- Traperem nie jestem, ale, gryfie, o ile się nie mylę tym właśnie jesteś, powinniśmy znaleźć jakąś polanę, bo może bycie zagubionym w nieznanym lesie jest złe, ale bycie zagubionym w płonącym, nieznanym lesie wydaje się gorsze - stwierdziłem, praktycznie samemu się krzywiąc w umyśle słysząc mój okropny akcent.
- Jest tutaj jakiekolwiek miejsce nieosłonięte drzewami, kreaturo? - zapytałem wykorzystując okazję aby przyjrzeć się mojemu "towarzyszowi". Wynaturzone stworzenie najbardziej z wyglądu przypominało sfinksa, jednak było znacznie mniejsze i do tej pory nie zadało mi zagadki o nogach. Przedstawiło się jako nekogryf... Kotogryf, cokolwiek miałoby to znaczyć. Twarz człowieka, przestawny kciuk i skrzydła... chociaż po tym, co od niego usłyszałem prawdopodobnie tutaj uchodził za stworzenie tak normalne, jak szczury w mojej kamienicy.
- Jest tutaj jakiekolwiek miejsce nieosłonięte drzewami, kreaturo? - zapytałem wykorzystując okazję aby przyjrzeć się mojemu "towarzyszowi". Wynaturzone stworzenie najbardziej z wyglądu przypominało sfinksa, jednak było znacznie mniejsze i do tej pory nie zadało mi zagadki o nogach. Przedstawiło się jako nekogryf... Kotogryf, cokolwiek miałoby to znaczyć. Twarz człowieka, przestawny kciuk i skrzydła... chociaż po tym, co od niego usłyszałem prawdopodobnie tutaj uchodził za stworzenie tak normalne, jak szczury w mojej kamienicy.