Rozumiem, dlaczego w takim razie tak srogo oceniacie polskie konwenty. Bo spodziewacie się po nich tylko i wyłącznie dobrze zorganizowanej imprezy masowej - i niczego poza tym.
Ja natomiast widzę w nich miejsce, gdzie przede wszystkim mogę być sobą w otoczeniu setek czy tysięcy zupełnie obcych mi ludzi. Idąc po ulicach Warszawy czułbym się nad wyraz spięty, gdybym w jakiś wyraźny sposób manifestował swoją mangozjebczość. Podobnież czuję się na uczelni, w sklepie, w pracy... Nie ma po prostu dla mnie miejsca (może poza własnym pokojem w akademiku), gdzie prawdziwie mogę pokazać - szczerze i otwarcie - co jest moją życiową pasją.
Na konwencie nareszcie czuję, że mijany przeze mnie człowiek, jeśli obejrzy się za noszoną przeze mnie mangozjebczą koszulką, to zrobi to raczej z podziwu dla kunsztu jej wykonania, niż z niesmaku wywołanego tardzeniem chińskich bajek. Na konwencie mogę poznać zupełnie wcześniej nieznanych mi ludzi, którzy przyszli tam właśnie dlatego, że dzielimy wspólne zainteresowania, chociaż nie widzieliśmy się wcześniej na oczy. Na konwencie mogę też posłuchać, co mają do powiedzenia ludzie prowadzący atrakcje dotyczące interesujących mnie zagadnień (a sorry, nie jest wcale tak, że większość jest robionych na odpierdol się). Na konwencie mogę nareszcie (i tu w końcu moje rozumienie konwentu pokrywa się z rozumieniem biwaków Scootera) spotkać się ze znajomymi rozproszonymi po całej Polsce, z którymi normalnie bym się nie zobaczył bez jakiegoś dobrego pretekstu (np. takiego jak... konwent).
I'm not even mad, ale po prostu nie chciałbym, żeby wasze (piję tu do Scootera i Nashi) raczej dość sztywne (żeby nie powiedzieć - sztywniackie) rozumienie konwentów zniechęciło nowoprzyjaciół do samodzielnego przekonania się, czy tego rodzaju imprezy im pasują, czy nie. Oczywiście, że pod kątem organizacji jako imprez masowych Polskie konwenty mangowe są miliard lat za murzynami. Nie zmienia to jednak faktu, że to nadal najlepsza opcja dla fana japońskiej popkultury, który miał nieszczęście urodzić się kilka stref czasowych dalej od Kraju Kwitnącej Wiśni czy chociażby poza terenem dużych zachodnich państw, gdzie organizacja takich eventów faktycznie stoi na wysokim poziomie.