Wszyscy
Brama bardzo łatwo ustąpiła, podobnie zmęczenie po walce. Zupełnie tak, jakby zostało za Wami, na arenie. A przynajmniej jego nieproporcjonalna większość.
Pierwsze, co Was uderzyło po otwarciu przejścia, to ziąb. Potworny ziąb. Śniegu było po kostki, miło chrzęścił pod stopami. Wygląda na to, że udało się Wam dotrzeć do kolejnego etapu. Przejście przez dziedziniec zamku niskiego i dotarcie do zamku wysokiego. Niemniej ten dysonans pogody między zewnętrzem a wnętrzem murów był zastanawiający. Co prawda, okolicę zawsze wypełniało zimno, gdy Mercurius czarował, ale tym razem to chyba nie była jego robota...
Tymczasem na trybunach...
Wcześniejsza wesołość ustąpiła ponurej ciszy. Jak mawiają, im głębiej w las, tym więcej drzew.
Remilia obserwowała poczynania swoich zabaweczek z dumą i samozadowoleniem. Spojrzała na Yukari, która z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywała się w ekran. W końcu Raion wkroczył w korytarz Gorgon. Wampirzyca pękała z dumy, gdy jego wycie i jęki poniosły się po trybunach, a wielki iluzoryczny obraz pokazał z najdrobniejszymi szczegółami, jaką kaźń przechodził satori, żywcem trawiony w wielkim, skalnym żołądku.
Meiling zniesmaczona odwróciła wzrok, Sakuya akurat musiała iść po nową porcję herbaty (co z tego, że rezerwy było 3/4), Patche się rozkichała, a Aya z otwartymi ustami gapiła się jak sroka na malowane wrota i nawet nie robiła zdjęć.
Yakumo tym czasem wystudiowanym ruchem rozłożyła wachlarz, zasłaniając dolną połowę twarzy i... Zrzuciła nagiego, niemal bezskórego satori prosto na kolana Scarlet.
- Nie aż tak zabawne z tej odległości, nieprawdaż? - zapytała swej gospodyni Yukari, składając wachlarz i uśmiechając się jedynie ustami.
Wampirzyca nie wiedziała jak zareagować, tym bardziej, że resztki substancji, która tak zmasakrowała nieszczęsnego Raiona, zaczęły dobierać się do nowej ofiary. W tym samym czasie Yakumo-sama skinęła na Ran, która momentalnie się ulotniła z płytkim ukłonem w stronę swojej pani.
Remilia zepchnęła z siebie jakimś jeszcze cudem żywego youkai, ponosząc pełne konsekwencje dotykania go bez nawet najmniejszej ochrony. Kwas jakim go potraktowała, wżarł jej się w ręce, oraz uszkodził ubranie. Wampirzyca z nienawiścią popatrzyła na swojego gościa, który nawet nie starał się kryć dezaprobaty.
- To bardzo nieodpowiednie - w końcu odezwała się Yukari. - Tak tworzenie pułapek tego kroju, jak i wzywanie bestii z Makai... Może ciebie nie obchodzić ich los. Ale jest ktoś, kogo ten los obchodzi do przesady i nawet Yama mogłaby mieć problemy z bóstwem, które dla własnego kaprysu tworzy światy...
- To tylko kilka bezużytecznych bestii, nic wielkiego - odparła trochę łamiącym się głosem Remilia, starając się pozbyć substancji z siebie, zanim uczyni więcej szkód.
- Jeśli tak będziesz tłumaczyć się przed nią, nie wróżę Ci długiego życia - odparła Yakumo, bawiąc się wachlarzem. - Te pułapki też raczej nie służą "niewinnej rozrywce"... Powiedz Remilio, czy przypadkiem nie ściągnęłaś tu czegoś, co powinno za wszelką cenę zostać w zamku i tym półplanie?
- Skądże... - odparła Scarlet wycierając dłonie w obrus pobliskiego stolika.
W tym samym czasie powróciła Ran i wyszeptała coś do ucha Yukari. Ta skinęła jedynie głową i ciut-nie-zewłok Raiona gdzieś zniknął, pozostawiając po sobie jedynie przykre wspomnienie. Szczególnie u Remilii.
Dalsze wydarzenia nadal były dalekie od rozbawienia towarzystwa, tak jak miało to miejsce na początku. Mina Yukari stawała się coraz bardziej marsowa w miarę postępów grupy, a Remi, zamiast dłoni miała dwie, śliczne białe kukiełki z bandaży.
Gdy uczestnicy pokonali ostatnią przeszkodę na tym etapie, wszyscy odetchnęli z ulgą. Wszyscy poza Yakumo.
- Remilio Scarlet - odezwała się w końcu pradawna youkai, tonem przesadnie przyjaznym - zostaję tutaj tylko po to, by zobaczyć jak bardzo ucierpisz przez własną arogancję.
Dziwnym trafem, wampirzycy zabrakło języka w gębie.
Raion
Nie lubiłeś momentów w których wracała Ci świadomość. Bolało i piekło Cię dosłownie wszystko. Wielokrotnie budziłeś się w nieznanym sobie miejscu, a przy Tobie krzątały się nieznane Ci osoby. Jedyna pociecha jaką miałeś to to, że za każdym razem bolało nieco mniej.
No i w pewnym momencie, skończyły się Twoje koszmary o stadzie gorgon rozrywających Cię na małe kawałeczki. Poczułeś znajomą obecność, kojącą Twojego skołatanego ducha. W końcu znów nadeszła fala bólu promieniująca z każdego milimetra ciała. Nie mogłeś nic zobaczyć, ani wyczuć przez opatrunki na oczach. Zanim znowu osunąłeś się w zbawczą nieświadomość usłyszałeś tylko "dobrze się spisałeś". Ale czy towarzyszyło temu zdaniu miauknięcie... Nie masz pewności.