Przepraszam za wszelkie niedoróbki (jeśli takowe są) i przecinki w złych miejscach.
****************
Ze wszystkich krain na świecie, żadna nie była tak spokojna i piękna jak Gensokyo - wymarzona wręcz utopia dla wszelkich stworzeń jak i ludzi, którzy chcieli odpocząć od codziennego zgiełku wielkich i nowoczesnych miast w Japonii. W tym miejscu jedynie co dominowało to wszędobylska flora ukazująca swoje najlepsze wnętrze poprzez różnorodne gatunki kwiatów, drzew i... grzybów, jakich pełno w Lesie Magii oraz czarującą aurą tajemniczości. Największą urodę jednak zauważano podczas wschodów i zachodów słońca, gdzie małe promyczki światła rozświetlały wtedy cały horyzont. Można wręcz sądzić, że to raj ziemi.
W teorii...
Za pełnej wdzięku natury i pozornej harmonii, kryły się wieczne i brutalne boje między ludźmi, a krwiożerczymi youkai potrafiącym zimną krwią zabić człowieka. Spokój, o którym się mówi jest tak naprawdę przykrywką, żeby nie wyjawić faktu, że te rasy chętnie by się zniszczyły siebie nawzajem. Próba wejścia do jakiegokolwiek opuszczonego lasu zazwyczaj się kończyła śmiercią od potworów czyhających jedynie na świeże, miękkie mięso lub chcących ukoić swoje sadystyczne zapędy rozlewem czerwonej cieczy. Niebezpieczna kraina pełna dziwów wyciągniętych niemalże z koszmarów. Piekło na ziemi.
Też w teorii...
Tak naprawdę Gensokyo utrzymywało balans między dwoma wcześniej opisywanymi obrazami. Nazwanie go wyciszonym azylem byłoby dość trudne, biorąc pod uwagę, że owa harmonia jest często naruszana, lecz nie można również powiedzieć, że to bajkowa wersja szpitala psychiatrycznego pełnego psycholi, mogących w każdej chwili rozerwać innych na kawałki, żeby potem skonsumować ich zwłoki albo i gorzej. Mimo to, kraina ta nadal pozostawała pod względem krajobrazów szczególny zachwyt.
Ponownie doszło do czegoś, co powodowało niepokój mieszkańców. Tylko tym razem z większym hukiem. Dosłownie.
***
Pewnej bardzo ciemnej i cichej nocy, nagle na terenach Lasu Magii, rozległa się seria ogromnych huków, budzących natychmiastowo wszystkich mieszkańców. Okazało się, że to były eksplozje, przez które piękne arcydzieło matki natury stanęło szybko w ogniu. Żeby tego było mało nadal dochodziło do wybuchów i podpaleń. Całe niebo zakrył duszący i coraz to większy kłębek dymu, cała kraina została rozświetlona przez płonący las, a błogą ciszę zastąpiły krzyki pobliskich wróżek i youkai uciekającymi przed trawiącym wszystko płomieniem oraz kolejnymi łomotami. Scena ta wyglądała jakby wyciągnięta prosto z piekła. Wśród tego dramatu można było zauważyć co dziwnego. Blask, który pojawiał się i znikał jak szalony.
Ale kogo to obchodziło. Najważniejsze teraz było ratowanie płonącego cudu przyrody, żeby nie dopuścić do spopielenia Gensokyo.
Wszyscy mieszkańcy, w tym szczególnie Rezydencja Szkarłatnego Diabła, próbowali zgasić pożar. Niestety bez specjalnego skutku. Ogień okazał się potężny i dziki. Nawet cud deszczu wykonanej przez Sanae Kochiyę czy zaklęcia wody Patchouli dawało marne rezultaty. Remilia zaś za pomocą Gungira oraz Flandre przez swoją moc do destrukcji niszczyła niepodpalone jeszcze drzewa, by zatrzymać jakoś żar.
Mieszkańcy obawiali się najgorszego. Sytuacja była krytyczna oraz bardzo napięta. Jedynie co może było robić to próbować jeszcze raz, aż do skutku.
****
Osoby, które nie pochodzą z Lasu Magii, mogą wybrać miejsce, od którego mogą zacząć grę.
****************
Ze wszystkich krain na świecie, żadna nie była tak spokojna i piękna jak Gensokyo - wymarzona wręcz utopia dla wszelkich stworzeń jak i ludzi, którzy chcieli odpocząć od codziennego zgiełku wielkich i nowoczesnych miast w Japonii. W tym miejscu jedynie co dominowało to wszędobylska flora ukazująca swoje najlepsze wnętrze poprzez różnorodne gatunki kwiatów, drzew i... grzybów, jakich pełno w Lesie Magii oraz czarującą aurą tajemniczości. Największą urodę jednak zauważano podczas wschodów i zachodów słońca, gdzie małe promyczki światła rozświetlały wtedy cały horyzont. Można wręcz sądzić, że to raj ziemi.
W teorii...
Za pełnej wdzięku natury i pozornej harmonii, kryły się wieczne i brutalne boje między ludźmi, a krwiożerczymi youkai potrafiącym zimną krwią zabić człowieka. Spokój, o którym się mówi jest tak naprawdę przykrywką, żeby nie wyjawić faktu, że te rasy chętnie by się zniszczyły siebie nawzajem. Próba wejścia do jakiegokolwiek opuszczonego lasu zazwyczaj się kończyła śmiercią od potworów czyhających jedynie na świeże, miękkie mięso lub chcących ukoić swoje sadystyczne zapędy rozlewem czerwonej cieczy. Niebezpieczna kraina pełna dziwów wyciągniętych niemalże z koszmarów. Piekło na ziemi.
Też w teorii...
Tak naprawdę Gensokyo utrzymywało balans między dwoma wcześniej opisywanymi obrazami. Nazwanie go wyciszonym azylem byłoby dość trudne, biorąc pod uwagę, że owa harmonia jest często naruszana, lecz nie można również powiedzieć, że to bajkowa wersja szpitala psychiatrycznego pełnego psycholi, mogących w każdej chwili rozerwać innych na kawałki, żeby potem skonsumować ich zwłoki albo i gorzej. Mimo to, kraina ta nadal pozostawała pod względem krajobrazów szczególny zachwyt.
Ponownie doszło do czegoś, co powodowało niepokój mieszkańców. Tylko tym razem z większym hukiem. Dosłownie.
***
Pewnej bardzo ciemnej i cichej nocy, nagle na terenach Lasu Magii, rozległa się seria ogromnych huków, budzących natychmiastowo wszystkich mieszkańców. Okazało się, że to były eksplozje, przez które piękne arcydzieło matki natury stanęło szybko w ogniu. Żeby tego było mało nadal dochodziło do wybuchów i podpaleń. Całe niebo zakrył duszący i coraz to większy kłębek dymu, cała kraina została rozświetlona przez płonący las, a błogą ciszę zastąpiły krzyki pobliskich wróżek i youkai uciekającymi przed trawiącym wszystko płomieniem oraz kolejnymi łomotami. Scena ta wyglądała jakby wyciągnięta prosto z piekła. Wśród tego dramatu można było zauważyć co dziwnego. Blask, który pojawiał się i znikał jak szalony.
Ale kogo to obchodziło. Najważniejsze teraz było ratowanie płonącego cudu przyrody, żeby nie dopuścić do spopielenia Gensokyo.
Wszyscy mieszkańcy, w tym szczególnie Rezydencja Szkarłatnego Diabła, próbowali zgasić pożar. Niestety bez specjalnego skutku. Ogień okazał się potężny i dziki. Nawet cud deszczu wykonanej przez Sanae Kochiyę czy zaklęcia wody Patchouli dawało marne rezultaty. Remilia zaś za pomocą Gungira oraz Flandre przez swoją moc do destrukcji niszczyła niepodpalone jeszcze drzewa, by zatrzymać jakoś żar.
Mieszkańcy obawiali się najgorszego. Sytuacja była krytyczna oraz bardzo napięta. Jedynie co może było robić to próbować jeszcze raz, aż do skutku.
****
Osoby, które nie pochodzą z Lasu Magii, mogą wybrać miejsce, od którego mogą zacząć grę.