Kiedy wspomniałąś o otwieraniu drzwi, Marisa skrzywiłą i się i schowała do kieszeni który miała już wycelowany w ich stronę.
- No... myślałam, że wparujemy tam z większym przytupem, ale niech ci będzie.
Sanae również podeszłą do drzwi i stanęła obok ciebie.
- Poczekaj chwilę, sprawdzę, czy i one nie są chronione żadnym zaklęciem.
Położyła na nich dłoń i na drzwiach pokazał się ponownie błękitny pentagram.
- Dobrze nie wyczuwam magii, więc działaj.
Drzwi nie były zabezpieczone również żadnym zamkiem. Wystarczyło je tylko mocno pchnąć. Dobrze, że potrafiłaś kontrolować masę swojego ciała, bo to ich otworzenia okazało się to bardzo przydatne. Innymi słowy: musiałąś na nie naprzeć bardzo mocno, żeby się ruszyły. A jak już to zrobiły, to nie wydały przy tym żadnego dźwięku.
Jednakże, gdy dzwi się otworzył, muzyka nagle przycichła. Zza progu widzisz sporą salę balową, pełną nieumarłych tancerzy, którzy stali w miejscu oraz zespół szkieletów, który właśnie przerwał grać upiornego walca. Na przeciwko dzwi, po drugiej stronie komnaty znajdował się tron, na którym siedziała dość niska postać odziana w czarny płaszcz. Na głowę miałą zarzucony kaptur, więc nie było widać jej twarzy.
- Witajcie żywi! - mimo, że ton był bardzo chłodny, chociaż sam głos był przyjemny i dziewczęcy. - Nie przypominam sobie, żebym was zapraszała, jednak nie mam czym nakarmić gości, więc przybyliście w samą porę.
Marisa chwilę się zawahała:
- Chwila, ja chyba znam ten głos...
- No... myślałam, że wparujemy tam z większym przytupem, ale niech ci będzie.
Sanae również podeszłą do drzwi i stanęła obok ciebie.
- Poczekaj chwilę, sprawdzę, czy i one nie są chronione żadnym zaklęciem.
Położyła na nich dłoń i na drzwiach pokazał się ponownie błękitny pentagram.
- Dobrze nie wyczuwam magii, więc działaj.
Drzwi nie były zabezpieczone również żadnym zamkiem. Wystarczyło je tylko mocno pchnąć. Dobrze, że potrafiłaś kontrolować masę swojego ciała, bo to ich otworzenia okazało się to bardzo przydatne. Innymi słowy: musiałąś na nie naprzeć bardzo mocno, żeby się ruszyły. A jak już to zrobiły, to nie wydały przy tym żadnego dźwięku.
Jednakże, gdy dzwi się otworzył, muzyka nagle przycichła. Zza progu widzisz sporą salę balową, pełną nieumarłych tancerzy, którzy stali w miejscu oraz zespół szkieletów, który właśnie przerwał grać upiornego walca. Na przeciwko dzwi, po drugiej stronie komnaty znajdował się tron, na którym siedziała dość niska postać odziana w czarny płaszcz. Na głowę miałą zarzucony kaptur, więc nie było widać jej twarzy.
- Witajcie żywi! - mimo, że ton był bardzo chłodny, chociaż sam głos był przyjemny i dziewczęcy. - Nie przypominam sobie, żebym was zapraszała, jednak nie mam czym nakarmić gości, więc przybyliście w samą porę.
Marisa chwilę się zawahała:
- Chwila, ja chyba znam ten głos...