie nieco zdziwiło, dzisiaj wyglądała jakoś inaczej. Gdzieś znikła połowa jej kobiecości. Brak zapachu perfum, zmęczona twarz. Jej zielone oczy były mocno przekrwione i podkrążone. Brak snu. Jej krótkie, ciemne, kręcone włosy dzisiaj jakoś nie chciały leżeć na swoim miejscu. Mimo to wciąż wyglądała ładnie.

„Coś cię dręczy?”

„Tak, KC.”

   KC to moja ksywka w firmie. Jest to skrót do Keyboard Crusher. Powód, dla którego używam teraz gumowej klawiatury jest taki, że zajechałem 9 klawiatur w ciągu miesiąca. Na gumową mogę wylać nawet wiadro wody i walić po niej młotkiem i będzie działała bez zarzutu.

„Możesz się wyspowiadać. Poczujesz się lepiej.”

„Nie chcę ci zawracać głowy... Zresztą i tak byś nie uwierzył.”

„No, Gumi, dajesz. Postawię ci obiad.”

   Po chwili siedzieliśmy w małej restauracji, która znajdowała się na parterze biurowca, w którym znajdowała się siedziba naszej firmy. Nie mieli tu najlepszego żarcia w mieście, ale było blisko i tanio. Zamówiłem obiad dla mnie i dla Megumi.

„Więc co się stało?”

„Pomyślisz, że zwariowałam... Po pierwsze, nie mieszkam już sama...”

   Tego się nie spodziewałem. Megumi jest ładną kobietą przed trzydziestką... Trochę za dużo poszło jej we wzrost, za mało w biust, ale jest ładna. Dziwiłem się, że jeszcze sobie kogoś nie znalazła, ale widzę, że ktoś się w końcu trafił. Tak sobie myślę, że gdybym nie był z Emi prawdopodobnie kręciłbym się koło Megumi.

„No proszę, kto jest tym szczęśliwcem?”

„To nie tak... To mała dziewczynka. Ma na imię Ariel. Znalazłam ją wczoraj wieczorem koło domu... Boję się jej. Zrobiła mi coś... Nie wiem co... Ale bolało.”

   Brzmi bardzo znajomo. Za bardzo. Chyba wiem, o czym mówi i co oznaczała wiadomość od Yoko.

„Pozwól, że zgadnę... Mały kryształek, którym się skaleczyłaś?”

   Megumi bardzo się zdziwiła. Właściwie wyglądała, jakby zobaczyła ducha. Albo też kostuchę, biorącą zamach swoją kosą, żeby zdjąć mi ciężar z szyi. Wiedziałem jedno. Miałem rację. I Gumi to potwierdziła.
Odp: Battle R0yale
« Reply #2, on June 22nd, 2012, 08:41 PM »
Interlude ~Prelude to Tragedy~

   „To... To... Nie wierzę... Udało mi się...”

Kill 03

   Następnego dnia Ja i Yoko udaliśmy do Megumi. Przyznam się, nie byłem u niej od jakiegoś czasu, ale pamiętam, że jej pokój przypominał mi mój za czasów szkoły średniej - smród, bród i ubóstwo. No, może bez smrodu, ale mimo wszystko wyglądał jak po przejściu huraganu.

   W tej dzielnicy ulice tworzyły istny labirynt. Pamiętam jak zgubiłem się tu, idąc pierwszy raz do Megumi. Gdybym nie miał do niej telefonu, byłoby niezbyt ciekawie. W końcu stanęliśmy przed bramą małego, jednorodzinnego domku.

   Megumi wyglądała podobnie jak wczoraj. Połowa jej kobiecości była chwilowo nieobecna. Wpuściła nas do środka, ale zamiast prowadzić nas do swojego pokoju, szła za nami, jakby się bała, że mała zrobi jej krzywdę.

   Tak jak myślałem. Na podłodze siedziała mała dziewczynka. Z wyglądu przypominała Yoko, ale kolor oczu i włosy były inne. Siedziała i... Zaraz, czy ona przegląda czasopismo dla dorosłych?
Spojrzałem kątem oka na Megumi. No cóż... Kobieta też musi...

„Witaj 09.”

   Dziewczynka spojrzała w stronę podchodzącej Yoko.

„03? Gdzie reszta?”

„Nie wiem. Czujniki milczą, więc muszą być w kryształach.”

   Yoko dosiadła się do Ariel i obie zaczęły czytać świerszczyka. Wyglądało to jak sen pedofila. Dwoje dorosłych ludzi patrzących na dwie dwunastolatki, przeglądające czasopismo dla dorosłych, dowiadujące się, co się za chwilę z nimi stanie... To historia dla jakiegoś zboczonego mangaki specjalizującego się w loliconie, nie dla dwojga nie do końca poważnych ludzi.

   Zostawiliśmy małe w pokoju, a oboje wyszliśmy na balkon. Po drodze kupiłem piwo i teraz razem z Gumi piliśmy je na świeżym powietrzu. Miałem nadzieję, że ją to chociaż nieco uspokoi.

„Boję się jej...”

„Niepotrzebnie. Nic ci nie zrobi.”

   Wyjaśniłem jej to samo, co usłyszałem od Yoko. Powiedziałem, że nie skrzywdzi jej, ponieważ dzielą życie. Chociaż wiele rzeczy było dla mnie wciąż niezrozumiałe, powiedziałem jej wszystko, co sam wiedziałem. Megumi się nieco uspokoiła. Nie bez trudu przekonałem ją do pomocy przy poszukiwaniach. W końcu razem z Yoko postanowiliśmy wracać, by zdążyć na obiad.

   Amelia i Ariel... Oba imiona zdecydowanie nie są japońskie. Czy ich twórca był obcokrajowcem? Jaki był cel tworzenia robotów bojowych o wyglądzie małych dziewczynek? W sumie w polu walki, byłyby wzięte za dzieci i prawdopodobnie wybiły by cały oddział, ale coś mi mówiło, że to nie to. Myślę, że można byłoby to przełożyć na grę.

   Tak jak ja zamierzałem być w kontakcie z Megumi, tak Yoko miała utrzymywać kontakt z Ariel. Przestrzegliśmy je jednak, by nie używały satelitów do komunikacji. Nikt nie może się dowiedzieć, kim są. Do domu wróciliśmy koło południa. Emi gotowała obiad, ja postanowiłem wziąć się za pracę. Yoko starając się zachowywać normalnie, ruszyła pomóc Yoko przy obiedzie. Patrząc na dwie dziewczyny krzątające się przy szafkach, przeszła mi do głowy pewna myśl z udziałem Emi i białego fartuszka, której opisywał nie będę, ale nie omieszkam spróbować jak Yoko nie będzie w pobliżu. Hihihi.

   Wracając do stukania w klawiaturę, wciąż myślałem o rozmowie przeprowadzonej z Megumi. Po co zostały stworzone i przez kogo? Może się dowiemy... A może nie. Przywołałem sobie rozmowę z Megumi, którą odbyliśmy na balkonie.

„Co rozumiesz przez dzielenie życia?”

   Chcąc dokładnie jej to wyjaśnić, postanowiłem pokazać jej to, co przedstawiła mi Yoko kilka dni temu. Wezwałem obie dziewczynki na balkon. Na moje polecenie palec Yoko zmienił się w szpikulec, którym spokojnie można było zabić przynajmniej na kilka sposobów. Ukuła lekko Ariel w kciuk. Gumi również odczuła ból. Zbladła. Nic dziwnego. Yoko rozcięła sobie palec, by pokazać mi jak to działa. Obojgu nam z rany leciała krew. Emi była zdziwiona, widząc nas z plastrami na palcach. Dodatkowo dostaliśmy ochrzan za próbę robienia obiadu. Co do rany - okazało się, że Yoko ma świetną prędkość regeneracji. Wieczorem po ranach na palcach nie było nawet śladu.

„I jak praca?”

   Z przemyśleń wyrwała mnie Emi, obejmując mnie od tyłu i spoglądając na monitor, na którym widniał niezrozumiały dla niej kod.

„A... Zamyśliłem się nieco...”

„Cóż za myśli zawracają twoją głowę?”

„Nic specjalnego. Chyba wpadłem na pomysł na grę. Będę musiał przedstawić to w firmie...”

   Lepszego kłamstwa wymyślić nie mogłem, nie licząc czegoś zboczonego.

„Za ile obiad?”

„Za chwilę. Idźcie z Yoko umyć ręce.”

   ...

   Czy ona sobie ze mnie jaja robi...? Wolałem się nad tym nie zastanawiać za długo, gdyż robiłem się głodny. Wzdychając głośno, ruszyłem do łazienki, w której już była Yoko.

   Po obiedzie ułożyłem się na łóżku z laptopem na brzuchu i zacząłem bawić się kodem. Yoko i Emi wyszły na zakupy. Tym razem ciągi znaków układające się na ekranie nie były kodem gry, a w założeniu miały być programem, który miał współpracować z systemem wyszukiwania Yoko.

„Hm... 'tsm = (ccTscb *)tscbtemp'...”

   Piszę ten program, ale nie zastanowiłem się nad jedną rzeczą... Jak połączyć go z Yoko. Wątpię, by miała w sobie port USB, ale może bezprzewodowo uda mi się coś zdziałać.

   Udało się jak cholera. Obudziła mnie Yoko. Usnąłem pisząc program. Wiedziałem, że pisanie na leżąco po obiedzie to zły pomysł. Yoko natomiast, obudziła mając coś ważnego do powiedzenia, co wywnioskowałem z wyglądu jej twarzy.

„07 została aktywowana.”
Odp: Battle R0yale
« Reply #3, on November 24th, 2012, 10:33 AM »
Interlude ~Prelude to Tragedy~

   „Policja wciąż nie ustaliła przyczyn wypadku, który miał miejsce w fabryce R-Corp. Liczba ofiar nadal nie jest znana. Do tej pory odnaleziono trzydzieści siedem ciał pracowników, oraz ciało niezidentyfikowanej dziewczynki. Policja...”

   „Nie... To nie może być prawda...”

Kill 04

   Nie zwlekając, zadzwoniłem do posiadacza dziewczynki oznaczonej numerem siedem. Yoko wskazała dokładny adres, a numer telefonu był w internetowej książce telefonicznej. Właścicielem Aurelii, bo takie imię nosiła siódemka, był niejaki Daisuke Koizumi. Umówiłem się z nim na osiemnastą w jego domu. Po drodze naszła mnie jedna myśl... Wszystkie do tej pory znalezione dziewczynki miały zagraniczne imiona. Żadne nie było japońskie. Dziwne...

   U Daisuke zjawiliśmy się z Yoko niemal punktualnie. Byłem nieco zaskoczony. Ten „miły” przez telefon osobnik okazał się być typowym otaku. Gruby, brzydki, w okularach, śliniący się do każdej napotkanej loli. Było mi nawet trochę żal Aurelii, gdy zobaczyłem porozrzucane wkoło ubrania, a ją samą w stroju gothic lolity. Ten gościu nie zwlekał. Trzeba będzie coś z tym zrobić...

   Zostawiliśmy dziewoje same, a z otaku udaliśmy się do jego pokoju. Tam doznałem szoku. Tyle figurek, plakatów, dakimakur i ogólnie całego mangowego stuffu dawno nie widziałem. O, proszę, ma nawet limitowaną edycję Kosaki z gry Mahou Shoujo Kosaka-chan. Wydaliśmy jej tylko sto sztuk dla pierwszych stu osób, które zamówiły grę w preorderze. Dodatkowo widzę, że ma wszystkie nasze gry. Nieźle... Ale zaraz, nie przyszedłem tu podziwiać jego kolekcji.

   „No nie wiem... Patrząc z mojej perspektywy, prosi pan o dość dużo.”

   „Trochę dyskrecji to dużo?”

   „Tak. Gdy moi przyjaciele się o niej dowiedzą, będą mi zazdrościć. Będę mógł zarabiać 'wypożyczając' ją na sesje zdjęciowe dla nich. Zdobędę ogólny szacunek. Myślę, że pan rozumie.”

   Właśnie nie bardzo. Wydawało mi się, że otaku to spokojni ludzie. Przynajmniej pojedyncze osobniki, bo stadnie to nawet informatycy są nie do zniesienia... Ej, zaraz... Nieważne... Zastanówmy się... Podszedłem do półki, gdzie stały pudełka z grami. Wziąłem jedną z naszych produkcji, pokazałem mu w instrukcji listę twórców i moją wizytówkę. Złożyłem mu też autograf i w instrukcji, jak i na oddzielnej kartce, którą przypuszczam oprawi w ramkę, powiesi na ścianie i codziennie będzie się do niej mast... modlił.

   Okazało się to jednak niewystarczające. Myśl, myśl... Przeprosiłem go na chwilę, wyszedłem na korytarz, zadzwoniłem do firmy i po chwili przedstawiłem mu ofertę, która go przekonała. Darmowy egzemplarz najnowszej gry z autografami zarówno całej ekipy, jak i wszystkich aktorek.

   Pozostawiłem biedną Aurelię z otaku. W drodze do domu ogarnąłem nieco sytuację. Aurelia, Amelia (aka Yoko) i Ariel. Yoko mówiła o dziesięciu dziewczynkach. To trzy. Pozostaje siedem. Dochodziła dwudziesta. Razem z Yoko postanowiliśmy zjeść coś na mieście. Gdy wróciliśmy do domu, Emi przekazała nam nieciekawą wiadomość.

   Jej młodsza siostra - Rin - zachorowała. Emi wraca do domu na kilka dni. Chciała wziąć ze sobą Yoko, ale ta protestowała. Ja też  wolałem (z wiadomego powodu), żeby Yoko została tutaj.

   Tę noc postanowiliśmy odpowiednio spożytkować, gdyż Emi jedzie do domu przed południem.

* * *

   Po dość długiej grze wstępnej i dość męczących igraszkach, Emi postanowiła wziąć prysznic. Ja tymczasem obróciłem się na bok, zgasiłem lampkę i próbowałem usnąć. Po kilku minutach dołączyła do mnie Emi. Przytuliła się do mnie i oboje usnęliśmy.

   W środku nocy coś mnie obudziło. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Rozejrzałem się po pokoju. Wszystko wyglądało normalnie. Żadnych wisielców w szafie, małych dziewczynek na suficie. Przedmioty nie lewitowały, więc chyba wszystko OK. Miałem jeszcze iść sprawdzić czy nie znajdę słuchawek w kuchence mikrofalowej, ale po dłuższym zastanowieniu się zrezygnowałem, bo w końcu, co one miałyby tam robić?

   Zamknąłem oczy i obróciłem się w stronę Emi. Chciałem ją objąć i wtedy poczułem, że pościel jest mokra. Zdziwiony otworzyłem oczy. Emi patrzała na mnie z rozdziawionymi ustami. Brakowało... Ciała.
Przerażony chciałem wyskoczyć z łóżka, jednak Yoko była szybsza. Usiadła na mnie okrakiem i złapała za szyję. Jej druga ręka była zamieniona w duże, zakrwawione ostrze.

   „Yo... ko..”

   Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.

   „Dobranoc, Shiki!”

   W tym momencie wzięła zamach, a ja z krzykiem zerwałem się z łóżka zalany potem. Emi też się podniosła, zapalając lampkę.

   „Co się stało, Shiki?”

   „Ja...”

   Ciężko dysząc, miałem problemy, żeby jej odpowiedzieć. Wyskoczyłem z łóżka i pobiegłem do pokoju obok. Yoko leżała na kanapie przykryta kocem. Po jej ułożeniu poznałem, że jest w stanie czuwania. Każdy, kto by jej nie znał, uznałby, że śpi. Można tak to określić. Wróciłem do sypialni i usiadłem na łóżku.

   „Miałem koszmarny sen...”

   Emi objęła mnie i mocno przytuliła.

   „Już dobrze.”

   Po krótkiej chwili wstałem i wyszedłem z pokoju. Udałem się do kuchni, gdzie w lodówce znalazłem butelkę coli. Szklanka zimnego napoju nieco mnie orzeźwiła. Zegarek wskazywał trzecią w nocy. Postawiłem jeszcze przed powrotem do łóżka wziąć szybki prysznic, bo chyba lepiłem się od potu i raczej nie pachniałem zbyt przyjemnie...

* * *

   Obudziłem się przed południem. Yoko zajęta była wywracaniem domu do góry nogami, czyli sprzątaniem.

   „Emi poprosiła, żebym nieco tu sprzątnęła.”

   Yoko poinformowała mnie, jak tylko stanąłem w drzwiach. Czyli Emi pojechała. W lodówce czekało na mnie zrobione przez moją lubą śniadanie. Plan na dzień dzisiejszy do zbyt ambitnych nie należał. Skoczyć do firmy, oddać kawałek programu, wrócić do domu i leżeć do góry dupą. To był dobry plan... A te najczęściej się psują. W pewnym momencie sprzątająca Yoko się zatrzymała.

   „Coś się stało?”

   „Nie wiem. Miałam wrażenie aktywacji sygnału...”

   Ciekawe.

   „Co znaczy, że miałaś wrażenie?”

   „Tak, jakby sygnał został urwany w trakcie wysyłania. Odebrałam tylko kilka bajtów. Jest to dość dziwne, lecz możliwe.”

   Trochę mnie to zaniepokoiło. Ktoś mógł nie chcieć, żeby inne siostry się dowiedziały o aktywacji. Biorąc pod uwagę możliwości, które posiada każda z dziewczyn, taka sytuacja może być nie tyle nieciekawa, ale prawdopodobna i niebezpieczna. Każda ma możliwość zhackowania systemu wojskowego, jakby to była prosta gra. Trochę mnie to niepokoi. No cóż. Niech się dzieje, co chce. Mam tylko cichą nadzieję, że nie będzie żadnej wojny atomowej. Aż przypomniał mi się opis pewnego filmu. Brzmiał on „27.000 pocisków nuklearnych. Jednego brakuje.”.

   „Słuchaj, muszę dzisiaj skoczyć do firmy. Pójdziesz ze mną.”

   „Mhm. Będę w tym czasie w trybie wyszukiwania.”

   Około piętnastej zjawiliśmy się w firmie. Od razu leciały w moją stronę żarty i komentarze.

   „Shiki, komu ukradłeś dziecko?”

   Bardzo śmieszne, Matsuda. Po opuszczeniu budynku postawiliśmy przejść się po okolicy. W końcu wróciliśmy do domu. Cały czas miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje. Yoko raczej nic nie wykryła. Mam nadzieję, że to tylko moja wyobraźnia...
Odp: Battle R0yale
« Reply #4, on October 10th, 2013, 01:20 PM »
Interlude ~Prelude to Tragedy~

   „Doktorze, proszę przekazać nam wyniki badań oraz plany konstrukcyjne, a nikomu nic się nie stanie...”

Kill 05

   Przeciągnąłem się, wstając od komputera. Kończyłem pracę, ale postanowiłem wybrać się na przechadzkę na dach budynku, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Spotkałem tam Yoshiego, który wyskoczył tu zapalić, jako że w budynku obowiązuje zakaz palenia. Patrząc na jego wygląd, można by rzec, że ma jakieś dwadzieścia pięć lat. Naprawdę wygląda młodo. Ludzie nie mogą uwierzyć, gdy mówi, że ma czterdzieści dziewięć. Stanąłem obok niego, rozglądając się po mieście. Z tej wysokości wszystko jest takie małe...

„I jak idzie?”

„Z czym?”

„Eri? Eiki? Czy jak się tam twoja dziewczyna nazywała. Nigdy nie mogę zapamiętać.”

„Emi. Jest ok, układa się nam.”

   Yoshi zawsze interesuje się życiem innych. Dziwne hobby. Nie żeby mi to przeszkadzało, czasem daje dobre rady, ale czasem jest zbyt ciekawski. Raz wypytywał jak nam idzie w łóżku. Pomijając nadmierną ciekawość oraz dziwne hobby, Yoshi był dobrym kumplem, mimo iż między nami było ponad dwadzieścia lat różnicy w wieku. Ba, gdyby zsumować mój wiek oraz Emi, wciąż brakowałoby kilku lat. Na dodatek – co jest dość dziwne, nigdy nie miał stałej partnerki.

„Jesteście już parą od dłuższego czasu. Nie zamierzacie się pobrać?”

„Zamierzać, zamierzamy...”

„No to na co liczysz? Kup pierścionek i zaproś ją do restauracji.”

„Pomyślę nad tym.”

„No, jak coś – to potem stawiam picie!”

   Yoshi ruszył w kierunku drzwi. Ja w tym momencie obróciłem się i oparłem o barierkę, patrząc w niebo. Yoshi zatrzymał się z ręką na klamce.

„A, właśnie. Zapomniałbym. Prezesowa chciała cię widzieć.”

   Ciekawe, co ona może ode mnie chcieć. Nie zalegam z pracą, ba wyrobiłem znów nieco ponad normę. Zresztą, pójdę to się dowiem.

   Postanowiłem jeszcze chwilę zostać na dachu. Świeże powietrze i te sprawy. Rozejrzałem się wokół. Pewien błysk koło wentylatora przykuł mój wzrok. Kryształ! Mały żółty kryształek. Wpadłem na pomysł, by dać go Emi. Podniosłem go, zawijając w chusteczkę i uważając, by się nie skaleczyć. Nie chciałbym znów przez to przechodzić. Schowałem go do kieszeni i ruszyłem w stronę wejścia. Idąc do prezesowej, zadzwoniłem do Yoko informując ją o znalezisku. Czas najwyższy poinformować Emi. Do domu wróciłem dwie godziny później.

   Od kilku dni mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Emi jeszcze nie wróciła od młodszej siostry, więc mogłem się mentalnie przygotować do rozmowy z nią, w tym wyjaśnienia, kim tak naprawdę jest Yoko. Moje rozmyślania i medytację przerwał dźwięk telefonu.

„Słucham?”

„Witam. Nazywam się Kawamura. Jestem właścicielem pewnej lokalnej gazety...”

   I pewnie chciałbyś wywiad. W sumie czemu nie?

„Tak? W czym mógłbym pomóc?”

   To pewnie pismo o grach i chcą wypytać o nowe projekty. Ale zaraz... Coś tu nie gra... Do wywiadów wysyła się redaktorów... A tu kontaktuje się sam właściciel gazety.

„Chciałbym pana prosić o spotkanie. Sprawa jest dość... Powiedzmy paląca. Nie mogę niestety podać szczegółów.”

   Robi się interesująco. I to bardzo. Chociaż trochę mnie to niepokoi.

„W porządku.”

„W takim razie za godzinę spotkajmy się w centrum handlowym. Pasuje to panu?”

   Ciekawe, o co chodzi. Dowiem się na miejscu. Na razie może wrzucę coś na ząb.

   Do centrum handlowego dotarliśmy chwilę przed czasem. Umówiliśmy się w centrum handlowym... Ale nie sprecyzowaliśmy gdzie dokładnie. Wziąłem ze sobą Yoko, która była lekko zaniepokojona. Czasy czas była w trybie wyszukiwania i to właśnie pomogło nam odnaleźć osobę, z którą byliśmy umówieni. Właścicielem gazety był łysy okularnik, na oko jakieś pięćdziesiąt lat, jeśli nie więcej. Ubrany był w czarny garnitur. Trochę głupio mi się zrobiło, ponieważ sam miałem na sobie jeansy i bluzę z kapturem. Właścicielowi gazety towarzyszyła... No właśnie. Kto by się tego spodziewał. Gazeciarz miał siostrę Yoko!

„Witam panie...”

„Shiki. Taniguchi Shiki.”

„Kirito Kawamura. Miło mi.”

„Mam rozumieć, że ta paląca sprawa stoi właśnie koło pana?”

„Tak, oczywiście. Pozwoli pan, że przedstawię – Numer 01 – Camilla.”

„Numer 03 – Amelia aka Yoko.”

   Opowiedziałem Kawamurze o poszukiwaniach i o tym, kto posiada pozostałe dziewczynki. Razem jest nas pięć osób, czyli połowa, wliczając w to Emi. Pozostaje jeszcze pięć. Należy się zastanowić, co dalej. Wymieniliśmy się numerami telefonów, a także poinformowaliśmy Gumi oraz naszego Otaku. Dodatkowo porozmawialiśmy nieco o mojej pracy. Przypuszczałem, że tak się to skończy.

* * *
[/b]

   Nasze spotkanie skończyło się po godzinie. Razem z Yoko udaliśmy się do domu.

„Czy to ta dziewczyna wysłała sygnał, który ci się urwał?”

„Nie. Początek patternu się nie zgadza.”

„Jest możliwość, że to kolejna siostra.”

„Tak.”

„Hm, od kliku dni mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Myślę, że może mieć to związek z tym. Co sądzisz?”

„Nie można wykluczyć takiej możliwości, mimo wszystko jednak moje czujniki milczą.”

   Na plecach czułem czyjś wzrok. Postanowiłem coś sprawdzić. Wysłałem Yoko do domu, a sam poszedłem się przejść. Miałem rację. Ktoś trzymał się w cieniu w bezpiecznej odległości. Chyba nie domyśla się, że wiem o tym. Powolnym spacerkiem przechadzałem się tu i ówdzie, gwiżdżąc melodie z moich ulubionych gier. W pewnym momencie przestałem i skręciłem w boczną uliczkę, po czym ukryłem się we wnęce. Po paru sekundach przebiegła koło mnie młoda dziewczyna.

„Cholera! Zgubiłam go.”

   W tym momencie wyskoczyłem z ciemności i obezwładniłem stalkerkę.

„Musimy pogadać, koleżanko.”

   Dziewczyna jednak była nieźle wysportowana. Błyskawicznie wyrwała się z mojego uścisku. Gdy tylko mnie zobaczyła, rzuciła się na mnie, celując swoimi ustami prosto w moje. Niespodziewany pocałunek!
Odp: Battle R0yale
« Reply #5, on November 7th, 2013, 08:35 PM »
Kill 06

   Siedzieliśmy u mnie w domu. Dziewczyna przedstawiła się jako Nomico Sakura. Była wysoką dziewczyną o rudych włosach i głębokich  zielonych oczach, a także dużych... Ustach. Emi by mnie zabiła, widząc gdzie się gapię. Będąc przy Emi – Nomico mogłaby z nią konkurować, gdyby nie fakt, że ma szesnaście lat. Okazuje się, że jest właścicielką Monici będącej numerem cztery w tej układance. Monica jest z nią od dłuższego czasu. Dłużej niż Yoko ze mną. Obserwowała wszystkich i dziwnym trafem okazałem się najbardziej interesującym obiektem.

   Moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Wygląda na to, że Emi wróciła od siostry. Widząc siedząca przy stole Nomico, zapewne poczuła się zniesmaczona.

„Coś dużo ostatnio dziewczyn zjawia się tu pod moją nieobecność.”

„Pozwólcie, że przedstawię.”

   Zwróciłem się do Emi, wskazując na Nomico.

„To jest Nomico. Jako że mam nadmiar wolnego czasu w pracy, wziąłem ją na uczennice w programowaniu.”

   Nomico była tak samo zdumiona jak Emi, ale szybko ukryła zaskoczenie, przyjmując nieśmiałą minę.

„M... Miło mi.”

„A to moja dziewczyna, Emi.”

   Emi skinęła głową i zniknęła w sypialni. Wciąż stojąc oparty o szafkę, zastanawiałem się, co dalej. Nomico obserwowała mnie z zaciekawieniem. Potrafiła dobrać zachowanie do sytuacji. Teraz siedziała wyluzowana niczym księżniczka tsundere. Wyraz jej twarzy mówił „Będzie ciekawie, ale nim to nastąpi padnij przede mną na kolana i liż moje stopy”.

„Odprowadzę cię na stację.”

„Nie trzeba. Sama trafię.”

„Jest późno. Zresztą chcę z tobą porozmawiać.”

   Poinformowałem o tym Emi i razem z Nomico wyszliśmy z domu.

„No, no, niezła cizia z tej Emi. Zazdroszczę jej.”

   Nastrój Nomico znów się zmienił po wyjściu. Dziewczyna o tysiącu twarzach. Aktorką byłaby świetną.

„Przykro mi, ale nie interesują mnie dzieci. Powiedz mi lepiej ile z tobą jest Monica.”

„Nie wiem. Długo. Jakiś czas po aktywacji znalazłeś się ty z... No właśnie. Nie spytałam o jej imię.”

„Yoko. Albo Amelia. Jak wolisz.”

„Obojętne. Razem jest nas pięcioro...”

„Zgadza się. Z każdym mam kontakt. Prócz ciebie.”

   Pominąłem fakt posiadania dodatkowego kryształu. Ten przygotowany jest dla Emi. Nomico się uśmiechnęła.

„Ja do ciebie mam. I to wystarczy. Mojego ci nie dam.”

   Nomico zakręciła się nie pięcie i pokazała mi język, mrużąc oczy. Wyglądała jak mały troll.

   Dotarliśmy na stację. Pożegnałem ją i poczekałem aż zaniknęła w głębi, po czym odwróciłem się i zacząłem wracać, zahaczając po drodze o sklep. Miałem wielką ochotę na ramen. W kubku wystarczy. Po wyjściu ze sklepu skierowałem się w stronę domu, ale wciąż czułem na sobie czyjś wzrok...

* * *

   Przyszła niedziela. Obudziłem się wypoczęty. Emi już nie było w łóżku, mimo iż była dopiero ósma rano. Zresztą samo wstawanie o tej porze w niedziele było dla mnie dziwne. Jak tak można? O tej porze w niedziele. W dzień wolny tak wcześnie. No, ale skoro już się obudziłem, oznacza to, że raczej nie dam rady zasnąć w najbliższym czasie, więc postanowiłem zwlec się z łóżka.

   Emi paradowała w kuchni w towarzystwie Yoko. W planach na niedziele miałem leżenie „z fujarką na wierzchu”, czyli mówiąc inaczej – będę leniuchował aż się tym zmęczę. Udałem się do łazienki zmyć z twarzy resztę niewyspania.

   Wychodząc odświeżony, dostrzegłem leżącą na stole książkę. Wiedziałem, że Emi lubi czytać, więc nie powinno mnie to ruszyć,  zaciekawiła mnie jednak okładka tej książki. Nazywała się „Kimiko in ...land”. Na okładce znajdowała się mała dziewczynka z długimi czarnymi włosami, ubrana w białą sukienkę. Przypominała nieco Yoko. Tuż za dziewczynką w ciemności świeciły jakieś oczy. Wygląda to na horror.

„Co to za książka?”

   Emi spojrzała na trzymany przeze mnie tomik, po czym wróciła do robienia... Hm... Obiadu?

„Dobra książka.”

   No nie gówno, Sherlock!

„Opowiada o Kimiko, dziewczynie, która widzi rzeczy, których normalnie nie widać. Jak na przykład duchy. Chcesz to przeczytaj, tylko nie wyjmij mi zakładki.”

   Zmiana planów na dzień dzisiejszy. Dodatkowo będę musiał wspomnieć Emi, kim tak naprawdę jest Yoko oraz dać jej kryształ. Wówczas będzie nas aż sześć osób. I zobaczę, co się ze mną działo w czasie aktywacji, bo tak jakby film mi się urwał. No, ale to poczeka. Będzie na to czas po obiedzie. Póki co, zagłębię się w lekturę poleconej mi przez Emi książki.

   Książka okazała się ciekawa. Pisana jak nowelki, czyli z perspektywy pierwszej osoby. Faktycznie główna bohaterka, którą da się lubić nawiedzana jest przez ducha małej dziewczynki. Coś jak ja, z tym, że mam robota, a nie ducha.

   Obecność Yoko stała się dla mnie czymś normalnym. Prawdę powiedziawszy, zacząłem traktować ją bardziej jak córkę, niż robota, na dodatek bojowego. Żyliśmy jak rodzina. Nadal nie wiadomo czy po roboty ktoś się nie zgłosi. Ani po co zostały stworzone. Prawdę mówiąc... Nie jestem pewny czy chcę wiedzieć...

   Obiad minął w spokoju. Był smaczny i sycący, mimo swojej prostoty.

„Każdy facet chciałby mieć dziewczynę, która tak dobrze gotuje, jak ty.”

„Dziękuję.”

   Komplementów nigdy za wiele. Miłe słowa odbijają się na częstotliwość zabaw w łóżku. Hihihi.

Po obiedzie odezwała się komórka Emi. Po krótkiej rozmowie moja dziewucha powiedziała, że idzie się spotkać ze znajomymi. Kochana Yoko oczywiście przechwyciła cała rozmowę, zapewniając mnie, że wszystko gra.

   Siadłem na kanapie i postanowiłem zobaczyć, co ciekawego leci aktualnie w TV. Trafiłem na kolejny odcinek anime o magicznych dziewczynkach i tych małych skurwysyństwach, które przemieniają je te nieszczęśnice za cenę jednego życzenia. Anime wykonane przez najbardziej przećpane studio w Japonii.

   Po krótkich rozmyśleniach sam poczułem się jak magiczna dziewczynka, z tym, że rolę tego małego cholerstwa pełnił kryształ. Pomyślałem chwilę nad tym, jakie mogłoby być moje życzenie. Hm... God Complex. Zacząłem się tak z tego śmiać, że aż się zakrztusiłem.

   Emi wróciła wieczorem w dobrym humorze. Niezbyt miałem ochotę jej go psuć, ale zdecydowałem się, że powiem jej o tym, kim jest Yoko oraz dam jej znaleziony na dachu kryształ. Sam się ciekawie jaki numer będzie mieć kolejną dziewczynka oraz jak będzie wyglądać.

„Kochanie... Mogłabyś usiąść? Musimy porozmawiać.”

„O czym?”

„Jest coś ważnego, o czym musisz wiedzieć...”

   Uśmiech znikł jej z twarzy. Chyba obawiała się najgorszego.
Odp: Battle R0yale
« Reply #6, on November 8th, 2013, 07:49 PM »
Kill 07

„Robotem bojowym? Myślisz, że w to uwierzę?”

   Prawdę powiedziawszy – nie. Czas na małą demonstrację. Zawołałem Yoko i kazałem jej zmienić rękę w jakąś broń. Bezszelestnie zmieniła lewą rękę w oburęczny miecz, a prawą w siekierę. Emi z wrażenia wypuściła trzymaną w ręce szklankę soku. Złapałem ją tuż nad ziemią, lecz zawartość wylała się na podłogę. Yoko znów popisała się transformacją, zmieniając miecz w mopa.

„Więc ona...”

„Tak. Nie była moją kuzynką. Nie chciałem cię okłamywać, ale nie mogłem powiedzieć ci prawdy. Aż do teraz. Musiałem wiedzieć co i jak.”

„Ale... Ale możemy ją wychowywać jak córkę, prawda?”

   Przytuliłem Emi. Pewne było to, że chciałaby mieć dziecko.

„Pewnie, że możemy. Powiem więcej, chciałbym, żeby miała siostrę.”

„Co proszę?!”

   Udałem się do sypialni, zostawiając zaczerwienioną Emi w salonie. Z szafki wyjąłem niewielkie pudełko, w którym znajdował się mały żółty kryształ. Pokazałem go Emi i opowiedziałem jej całą historię z pierwszą aktywacją. Zwróciłem szczególną uwagę na ból związany z procesem synchronizacji. Opowiedziałem jej również o spotkaniach z innymi właścicielami oraz jak wszedłem w posiadanie tego kryształu.

„Zrobię to.”

„Emi, jesteś świadoma swojego wyboru?”

„Tak. Boję się, ale chcę to zrobić.”

   Determinacja tej dziewczyny nie nigdy przestanie mnie zaskakiwać. Posunąłem jej pudełko. Dotknęła kryształu, od razu się kalecząc.

„Aj! Jest mi... Sła... bo...”

   Złapałem ją, gdyż leciała w stronę stołu i położyłem na kanapie. Nagle kryształ zaczął pulsować jasnym światłem. Nie byłem w stanie uwierzyć w to, co widziałem. Emi wraz z kryształem zaczęli lewitować nad ziemią. Kryształ zaczął świecić tak jaskrawym światłem, że musiałem zmrużyć oczy. Emi miała rozłożone ręce. Wyglądała jak ukrzyżowana, lub jakby zaraz miała się zamienić w magiczną dziewczynkę. Yoko i ja obserwowaliśmy całą sytuację w ciszy i skupieniu. Kryształ zaczął się przesuwać. W końcu wniknął w klatkę piersiową mojej dziewczyny. Chwilę potem zaczęła materializować się przed nią mała dziewczynka. Najpierw pojawił się niewyraźny kontur. Następnie metalowy szkielet. Na myśl przyszły mi filmy z gubernatorem Schwarzeneggerem. Szkielet pokrył się czymś w rodzaju skóry, pojawiły się włosy i w końcu zbroja. Emi delikatnie opadła na kanapę. Obudziłem ją. Gdy zobaczyła małą, nie mogła uwierzyć własnym oczom.

„Evelynn BD X06-R1, na rozkaz.”

„E... Emi...”

„Analizowanie... Zakończone. Rozpoczynam synchronizację.”

   Emi krzyknęła z bólu i zaczęła wić się na łóżku. Trwało to dosłownie trzy sekundy, ale dla niej była to z pewnością cała wieczność. Po wszystkim przytuliłem zalaną łzami Emi, a dziewczyny zajęły się sobą – zaczęły się okładać mieczami. Że niby sparring?

„To było... Było... Straszne.”

„Ostrzegałem cię. Ale już po wszystkim.”

   Emi była w szoku. Pozwoliłem jej siedzieć wtulonej we mnie, a sam oglądałem niesowity pokaz breadgenca, czy jak się ten taniec na głowie nazywał. Dodatkowo pomieszane było to z Capoeirą i klasycznymi walkami na miecze. Po chwili Emi się uspokoiła.

„Zobacz.”

   Wskazałem Emi obie dziewczyny. W tym momencie przerwały walkę i zbliżyły się do nas. Evelynn miała podobne do Yoko czerwone oczy, ale całkowicie inną fryzurę. Jej włosy były koloru zielonego, przycięte do ramion. Lewe oko skryte było pod grzywką, która zasłaniała pół twarzy, prawe natomiast doskonale widoczne. Dość asymetryczna fryzura przywodząca mi na myśl styl Emo.

   Skoro było nas teraz sześć osób, pomyślałem, że można by się gdzieś spotkać i nieco lepiej poznać. Najlepiej w jakiejś restauracji, barze czy coś koło tego. Sam nie bardzo miałem pomysł gdzie, ale myślę, że z Emi razem coś wykombinujemy.

   Pierwszą rzeczą, jaką trzeba zrobić, to sprawdzenie na mapie gdzie wszyscy mieszkają. Potem wybierze się coś w centrum tego obszaru i zadzwoni do ludzi. Problemem była Nomico. Nie miałem pojęcia gdzie mieszka, nie miałem żadnego kontaktu z nią, a książka telefoniczna nie okazała się zbyt pomocna. Oznaczało to jedną z dwóch rzeczy. Albo nie chciała by jej numer tam widniał albo, co zresztą było bardzo prawdopodobne – Nomico Sakura to pseudonim, czy też inne fałszywe imię.

   Odnośnie imion, Emi chciała zmienić imię dla Evelynn, gdyż, mogę to przyznać i ja – ciężko było to wymówić. Tak oto siostra Yoko otrzymała imię Ririka. Taniguchi Yoko i Toramaru Ririka. Brzmi przyjemnie. Być może niedługo... Taniguchi Ririka. Oraz Taniguchi Emi. Mam nadzieję, że tak będzie.

   W czasie kolacji wspomniałem Emi o pomyśle spotkania właścicieli wszystkich robotów.

„Brzmi nieźle.”

„Pytanie tylko, gdzie?”

„Tak jak mówiłeś. Zrobimy mapę i coś wybierzemy.”

   Nim skończyliśmy jeść, Yoko z Ririką zdążyły już rozrysować na kartce dokładną mapę miasta z zaznaczonymi miejscami zamieszkania właścicieli oraz wskazaniem wszystkich restauracji znajdujących się w centrum okręgu. Wybór padł na Angel Cake. Data wstępna – najbliższa niedziela.

   Emi, Yoko i Ririka udały się do kuchni, gdzie Emi przechodziła właśnie instrukcję obsługi używania Ririki, a ja w tym czasie zawisłem na telefonie, dzwoniąc po ludziach, czy każdemu pasuje termin i miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy się zgadzali. Została tylko Nomico.

   Problem kontaktu z nią rozwiązał się sam, gdy w piątek odebrałem telefon z zastrzeżonego numeru.

„Słyszałam, że w niedzielę spotykamy się w Angel Cake. Czuję się pominięta.”

„Oczywiście. Ciężko poinformować kogoś o spotkaniu, podczas gdy nie ma się z tym kimś kontaktu. Dodatkowo twoja Monica, czy jak jej tam było nie daje się namierzyć.”

„To oczywiste. Działa w trybie ukrytym.”

„Przypuszczałem to. Podobnie jak to, że Nomico to nie jest twoje prawdziwe imię.”

„Kurde. Masz łeb. Przechodzisz moje oczekiwania. Dobrze szukasz, ale niestety, Nomico to naprawdę moje imię. Nazwisko mam inne. Ale nie podam ci go.”

   Mam wrażenie, że gdyby teraz stała przede mną, pokazała by mi język. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby faktycznie pokazywała go rozmawiając przez telefon. Niemniej jednak, moje przypuszczenia się potwierdziły.

„Czemu się ukrywasz?”

„Bo mogę. Po prostu nie chcę się ujawniać. Zwłaszcza, że towarzyszy mi BD. Wiesz do czego zmierzam.”

   Użyła skrótu BD dla określenia Monici. Battle Droid. Może być świadoma tego, że ktoś przechwytuje rozmowę. Coś w tym jest – nadal nie wiemy, czy ktoś nie szuka tych robotów ani po co zostały stworzone... I przez kogo.

„Powiedz, nie chciałbyś może się dzisiaj spotkać? Myślę, że może mogłabym ci opowiedzieć nieco o sobie i pokazać gdzie mieszkam. Jako bonus również przedstawić Monicę.”

   Kimkolwiek była Nomico, miała głowę na karku. Zakładam, iż jest starsza niż mówiła. Wątpię, by normalna szesnastolatka zabezpieczała się w ten sposób. Nie podaje numeru telefonu, używa fałszywego nazwiska i jest bardzo tajemnicza. Może wie o tych dziewczynkach coś więcej niż reszta? No cóż, na razie zagram jej kartami i zobaczę, jak potoczą się wydarzenia.

„Myślę, że byłoby to w porządku. Pracę kończę za godzinę. Gdzie...”

„Ok, będę czekać na dole, w holu.”

   Rozłączyła się. Tajemnicza, sprytna bestia. I w dodatku ładna. Czemu wybrała mnie? Jak mnie znalazła? Skąd ma mój numer, skąd wie gdzie pracuję? Skąd? Być może dzisiaj się dowiem. Dałem znać Yoko, co i jak oraz kazałem monitorować moją pozycję przez cały czas, wykorzystując GPS. Być może jestem przewrażliwiony, ale wolę dmuchać na zimne niż się sparzyć.

   Po skończonej pracy, gdy zjechałem na parter miałem w planach poczekać na nią przy restauracji i przy okazji wrzucić coś na ząb. Jednak Nomico już na mnie czekała. Siedziała w holu, pijąc herbatę i grając na przenośnej konsoli. Nie mam pojęcia, w co grają teraz nastolatki i w sumie mało mnie to obchodzi. Zbliżyłem się do niej. Jej ubiór... No cóż. Różowa bluzka z krótkim rękawem z bliżej nieokreślonym nadrukiem, do tego czarna mini spódniczka, również czarne zakolanówki i różowe adidasy. Dopełnieniem wszystkiego był zapięty na szyi pasek z dzwoneczkiem, tak jak wiesza się kotom i jaki noszą catgirlsy w anime. Jej rude włosy były spięte w warkocze po obu stronach głowy. Ubiór nazwałbym połączeniem punkowego stylu mody z bubblegum, normalnym dla nastolatek. Pomijam fakt, iż do jej wieku mam... Być może słuszne zastrzeżenia. I te warkocze... Wygląda, jakby miała 12 lat. Ech...

„Skąd wiesz, gdzie pracuję?”

   Nomico posłała mi całkiem ładny uśmiech. Braku urody zarzuć jej nie można. Zapewne ma powodzenie wśród chłopaków. Gdybym nie był z Emi, pewnie próbowałbym ją poderwać.

„Wiem o tobie więcej, niż myślisz KC. Wliczając w to numer buta. 43, prawda?”

„...”

   Mamy tu do czynienia z dziewczynką obdarzoną mocami PSI czy jak się to cholerstwo nazywało? Biorąc sprawę na poważnie i analizując fakty: ok, - śledziła mnie od jakiegoś czasu. Mogła usłyszeć ksywkę KC za którymś razem, jak jadłem obiad z ludźmi z pracy. Jest to bardzo prawdopodobne. Ale skąd do cholery numer buta?!?

„Po twoim wyrazie twarzy widzę, że zgadłam.”

„Nabrałaś mnie!”

   Zaczęła się śmiać. Haha, boki zrywać. Jest bardziej sprytna niźli przypuszczałem. Nomico dopiła herbatę, wstała, schowała konsolę do futerału przyczepionego do paska przy spódniczce i ruszyła w stronę ruchomych drzwi prowadzących na zewnątrz.

„Idziesz?”

   Po jej głosie nawet osoba, która nie słyszała rozmowy, byłaby w stanie stwierdzić, że ta dziewczyna dobrze się bawi. Skubana.

   Ruszyłem za nią. Szliśmy w ciszy. A przynajmniej ja. Nomico całą drogę śpiewała piosenki, będące aranżacjami utworów z pewnej serii strzelanek pisanych przez pijanego Japończyka. Sądząc po kierunku, w którym zmierzaliśmy do jej domu pojedziemy metrem. Będzie dość tłoczno. Wielu biznesmenów będzie wracało z pracy. A Nomico jest ubrana raczej wyzywająco. To niezbyt bezpieczna godzina dla młodej tak ubranej dziewczyny na samotną podróż metrem. Jej ubiór dokładnie mówi „Jadę tym metrem z wami, możecie mnie molestować”.

   Po drodze kupiłem w przydrożnym automacie picie. Nomico oczywiście nie mogła wypić go normalnie. Piła go w taki sposób, żebym widział jak krople spływają jej po dekolcie w kierunku piersi. Starałem się nie zwracać na to zbytniej uwagi, ale no cóż... Jestem facetem, do cholery. Nomico dobrze się bawiła. Za dobrze. Drażni się ze mną w ten sposób.

   Kilka minut później, staliśmy na peronie, czekając na pociąg. Znaczy się ja stałem. Nomico zdawała się mieć ADHD i nie mogła ustać w miejscu. Zachowywała się jak dziecko, skacząc po całym peronie. Przypomniała mi się pewna gra, w której jednym ze złych zakończeń dziewczyna, skrzypaczka, spadła na peronie na tory. Przeżyła, ale straciła rękę i nogę. Miałem nadzieje, że przy tak ruchliwej dziewczynie jak Nomico podobnego scenariusza nie uświadczę.

   Między nami dalej panowała cisza. Nie próbowałem nawiązać z nią rozmowy, a ona wciąż posyłała mi uśmiechy, skacząc z miejsca na miejsce. To nie tak, że nie chciałem z nią rozmawiać. Po prostu tematów dziewczynek nie chciałem poruszać w miejscach publicznych, bo cholera wie, mówi się, że ściany mają uszy. Nie byłem do końca pewien tych ścian, za to doskonale byłem pewien, że uszy mają stojący wkoło ludzie. Pomijając temat dziewczynek – nie bardzo chciałem rozmawiać z nią o czymkolwiek.

   W końcu nadjechał nasz pociąg. Tak jak przypuszczałem – pełen biznesmenów wracających ze swoich biur. Przez chwilę nawet myślałem, czy nie poczekać na następny. Stanęliśmy przy drzwiach. Nomico stała przede mną, obrócona w stronę drzwi. Mogła się szybko ewakuować w nagłym wypadku, a jako że stałem stałem za nią – ryzyko molestowania było nikłe.

   Było tłoczno. Pociąg ruszył. Nagle poczułem na nadgarstku czyjąś dłoń. Należała oczywiście do Nomico. Przesunęła moją dłoń prosto na swój pośladek. Obróciła lekko głowę w moją stronę. Dostrzegłem na jej twarzy szyderczy uśmiech.

„Czy wiesz, co się stanie, jeśli teraz zacznę krzyczeć?”
Odp: Battle R0yale
« Reply #7, on November 8th, 2013, 07:54 PM »
Kill 08

   Pociąg zatrzymał się na następnej stacji. Wciąż trzymając rękę na jej tyłku, czekałem tylko na sygnał odjazdu. Gdy ten zabrzęczał, od razu wyskoczyłem z pociągu na peron, zostawiając zaskoczoną Nomico w pociągu, który właśnie ruszył. Cholera. Tyłek miała jędrny, to muszę przyznać, ale prawie dostałem zawału, gdy to powiedziała. Nie lubię ludziom życzyć nieszczęść, ale mam nadzieję, że któryś z tych biznesmenów ją zmaca... A może nawet i zgwałci.

   Wciąż ciężko dysząc, uświadomiłem sobie jedno. Właśnie straciłem jedyną możliwość zdobycia o niej jakichkolwiek informacji... Chociaż telefon powiedział, że niekoniecznie.

   
„Następny pociąg
   jest za 10 minut.
   Wysiądziesz na
   trzeciej stacji ♥.”

   Serduszko na końcu maila mogła sobie darować.

   Rozejrzałem się wkoło. Dworzec był prawie pusty. Gdzieś tam biznesmen czytał gazetę, kawałek dalej młody mężczyzna spał na ławce, będąc albo przepracowany albo upity. Bardziej byłem skory uwierzyć w to drugie. W głośnikach usłyszałem zapowiedź pociągu.

   Tym razem nie było tak tłoczno jak wcześniej. Kilku biznesmenów, którzy prawdopodobnie spóźnili się na wcześniejszy pociąg, kilka uczennic w mundurkach, prawdopodobnie wracających z zajęć w klubach. Ciekawe czy jadą też agenci FBI i seryjni mordercy. Patrząc na uczennice, przypomniało mi się jak w czasie szkoły średniej sam byłem w klubie. Było to kółko programistyczne. Już wtedy pisaliśmy gry. Dobre czasy to były. Pociąg zatrzymał się  na stacji. Wysiadłem i rozejrzałem się wokół siebie. Przy automacie z napojami siedziała Nomico, grając na konsoli. Podszedłem do niej. Zaczęła rozmowę, nie podnosząc głowy znad ekranu.

„Zaskoczyłeś mnie.”

   Wyrwałem jej z rąk konsole, wyłączyłem i rzuciłem na kolana.

„Ty mnie również.”

„No oj tam. Chciałam się z tobą podrażnić.”

„Podrażnić? Mało się nie zesrałem ze strachu, tak się podrażniłaś.”

   Nomico zaczęła chichotać pod nosem. Coś we mnie pękło, bo w przypływie emocji i złości spoliczkowałem ją. Uśmiech zniknął jej z twarzy. Pojawiło się zdziwienie i niedowierzanie. Ja sam nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem. Uderzyłem dziewczynę. Wina może i leżała po jej stronie, ale nie zmienia to faktu, że zrobiłem coś, czego nie powinien nigdy robić facet.

„Prze... Przepraszam.”

„Nie szkodzi... To ja powinnam przeprosić. Faktycznie, masz rację. Przesadziłam. Chciałam zażartować. Przepraszam za ten wybryk w pociągu.”

   Wstała, podeszła do mnie i przytuliła się.

„Przepraszam. Postaram się jakoś ci to wynagrodzić.”

„Nie trzeba. Po prostu nigdy więcej nie odwalaj takich numerów.”

„Rozkaz, panie kapitanie.”

   Odeszła na krok, stanęła na baczność i zasalutowała. Zmiana charakteru o sto osiemndziesiąt stopni. Nie ukrywam, że rozbawiło mnie to i cały zły nastrój zniknął.

   Nomico ruszyła przed siebie. Chcąc nie chcąc, poszedłem za nią. W tej części miasta byłem chyba tylko raz. Jeśli dobrze pamiętam, gdzieś tutaj mieszka Suzushiro – muzyk od nas z firmy. Chodziliśmy razem do szkoły. Była tu dzielnica domów jednorodzinnych. Droga do jej domu to istny labirynt. Jak ludzie, którzy tu mieszkają nie gubią się w okolicy?

   Dom, w którym mieszkała Nomico nie wyróżniał się od innych wkoło. Normalny jednorodzinny, dwupiętrowy dom. Ze dwa razy większy niż moje mieszkanie i prawdopodobnie ze cztery raz droższy. Spojrzałem na tabliczkę z adresem. Kanzaki Nomico. Więc to jej prawdziwe nazwisko. Sądząc po tabliczce – mieszka sama. Znaleźliśmy się w środku.

„Czuj się jak u siebie. Monica dotrzyma ci towarzystwa. Ja muszę wziąć prysznic.”

   Wszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie. Wygodnej, muszę przyznać. Po chwili w drzwiach pojawiała się mała dziewczynka. Miała długie włosy w kolorze fioletowym, spięte w warkocze prawie do samej ziemi. Przypominała mi pewną wirtualną idolkę, która powstała spory czas temu, a jest popularna do dzisiaj. Monica była ubrana w strój, który można uznać za punkowy. Czerwona kraciasta, krótka spódniczka z wiszącym paskiem zaczepionym z tyłu i z przodu na zasuwki. Bluzę miała dość dziwną. Z prawej strony normalny krótki rękaw, z lewej natomiast tego rękawa brakowało. Zamiast niego na ramieniu miała czarną opaskę. Dopełnieniem wszystkiego były rękawiczki bez palców oraz czarno-fioletowe zakolanówki podkreślające idealnie zettai ryouiki – tak zwaną strefę absolutną. Fragment gołej skóry między zakończeniem zakolanówek a rozpoczęciem spódniczki. Zazwyczaj uważa się za idealne proporcje 4:1:2.5, czyli długość spódniczki : strefa absolutna : wysokość zakolanówki powyżej kolana. Odzwierciedlała styl swojej właścicielki. Gdyby ktoś zobaczył je na ulicy, zapewne pomyślałby, że są siostrami.

   Monica usiadła na wprost mnie. Sądząc po odgłosach dochodzących z mieszkania, Nomico brała prysznic. Siedzieliśmy w ciszy. Monica uważnie mnie obserwowała, a ja rozglądałem się po salonie. Nic nadzwyczajnego. Typowe meble, regał z książkami, telewizor o wymiarach dwu, lub nawet trzykrotnie większych niż mój, na ścianach jakieś obrazy. Typowy pokój typowego Japończyka w XXI wieku. Ciszę w końcu przerwała Monica.

„Napijesz się czegoś?”

„Herbaty, jeśli można.”

   Monica wyszła z pokoju. Wróciła po chwili, niosąc tacę, na której stały dwie filiżanki. Sama taca wyglądała, jakby kosztowała cała moją wypłatę, o filiżankach nie wspomnę. Skąd ona bierze na to kasę? Odgłos lejącej się wody dochodzący gdzieś z mieszkania ucichł, co oznaczało, że Nomico skończyła brać prysznic. Razem z Monicą piliśmy herbatę, gdy w końcu pojawiła się w drzwiach. Owinięta była samym ręcznikiem. Na ten widok mało nie wypuściłem z ręki filiżanki.

„Prysznic tyle wygrać.”

„Założyłabyś coś na siebie.”

„Po co? Jestem u siebie. Mogę chodzić naga jak chcę.”

„Ale masz gościa. Kultura tego wymaga.”

„Gość powinien się raczej cieszyć, jak uda mu się coś zobaczyć.”

   Ona zaczyna mi działać na nerwy. Widać jedno spoliczkowanie to mało. Przegoniłem myśli o biciu jej, chociaż lanie by się przydało. Nomico usiadła na fotelu na wprost mnie. Monica wyszła i po chwili wróciła z kilkoma piwami. Dostałem jedno, Nomico również. Czas na test.

„Szesnaście lat i piwo? Czy nie jest dozwolone od dwudziestu jeden lat?”

„Jesteś bardziej wkurzający niż moja matka. Nie domyśliłeś się, że jestem starsza niż mówiłam?”

„Właśnie potwierdziłaś, że moje domysły były słuszne.”

   Uśmiechnęła się. Nie wiem czy był to uśmiech zadowolenia, że na to wpadłem wcześniej, czy może uśmiech pokerzysty ukrywający beznadziejną sytuację – w tym wypadku pokonanie jej.

„Myślę, że mogłabyś powiedzieć coś o sobie. W końcu o mnie wiesz dużo, a ja o tobie prawie nic.”

„Hm... Lubię sporo rzeczy, nie lubię kilku. Moje wymiary to... Ta-je-mni-ca. Ale... Po krótkim namyśle mogłabym ci pokazać...”

   Odchyliła nieco ręcznik. Robi to celowo. Koniec zabawy!

„Dobra, kotku, starczy.”

„Miau.”

„Zaprosiłaś mnie tu. Po co?”

„Musi być jakiś powód?”

„Może ty masz za dużo wolnego czasu, ale...”

„A ty nie? W pracy wyrabiasz sto dwadzieścia procent normy. W domu zazwyczaj leżysz w łóżku lub przeglądasz neta. Czasem nawet jedno i drugie naraz.”

   Skąd... Skąd ona to wie? Jak... Zaraz... Układanka zaczyna się układać... To ona! To ona cały czas mnie stalkowała. To jej wzrok czułem non stop na sobie! Przez jej twarz pokerzysty przebijał się delikatny obłoczek gniewu. Zacząłem się pocić. Wpadłem w paszczę lwa. Przeanalizujmy fakty. Wie, gdzie mieszkam i gdzie pracuję. Ma mój numer telefonu, a nawet rozmiar buta. Wie, co robię w czasie wolnym. Skąd? Skąd, do cholery?

„Skąd?”

„Huh?”

„Skąd ona to wie. Zastanawiasz się nad tym, prawda?”

   Ona mnie przeraża. Faktycznie jest jakimś wybrykiem natury posiadającym moce PSI. Czyta mi w myślach, zdobywa informacje prywatne... Zapewne telepatycznie kontroluje oddział sklonowanych żołnierzy!

„Powiem ci. Wiem o tobie więcej niż ci się wydaje. O wiele więcej... Bracie.”
Odp: Battle R0yale
« Reply #8, on January 20th, 2014, 08:23 PM »
Kill 09

   Jak... Skąd... Przecież nie miałem siostry. Byłem jedynakiem. Prze... Zaraz... Matka rozwiodła się z ojcem jak miałem dwa lata. Mogło to być dziecko z drugiego małżeństwa ojca. Można tu mówić, że nie jesteśmy spokrewnieni, ale jednak jesteśmy rodzeństwem. Jak tak teraz pomyślę... Nigdy nie rozmawiałem z matką o ojcu.

„Zaskoczony?”

   Byłem tak zaskoczmy, że nie byłem w stanie odpowiedzieć. Tylko skinąłem głową. Aż zaschło mi w gardle. Otworzyłem puszkę piwa i wypiłem całe, jak to się mówi, „na hejnał”.

„Ej, spokojnie. Upijesz się.”

   O, coś, o czym nie wie. Głowę mam mocną. Spojrzałem na puszkę. Ale piwo też pija mocne. Też musi mieć twardy łeb. Przypomniałem sobie parę serii anime z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Tam wiele kobiet piło dużo i dawało radę. Ale to były anime i tego typu sytuacje to tylko elementy komediowe.

   Do wieczora rozmawialiśmy. Nie na temat dziewczynek, bo ten wyczerpaliśmy dość szybko. Monica była obecna częściowo, ponieważ od razu usnęła, a raczej przełączyła się na tryb czuwania i oszczędności energii. Nomico opowiedziała mi o ojcu, którego nie znałem, a ja powiedziałem jej o matce, której już nie pozna. Zmarła rok temu.

   Nomico była ode mnie cztery lata młodsza. Mimo tak młodego wieku, mieszkała sama. Ojciec płacił za mieszkanie. Ona sama pracowała jako kurier.

   Gdy zbierałem się do domu, było już ciemno. Nomico odprowadziła mnie do drzwi. Z zaskoczenia pocałowała mnie w policzek. Wówczas ręcznik, którym była cały czas owinięta zsunął się na podłogę.

„Ups.”

   Moją minę można było odczytać jako „chyba robisz sobie jaja”, lub coś podobnego. Cały czas miała na sobie bieliznę. Całkiem ładną czarną, koronkową. Mimo wszystko mogę stwierdzić, że jest powalona jak lato z radiem.

   Po pożegnaniu ruszyłem do domu. Minęło pięć minut. Następnie dziesięć... Piętnaście...

„Cholera.”

   Zgubiłem się. Zgubiłem w tym cholernym labiryncie domów. Odnalazłem w kieszeni telefon, wybrałem numer...

„Um, Nomico... Pomóż...”

* * *

   Do domu dotarłem późnym wieczorem. Emi czekała z obiadem, który z racji pory zjem na kolację. Moja dziewczyna była równie zdziwiona jak ja, gdy opowiedziałem jej prawdę na temat Nomico. Yoko i Ririka ustanowiły połączenie z Monicą. Pozostawała w ukryciu, więc do komunikacji używały czegoś w rodzaju adresu IP. Dziewczynki mogły wysłać do niej zapytanie i po chwili powinna nadejść odpowiedź. Oczywiście zaszyfrowana. Próbowałem rozgryźć metodę szyfrowania, jednak ze smutkiem muszę przyznać, że przekroczyło to moje możliwości.

* * *

   W końcu nadeszła niedziela. Dzisiaj mamy spotkać się w Angel Cake. Wczoraj jeszcze aktywowała się kolejna dziewczynka. Kawamura w miarę możliwości zgarnie ją po drodze na spotkanie. Do spotkania mieliśmy jeszcze trochę czasu, gdyż miało się odbyć dopiero późnym popołudniem. Czas ten spędziłem wyłożony na kanapie. Pomyślałem o tym, co zdarzyło się w ciągu ostatnich tygodni. Dziewczynki pojawiają się jedna po drugiej. Ciekawi mnie bardzo kim jest następna osoba. No cóż, dzisiaj dowiem się wszystkiego.

   Emi i Yoko krzątały się po mieszkaniu. Na obiad nie było za bardzo co liczyć, ale Emi i tak postanowiła coś ugotować dla mnie na jutro, ponieważ wyjeżdża do domu na cały tydzień. Znów odwiedzić rodzinę. Jeździ tak co jakiś czas. I zawsze gdy wraca, przywozi domowe żarcie swojej mamy. Oj, będzie co jeść. Ale to dopiero za tydzień.

   Mimo wyjazdu Emi, Ririka zostaje w domu ze mną. Jej obecność tam mogłaby wywołać niepotrzebnego zamieszania, zwłaszcza, że teraz faktycznie traktujemy dziewczynki jak nasze własne dzieci. Będę musiał jakoś sobie poradzić z dziewczynkami przez ten tydzień. Dam radę.

   Powoli zbliżała się godzina wyjścia. Emi założyła prostą niebieska sukienkę. Bardzo mi się w niej podobała, chociaż muszę przyznać, że Emi we wszystkim mi się bardzo podoba. Bez niczego również. Yoko i Ririka również ubrane były w sukienki. Obie identyczne, różniące się tylko kolorem. Sukienka Yoko była czarna, a Ririka miała na sobie sukienkę koloru białego. Obie pełne falbanek i niepotrzebnych pierdół. Wyglądało to tak, jakby ich twórca nie potrafił rysować linii prostych. Wyglądały jak prawdziwe siostry. Jak Yin i Yang. I tak właściwie, prócz dziewczynek, byliśmy ubrani zwyczajnie. Ja sam miałem na sobie czarne spodnie i marynarkę. Czułem się prawdę powiedziawszy nieco dziwnie. Wolałbym krótkie spodenki i bluzę z kapturem. Spojrzałem na moje trzy kobiety. Każda z nich wyglądała pięknie.

   Dom opuściliśmy już o szesnastej. Na miejsce mogliśmy dojść w dwadzieścia minut, ale doszliśmy do wniosku, że lepiej przyjść wcześniej niż spóźnić się kilka minut. Wcale się nie spieszyliśmy. Gdzieś w połowie drogi trafiliśmy na Megumi Masayo, czyli po prostu Gumi-chan.

   Emi znała moją koleżankę z pracy. Z rzadka Gumi zapraszała nas na kawę lub przychodziła do nas. Teraz ubrana była w swoją ulubioną bluzę z kapturem i logiem łowców dziewczynek – europejskiego internetowego labelu specjalizującego się w muzyce Hardcore. Nie wiem kto im projektował logo, ale grafikiem był kiepskim. Do tej bluzy Gumi dobrała jeansowe spodnie. Wyglądała dużo młodziej niż w rzeczywistości. Szła w towarzystwie Ariel, która, jak dobrze pamiętam, była numerem dziewięć. Sama Ariel ubiorem przypominała swoją właścicielkę, tylko że zamiast spodni miała spódniczkę.

„Gumi!”

„O, Shiki. I Emi.”

„Witaj, Megumi.”

„Wy też wyszliście wcześniej z domu?”

„Lepiej przyjść chwilę wcześniej niż się spóźnić.”

„Wyglądasz na nieco spiętą. Coś się stało?”

„Trochę się denerwuję. To w końcu nasze pierwsze wspólne spotkanie.”

„Nie ma się czego bać. To na pewno mili ludzie. Prawda, Shiki?”

„Tak. Nie licząc może jednej osoby...”

   Dalszą drogę przebyliśmy razem, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Przy Angel Cake byliśmy piętnaście minut przed czasem. Przyznam szczerze, że nie tak sobie wyobrażałem tą restaurację. Było to Maid Cafe. Ale nie takie dla podrzędnych otaku. Bardziej stylowe i eleganckie. I zapewne pogłaszcze nas po portfelu.

   W środku zostaliśmy powitani przez dwie urocze pokojówki, które zaprowadziły nas do zarezerwowanego stołu. Rezerwacja dokonana była na siedem różnych nazwisk, by ten kto przyjdzie pierwszy nie musiał stać na dworze. Po chwili zjawił się otaku – Daisuke Koizumi. Ubrany był w... Strój XIX wiecznego lorda... Frak, cylinder, laska. Elementy Visual Kei? Wystroił się jak szczur na otwarcie kanału, to mu trzeba przyznać. Jego towarzyszką była Aurelia. Ubrana w strój gothic lolity, mający więcej szczegółów niż połączenie strojów naszych dziewczynek. Dlaczego nie jestem zaskoczony?

   Następna zjawiła się Nomico. Ubrana była w ten sam bubblegumowy strój jak wtedy, gdy zaprosiła mnie do siebie. Monica również świeciła tym samym gothpunkowym strojem. Emi wydawała się lekko zdziwiona. Na ulicy raczej nikt nie powiedziałby, że jesteśmy rodzeństwem.

   Ostatni zjawił się Kawamura w towarzystwie... Trzech dziewczynek? Dwie z nich to na pewno TE dziewczynki, ale trzecia... Jasna cholera... Nie mówicie mi, że ona... Mina Kawamury potwierdziła moje obawy. Wszyscy byli zaskoczeni. Wszyscy jak jeden mąż, bez wyjątku. No może prócz dziewczynek. Chociaż nie wiem, czy słowo „zaskoczeni” dobrze oddaje to, jak się czuliśmy.

„Pozwólcie, że przedstawię... Suzumoto Azusa. Wiek – jedenaście lat. Właścicielka numeru 10.”

„Żartuje pan...”

„Nie, panno...”

„Emi.”

„Nie, panno Emi. Nie żartuję.”

   Usiedli przy stole. Kawamura wyjaśnił, jak udało mu się przekonać rodziców Azusy do puszczenia jej na spotkanie. Okazuje się, że jej ojciec siedzi przy stoliku obok i bacznie nas obserwuje. Wygląda jak szafa dwa na dwa metry. Nie chciałbym, żeby coś się stało Azusie. Obawiam się, że żadne z nas nie przeżyłoby bliższej znajomości z pięścią tego osobnika. A nawet jeśli, to prawdopodobnie następny tydzień lub dwa spędziłoby na oddziale intensywnej terapii medycznej.

   Spotkanie się rozpoczęło. Każdy po kolei przedstawił się i opowiedział coś o sobie. Następnie zamówiliśmy coś do jedzenia. Co kto chciał – lody, ciasto czy jak ja - zestaw obiadowy. Następnie zaczęliśmy opowiadać jak żyjemy z dziewczynkami. Każdy miał chwilę, żeby się wypowiedzieć. Koizumiemu trzeba było non stop przypominać, że nie musi tak szczegółowo opisywać swoich zboczeń oraz że siedzi z nami dziecko.

   Z opowiadań wyszło, że każdy traktował swoją dziewczynkę inaczej. Ja, Emi i Megumi traktowaliśmy je jak nasze dzieci. Nomico traktowała Monicę jak młodszą siostrę. Po tym, co usłyszałem naprawdę miałem ochotę zobaczyć jak śpią razem w łóżku. Czysta ciekawość, nic zboczonego. Nie ma mowy, żeby podniecała mnie własna siostra czy robot, który wygląda tak, że dwadzieścia pięć lat w pasiakach to takie delikatne minimum.

   Dla Daisuke Aurelia była niczym innym jak zwykłą zabawką. Love doll, czy jak to się tam nazywało. Przypominając sobie wydarzenia z mojej łazienki, mogłem tylko założyć, że Aurelia zachowała się podobnie. Jeśli tak, nie jest już dziewicą. Jeśli kiedykolwiek nią była. Nie wiem czy była to pedofilia, bo dziewczynka nie jest człowiekiem, chociaż dla wymiaru sprawiedliwości nie miało by znaczenia czy to nieletnia dziewczyna, czy life-size doll.

   Kawamura z naszej gromadki również okazał się nieco dziwny. Otóż, zatrudnił swoją Camillę... Jako pomoc domową. Robiła pranie, gotowała, sprzątała podczas nieobecności Kawamury, a on jej za to płacił. Nie bardzo rozumiałem, jaki w tym miał być cel, uznałem jednak, że można i tak.

   Najmniej w kwestii dziewczynek miała do powiedzenia Azusa. Natalie – bo tak nazywała się oznaczona numerem dziesięć dziewczynka – była z nią dopiero drugi dzień. Myślę, że Azusa będzie traktować ją jak siostrę w swoim wieku.

   Sama Azusa okazała się być naprawdę miłą i dobrze wychowaną osobą. I do tego odważną. Straszne było tylko to, że w wieku jedenastu lat musiała przechodzić to, co my, czyli synchronizację. Dodatkowo nadal nikt z nas nie wie, po co te dziewczynki w ogóle zostały stworzone. Spodziewam się zamieszania, całkiem sporego, gdy wszystkie dziesięć się zbierze, choć może po prostu jestem przewrażliwiony. I mocno podekscytowany na samą myśl, jaki może być cel ich stworzenia oraz kto jest za to odpowiedzialny.

   Zadałem to pytanie całej grupie, ale odpowiedziała mi cisza. Cisza, którą po chwili przerwał Kawamura.

„Sądząc po tym, że są to roboty bojowe... Bo ja wiem. Wojna? Zabójstwa? Najemnicy? Będąc żołnierzem, nie spodziewałbym się, że dopiero co uratowana w piekle wojny dwunastolatka skróci mnie o głowę, bo jej ręka nagle zmieniła się w miecz, czy też inną siekierę.”

„Może dla zabawy?”

„Z całym szacunkiem, panie Koizumi, nie sądzę, żeby ktoś dla zabawy tworzył roboty, przy użyciu których można na spokojnie rozpętać wojnę nuklearną, bądź w inny sposób wymazać życie na naszej planecie.”

„Przesadza pan, panie Kawamura z tym wymazywaniem życia na planecie. Dodatkowo, roboty przecież powinny podlegać trzem prawom robotyki...”

„Powinny, ale widzisz, Nomico, nie podlegają. Yoko.”

   Palec Yoko zmienił się w igłę, którą ukuła mnie w kciuk. Pojawiła się tam kropa krwi.

„Oto dowód.”

„Co tą są prawa robotyki?”

„Widzisz Azusa, trzy prawa robotyki, to prawa które nie pozwalają robotom krzywdzić ludzi. Brzmią tak:
1. Robot nie może zranić człowieka lub spowodować by człowiek doznał krzywdy.
2. Robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, chyba, że stoją w sprzeczności z pierwszym prawem.
3. Robot musi chronić sam siebie, jeśli nie stoi to w sprzeczności z pierwszym lub drugim prawem.”

   Niezłe wyjaśnienie, Kawamura. Myślę, że pozwolę dodać coś od siebie.

„Stworzył je w tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim roku Isaac Asimov, na potrzeby opowiadania Runaround. Do końca ubiegłego wieku uważne były za czystą fikcję, ale wraz z rozwojem robotyki, zwłaszcza w obecnych czasach, prawa te stają się realnym zagadnieniem. Dodatkowo jeszcze w ubiegłym wieku prawa te były zmieniane przez pisarzy jak im się podobało, przy czym za najśmieszniejsze uważam prawa stworzone przez Davida Langforta.”

„Rozpędza się pan, panie Shiki. W każdym razie, nie stosujemy ich, bo nikomu nie dało się do tej pory zbudować myślącego robota... Chociaż jak widać, myliliśmy się.”

   Zapadła niezręczna cisza. Przerwała ją Nomico.

„Czy ktoś próbował używać dziewczynek wbrew prawu?”

   Znowu cisza. Każdy po kolei zaczął zaprzeczać. Nawet Daisuke, chociaż uważam, że wszyscy doskonale wiedzą, że przeleciał swojego robota przynajmniej kilka razy. Ogółem zaprzeczenie było dobrą wiadomością. Przyznam, że zżyłem się z Yoko dość mocno i nie chciałbym się z nią rozstawać. Myślę, że Emi również.

* * *

   Gdy wróciliśmy do domu, na niebie świecił całkiem ładny księżyc. Byłem zmęczony, ale przynajmniej najedzony. Dziewczynki poszły się wykąpać, ja natomiast padłem na kanapę w salonie i rozmyślałem o całym spotkaniu. Właściwie nie dowiedzieliśmy się niczego, prócz tego jak żyją dziewczynki u różnych ludzi. Nie dawała mi spokoju myśl związana z prawami robotyki. Owszem, są to roboty bojowe, więc umieszczanie w nich praw robotyki byłoby sprzeczne z celem ich stworzenia. Więc po co? Po co zostałyście stworzone? Z kim lub czym miałyście walczyć?

   Po piętnastu minutach, gdy dziewczynki wyszły z łazienki, udałem się tam ja. Usiadłem w wannie pełnej wody i poczułem się wyluzowany. Woda była przyjemnie ciepła. Odprężyłem się. Zmęczenie  zniknęło. Za drzwiami usłyszałem jakieś krzątanie i po chwili w łazience zjawiła się Emi. Jej nagie ciało owinięte było tylko ręcznikiem, którego pozbyła się przed wejściem do wanny. Usiadła przede mną i oparła się o moją klatkę piersiową. Nie mogłem powstrzymać się by położyć ręce na jej biuście. Piersi idealnie mieściły mi się w dłoni. Rozmiar perfekcyjny, tak jak lubię. To był początek łazienkowych czułości, które kontynuowaliśmy w łóżku.
Odp: Battle R0yale
« Reply #9, on April 21st, 2014, 11:54 PM »
Kill 10

   Gdy otworzyłem oczy, nie było jeszcze siódmej. Emi również. Sądząc po godzinie, stała teraz na dworcu kolejowym. Zawsze jeździła tak wcześnie, gdy chciała być w domu przed południem. Idąc do kuchni, zastanawiałem się, co dziewczynki wyprawiały w nocy. Górna połowa Yoko leżała na podłodze, natomiast Ririka rozłożyła się na całym łóżku niczym księżniczka, widocznie zrzucając swoją siostrę na podłogę. Podniosłem Yoko i ułożyłem koło Ririki, a ta od razu przytuliła się do siostry. Doprawdy, nie wiem czy one są w trybie czuwania, oszczędności energii, czy naprawdę śpią. Pozostanie to dla mnie wielką tajemnicą.

   W lodówce znalazłem ugotowany wczoraj obiad i śniadanie zrobione dla mnie oraz dziewczynek przez Emi tuż przed wyjazdem. Kochana Emi. W czasie gdy jadłem śniadanie, dziewczynki zaczęły się budzić. Wyglądało to przekomicznie, jak idąc do łazienki, widocznie zaspane, potykały się o własne nogi. Oszczędność energii raczej tak nie działa, więc zakładam, że był to normalny sen. Biorąc pod uwagę pozycję Yoko – dość mocny.

   Po opuszczeniu łazienki, dziewczynki wzięły się za sprzątanie, a ja sam siedziałem przy komputerze, stukając w klawiaturę, by ekran zapełniał się kodem. We tle grał telewizor – dziewczynki sprzątając, oglądały przy okazji jakąś telenowelę, czy coś takiego. Brzydki nałóg przekazany im przez moją dziewczynę. Miałem już przerzucić się na słuchawki, gdyż lubię pracować przy muzyce, a właściwie to uważam dzień bez muzyki za dzień stracony, jednak w telewizji usłyszałem reklamę wesołego miasteczka, w którym otwarto nowy rollercoaster. Akurat to wesołe miasteczko znajdowało się w naszym mieście. Po krótkich przemyśleniach postanowiłem spytać.

„Yoko, Ririka. Chcecie jechać do wesołego miasteczka?”

* * *

   Akurat wtorek okazał się dniem wolnym. Było słonecznie, i już stojąc przed bramą Fantasy Land, można było stwierdzić, że będzie tam tłoczno. Kolejki do każdej kasy miały przynajmniej po pięć metrów długości. Gdy nadeszła nasza kolej, kupiłem trzy karnety. Zwykły i dwa dziecięce. Dziewczynki wyglądają na dwanaście lat, więc było w porządku.

   Dopiero po przekroczeniu bramy zwróciłem uwagę na jedną rzecz, która jakoś mi umknęła. Ririka była bardzo energiczna. Zachowywała się jak dziecko z ADHD. Podczas gdy Riri skakała, cieszyła się ze wszystkiego i w ogóle wszędzie było jej pełno, Yoko stanowiła oazę spokoju. Z upływem czasu jednak nastrój Ririki zaczął również udzielać się „starszej” siostrze, ale na szczęście nie aż w takim stopniu.

   Zaczęliśmy od obejścia całego miasteczka dookoła. Podczas obchodu, patrząc na wszystkie budki z jedzeniem, zrobiłem się nieco głodny. Yoko i Ririka zażyczyły sobie... Watę cukrową. Czasem naprawdę chciałbym zapomnieć, że to roboty.

   Park był dość duży, więc obejście go zajmowało za dużo czasu, dlatego drugą połowę objechaliśmy kolejką linową. Na nasze szczęście ta kursowała bez ustanku, objeżdżając park dookoła. Ponownie znaleźliśmy się przy wejściu. Mając dziewczynki pod ręką, nie potrzebowaliśmy mapy, jednak by dziewczyny orientowały się w terenie musiały go zobaczyć. Nie chciałbym korzystać z satelity od GPS, więc zabawę zaczęliśmy od wizyty na wieży obserwacyjnej. Ze szczytu widać było cały park oraz spory kawałek miasta. Prócz tego było cholernie wysoko, a podłoga w obrotowej kabinie jak na złość była przeźroczysta. Jak niezbyt dumny posiadacz daru zwanego Lęk Wysokości, źle wpływało to na moje samopoczucie. Rekompensował mi to jednak widok ze szczytu wieży, całkiem przyjemny i ładny.

   Gdy wysiedliśmy z kabiny, przeszliśmy do kolejnego punktu programu, czyli atrakcji o średnim poziomie intensywności. Statek kołyszący się na sporej wysokości był jedyną atrakcją, na którą byłem w stanie pójść. Twister i Enterprise okazały się być nie na mój żołądek.

   Twister składał się z obrotowej platformy, na której znajdowały się „wysepki” z podnośnikami kręcące się w przeciwną stronę do samej platformy. Na podnośnikach znajdowały się siedzenia, które dodatkowo kręciły się bez ładu i składu zależnie od tego, ilu ludzi tam siedziało i jak działała siła odśrodkowa.

   Enterprise natomiast był atrakcją, w której siła odśrodkowa odgrywała kluczową rolę. Statki pełniące funkcję siedzeń zaczynały obracać się wokół platformy, która po jakimś czasie zaczęła podnosić się do pionu, dodatkowo zwiększając obroty. W statkach nie było żadnych pasów – nie były potrzebne, bo siła odśrodkowa dosłownie wgniatała w siedzenie.

   W planach był jeszcze Rollercoaster. Nazwa Devil's Hand mówiła sama za siebie. Nie spieszyło mi się ani do nieba, ani tym bardziej do piekła. Mimo wszystko – konstrukcja robiła wrażenie. Był to największy Rollercoaster nie tylko w Japonii, ale także na świecie. Wagoniki wjeżdżały na wysokość stu dwudziestu metrów, skąd zjeżdżały na dół, by po chwili – trwającej może trzy, może cztery sekundy - przejechać przez trzy pętle i spiralą zjechać na niższy poziom. Przyznam szczerze, chciałem się na tym przejechać, jednak brakło mi odwagi.

   Dziewczynkom Rollercoaster spodobał się i to nawet bardzo. Jechały na nim kilka razy pod rząd. Czekając na nie, zrobiłem się głodny. Gdy dziewczynki skończyły przejażdżkę, udaliśmy się na pizzę. Dobry fast food nie jest zły. Gdyby Emi zobaczyła, co jem, nieźle by się wkurzyła. Ale czego oczy nie widzą...

   Zamówiłem największą i najostrzejszą pizzę, jaką mieli. Nazywała się „Dyrektor” i reklamowana była słowami „Ostrzejsza niż twój szef”. Była cholernie smaczna i odpowiednio ostra. Wszystko byłoby w porządku... Gdyby nie fakt, że nie dałem rady zjeść połowy. Dziewczynki ją skończyły.

   Po obfitym posiłku, udaliśmy się dalej na atrakcje. Ja ograniczyłem się do tych mało intensywnych jak nawiedzony dom, a dziewczynki testowały wszystko jak leci, wliczając w to te najbardziej ekstremalne. Po jakimś czasie, gdy dziewczynki atakowały kolejną atrakcję, pomagającą ci zwrócić ostatnio zjedzony posiłek, ja siedziałem na ławce czytając informator.

   Zawierał on plan atrakcji, krótki opis parku oraz listę odbywających się w tym miesiącu na jego terenie imprez. Jedna z takowych miała mieć miejsce dzisiaj. Był to koncert idolek - Kanom oraz M.C.Oni. Muszę przyznać, że sama nazwa nic mi nie mówiła, ale informator zapowiadał je nie gorzej niż grupę rockową, która miała wystąpić za tydzień. Trwający godzinę koncert miał się zacząć w okolicach osiemnastej, czyli za dwie godziny. Nie byłem na czasie, ani też nie jestem fanem popu, ale sądziłem, że nie zaszkodzi zostać i posłuchać.

   Widząc biegnące w moim kierunku ucieszone dziewczynki, wstałem z ławki i już miałem ruszać w ich kierunku, gdy Ririka potknęła się i przytuliła asfalt, obdzierając sobie dość boleśnie kolano. O ile o samą Ririkę nie należało się martwić, bo nie czuła bólu, o tyle rana, która zrobiła jej się nodze odsłaniała metalową płytkę, przypuszczalnie część szkieletu czy jakąś inna osłonę. Dosadnie przypomniało mi to, że Ririka i Yoko, mimo iż traktuję je jak córki, wcale nimi nie są. Ba! Nawet nie są ludźmi.

   Rana będzie goić się krótką chwilę, więc zrobiłem prowizoryczny  opatrunek z kilku chusteczek. Powinno wystarczyć. Nagle zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu migało zdjęcie mojej dziewczyny.

„Słucham?”

„Coś się stało z Ririką?”

„Nie. A coś miało się stać?”

„Na kolanie pojawiła mi się bolesna rana.”

   No tak. Opowiedziałem Emi, jak spędzamy dzień i jaką niezdarą jest jej towarzyszka. Trochę ją to uspokoiło, ale też uświadomiło, że połączenie między nimi to nie żart.

„W takim razie będę kończyć. W domu będę tak jak planowałam, czyli w niedzielę.”

„Spokojna głowa. Damy sobie radę. Masz dziewczynki do telefonu.”

   Po krótkiej rozmowie dziewczynek z moją lubą, udaliśmy się dalej na zabawę.

   Czas na zabawie powinien płynąć raczej szybko, a mój wlekł się, jakby dziadek czas zamiast biec, potknął się i czołgał. Mimo wszystko z każdą chwilą ilość ludzi w parku zaczęła się zmniejszać. Część poszła do domu, reszta udała się w kierunku sceny, by zobaczyć koncert. Również i my ruszyliśmy w tamtą stronę.

   Ku mojemu zdziwieniu ponad połowa widowni była stuprocentowymi otaku. W sumie nie powinno mnie to dziwić. W końcu to idolka, a te zawsze są otaczane przez takich ludzi, w końcu zazwyczaj przebierają się za postacie z anime. Przypomniałem sobie, co się działo, gdy wydawaliśmy Revolutionary Mahou Shoujo Meruru cztery Comikety temu. Ilość otaku otaczająca naszą cosplayerkę była ponad jej siły. I chociaż dzielnie trzymała się do końca, stwierdziła, że więcej takich roli już nie weźmie.

   Tłum krzyczał wniebogłosy pseudonim swojej idolki, aż w końcu na scenie pojawiła się młoda dziewczyna ubrana w strój obsługi parku.

„Witamy wszystkich obecnych.”

   Krzyki. Wrzaski. Anarchia. W sumie może nieco przesadziłem.

„Muszę prosić wszystkich o chwilę cierpliwości. Dzisiejsze gwiazdy wieczoru trochę się spóźniły, więc koncert zaczniemy z kilku minutowym opóźnieniem. Czas oczekiwania umili wam DJ A.N.L. Expander.”

   Na scenie pojawił się chłopak w masce przeciwgazowej i zaczął puszczać muzykę, która przypominała odgłosy remontu. Nazywało się to schranz, czy jakoś tak. W sumie jak dobrze pamiętam, jeden z moich znajomych sam tworzył taki styl, remontując mieszkanie. Instrument, który używał nazywał się kruszarka.

   Po kilku minutach tego terroru muzyk zszedł ze sceny i znów zjawiła się na niej dziewczyna z obsługi.

„Dziękujemy za cierpliwość. Czas umilał wam DJ A.N.L. Expander.”

   Brawa. Nie mówicie mi, że tym otaku się to podobało.

„Panie i panowie, przed państwem gwiazdy dzisiejszego wieczoru. Kanom oraz M.C.Oni!”

   Pociągnąłem łyk napoju, lecz błyskawicznie wyplułem go, mocząc koszulę otaku stojącego przede mną. Chyba nie zauważył. Zareagowałem tak, gdy tylko zobaczyłem, kto wszedł na scenę. Wszystko jasne. Kanom – KAnzaki NOMico. M.C.Oni – Monica.

   Ririka bardzo chciała wszystko widzieć, więc musiałem wziąć ją na barana. Nie mogłem powiedzieć złego słowa o ubiorze dziewczyn na scenie. Zaczynając od mojej siostry, miała na nogach białe buty prawie do kolan z zielonym trójkątem na przodzie, na lewej nodze zielono białą opaskę. Do tego różową krótką spódniczkę. Stojący pod samą sceną fani zapewne widzieli jej majtki. Miała na sobie również różową rozpiętą kureczkę, czy może raczej kamizelkę, która odsłaniała... Hm... Jasnoniebieski stanik. Na jej uszach spoczywały słuchawki z migającym na nim napisem „Kanom”. Był doskonale widoczny w telebimie umieszczonym za sceną.

   Monica natomiast ubrana była w czarne skórzane buty do kolan i pasiaste pończochy, które wraz z ciemną krótką spódniczką  tworzyły idealne zettai ryouiki. Góra stroju była identyczna jak u Nomico, różniła się tylko kolorem, gdyż stanik (przyznam – jej niepotrzebny) był koloru czerwonego, a kurtko-kamizelka czarnego. Głowę natomiast zdobiła czapka z daszkiem obrócona na bok.

„Jak się macie?”

   Zaczęła się seria pytań od Nomico do fanów, na które wszyscy odpowiadali zgodnie. Nagle Monica wyszeptała coś do ucha swojej właścicielce. Ta natychmiast rozejrzała się po tłumie, odchrząknęła i podniosła mikrofon do ust, a Monica ruszyła z drugim mikrofonem w naszą stronę.

„Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić obecnego tutaj mojego starszego brata oraz urocze kuzynki!”

   Cały tłum odwrócił się w stronę wskazaną przez Nomico – w moją. Wszyscy wyglądali, jakby chcieli mnie zabić. Doszła do mnie Monica i podała mi mikrofon.

„Kocham cię, bracie!”

„Tak, jak ciebie też. I dziewczynki również.”

   Teraz tłum na pewno mnie zabije. Oddałem Monice mikrofon i czekałem cierpliwie na zlinczowanie. Tłum jednak stracił zainteresowanie moją osobą.

   Monica wbiegła na scenę i ustawiła się za konsolą.

„Mam nadzieję, że jesteście gotowi. Kanom, dajemy czadu!”

* * *

   Po koncercie Nomico i Monica dołączyły do nas. Ruszyliśmy w stronę wyjścia z parku.

„Nie wiedziałem, że jesteś idolką.”

„Nie wiesz o mnie wielu rzeczy.”

„A ty o mnie za dużo.”

„Słuchaj, miałbyś coś przeciwko, gdybym dzisiaj spała u ciebie?”

   Pytanie zupełnie mnie nie zdziwiło. Dom Nomico znajdował się na drugim końcu miasta, podczas gdy mój – dziesięć minut metrem. Dokładniej – dwie stacje.

„Ale ostrzegam, nie mam piw!”

„O to nie musisz się martwić.”

   Nomico poklepała się po plecaku. Ona mnie dobijała. Dodatkowo jej uśmiech teraz przywodził mi na myśl idiotę w pomarańczowym dresie z pewnego starego anime.

   Idąc w stronę domu, sam zresztą czułem się jak bohater anime. I to haremówki. Trzy loli i dorosła kobieta. Wszystkie ładne. Miałem ochotę założyć okulary przeciwsłoneczne i krzyknąć ”YEEEEEEE”. Dodatkowo spojrzenie na idącą przede mną Nomico... DAT ASS!

   Kurczę. O czym jak myślę? To w końcu moja siostra. A moje życie to nie anime z gatunku hentai incest. Ale... Przypomniało mi się anime, w którym główny bohater „gwałcił” własną siostrę tym, że mył jej zęby.

„Nomico, czekaj. Wstąpię do sklepu. Emi jest u rodziny, więc nie bardzo jest co jeść.”

„O, dobrze. Masz tu listę. Kup to. Zrobię dzisiaj dobrą kolację.”

„Świetnie.”

   Lawirując między półkami, doszedłem do wniosku, że takie świetne to nie było. Przekonała mnie do tego cena, jaką usłyszałem, stojąc przy kasie. Za te pieniądze miałbym jedzenia na cztery dni. Na szczęście Nomico zwróciła mi połowę kasy.

   Do domu doszliśmy po dwudziestej. Yoko, Ririka i Monica poszły zrobić wanna-party, czyli wykąpać się, Nomico zabunkrowała się w kuchni, a ja zatopiłem się kompilacji Kimontonkou 3.5 – czyli najnowszego silnika do naszych gier. Nazwałem go po działaniu ataku o tej nazwie z jakiejś gry. Był jak atak – szybki. I o to chodziło.

* * *

„Ah, żyć, nie umierać.”

   Nomico opadała na kanapę, otwierając piwo. Mimo protestu i tak wcisnęła mi jedno. W plecaku miała dwie zgrzewki, drugie tyle miała Monica. Jaki tryb życia ona prowadziła? Przypomniało mi się, o co miałem spytać dziewczynki.

„Yoko, jesteś robotem bojowym. Masz jakieś parametry z tym związane?”

„Oczywiście. Jest to prosty system punktowy. Nasz potencjał bojowy wynosi sto punktów. Jest to połowa całości. Druga połowa zależy od właściciela. Dokładniej wiedzy, kondycji i umiejętności. Na chwilę obecną moja siła wynosi sto sześćdziesiąt cztery. Siła Ririki to sto dwadzieścia siedem.”

„Moja to sto siedemdziesiąt trzy. Maksymalnie może być dwieście.”

„Baza danych mówi, że można przekroczyć dwieście... Ale nie mówi, jak to zrobić.”

   Zaniepokoiła mnie wartość pary Emi-Ririka.

„Riri jest z nas najsłabsza, ale wcale nie oznacza to, że od razu skazana jest na porażkę. Umiejętności taktyczne, przebiegłość i umiejętności kamuflażu nie są w to wliczone. Dodatkowo jest to liczba poglądowa. Nie należy jej brać w całości na poważnie.”

   Impreza trwała dalej. Kończyłem trzecie piwo, podczas gdy Nomico piła siódme. W końcu przerwała ciszę.

„Słuchej no, synek. Jako ci tam z towja dziołszka ida?”

„Dialekt Kansai?”

„No ja. Mieszkoła jo w Kobe za młoda. No synek, opowiadoj.”

„Zawsze tak jest, jak wypije za dużo. I klei się do wszystkich po... Ugh...”

„Tyś je mojo dziołszka. Jo cie zaroz gryfniejszo i szwarniejszo zrobia. Kaj jo mom upińkniocze.”

„Pomocy!”

   Monica była już stracona. Dodatkowo Yoko i Ririka przyłączyły się do Nomico. Gdy dziewuchy się szamotały, ja udałem się do łazienki. Dzisiaj miałem ochotę na szybki, zimy prysznic.

   Po wyjściu zastałem ciekawy widok. Yoko, Riri, Monica i Nomico śpiące razem na kanapie. Monica z twarzą pomalowaną w kolory tęczy zestawem szminek, pudrów i kto wie czego jeszcze.

   Skoro dziewczyny już spały, to i ja udałem się do sypialni.