Wszyscy
Ze starcia z Pustymi Rycerzami i próby mostu wyszliście obronną ręką i w jednym (w niektórych przypadkach nieco pociętym) kawałku. Uzyskaliście klucz do drzwi prowadzących dalej, głębiej w to przeklęte zamczysko, w którym diabli wiedzieli (a i to wątpliwe) co mieliście osiągnąć. Któreś z Was dotknęło kluczem drzwi, a te ustąpiły ukazując...
W tym samym czasie na trybunach
Ran Yakumo siedziała na fotelu obok swej pani, zwinięta w pozycji embrionalnej. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Chyba jeszcze oddychała. Yukari wisiała zaś przez oparcie, jak jakiś niedbale rzucony płaszcz i chichotała jak opętana. Po drugiej stronie sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Remilia siedziała z twarzą mocno wtuloną w Sakuyę i wydając jakieś dziwne, stłumione dźwięki. Pokojówka patrzyła nieporadnie na swoją panią, niemal odgryzając sobie wargi. Meiling nieskrępowanie leżała na podłodze i wykonywała szybkie wdechy przeponą. Patchouli i Flan nie było nawet na widowni. Aya skorzystała z okazji i zajęła jej miejsce, przyjmując pozycję gdzieś pomiędzy Remi, a Yukari - prosto mówiąc przytuliła twarz do oparcia fotela i w tej pozycji została. W końcu pobojowisko nieco się uspokoiło i wszystkie obecne pomału zaczęły wracać do siebie.
Aż nagle jakieś dwie zdrajczynie rzuciły równocześnie:
- Mój ci on!
- Wyścig!
I znów całe trybuny zaczęły się pokładać ze śmiechu. Ran stoczyła się z siedziska i nadal zwinięta w kłębek wyła ze śmiechu kiwając się na boki. Yukari wlazła za swój fotel i zaczęła udawać, że jej tam nie ma, chociaż wszyscy słyszeli jej napad radości przerywany czkawką. Aya wpełzła pod Remilię i Sakuyę i tam została, nie będąc w stanie drgnąć. Pani Posiadłości Szkarłatnego Diabła nadal starała się zniknąć z widoku za pomocą swojej pokojówki, bezskutecznie niestety. Pana Izayoi, która do tej pory twardo wytrzymywała, też w końcu pękła, zaczynając rechotać. Oczywiście, ogólnej wesołości wtórowała także Meiling, która nie będąc już w stanie normalnie się śmiać, bezgłośnie przetaczała się od balustrady, do miejsc siedzących.
Minęły dwie minuty.
Generalnie wszystko się uspokoiło. Chińska youkai co prawda nadal zagryzała pięść chichocząc, Yukari miała czkawkę, a panna Scarlet dopiero wycierała łzy wesołości.
- Przyzna-hic-m szczerze Remilio, sądziłam, że za-hic-praszasz mnie na zgoła inne w-hic-ydarzenie - skomentowała Yakumo, podnosząc z podłogi swój wachlarz.
- Też spodziewałam się cze... NIE WAŻ SIĘ MEILING! - i w tym momencie rzeczona, która chciała coś powiedzieć parsknęła śmiechem. Znowu.
- Zaska-hic-kuje mnie do-hic-obór osób - ostatnie słowo youkai granic wypowiedziała szybko, żeby kolejne czknięcie go nie przerwało. - Czym s-hic-ę kierowała-hic-ś?
- To tajemnica - odpowiedziała Remilia, chyba przesadzając z pozą, bowiem biedna dziewięcioogoniasta znów zaczęła konać ze śmiechu.
Do Was wracając
Drzwi ustąpiły ukazując, w porównaniu z poprzednimi sceneriami, miejsce niemal klaustrofobiczne. Korytarze nie miały więcej szerokości niż trzy metry, a wysokości trochę więcej niż dwa i pół metra. Było tu sporo broni, oraz śladów walki sprzed przynajmniej kilku tygodni - przynajmniej krew zaschnięta na podłodze i ścianach zaczynała kruszeć - ale żadnych zwłok (były za to ślady ciągnięcia)... Pozostawały dwa zasadnicze pytania. w którą stronę iść, ponieważ można było pójść tylko na prawo lub na lewo, oraz co do ciężkiej cholery zostawiło te równoległe, głębokie na ponad dwa centymetry bruzdy w granitowych blokach z jakich był skonstruowany korytarz.
Drzwi którymi tu weszliście zamknęły się z trzaskiem, a jedynymi źródłami światła jakie Wam zostały byli Wasi przewodnicy. Którzy z zieleni znów nabrali, ostrej pomarańczowej barwy, a każdy dawał mniej-więcej tyle światła co pochodnia...