Umysł Remilii Scarlet jest niezgłębioną otchłanią w głąb której nie powinno się spoglądać. Umysł ostry jak brzytwa, połączony z drapieżnością wampira i kapryśnością dziecka nigdy nie był bezpiecznym dla otoczenia połączeniem. Szczególnie jeśli na podorędziu ma się władczynię czasu i przestrzeni jako pokojówkę, oraz arcymaginię najwyższej klasy jako przyjaciółkę. Wtedy najdziksze pomysły i najbardziej szalone idee mają zaskakująco wielkie szanse realizacji...
Remilia, jak zawsze o tej porze siedziała na tarasie, delektując się herbatą. Parasol rzucał ledwie widoczny cień, bowiem słońce z monstrualnym wręcz trudem było w stanie przebić się przez gęste, kłębiaste chmury. Nieodzownym elementem scenerii była oczywiście Sakuya Izayoi, nie opuszczająca boku swej pani, by na bieżąco móc zatroszczyć się o potrzeby wampirzycy. Wiatr przemknął po białym marmurze unosząc niewidzialny pyłek... A był to bardzo zły podmuch. Zimny i wrogi... Taki, który dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze towarzyszył najbardziej przerażającym słowom władczyni Posiadłości Szkarłatnego Diabła:
- Sakuyo... Nudzę się... - powiedziała panna Scarlet tonem adekwatnym do przekazywanego komunikatu.
Panna Izayoi lekko drgnęła, ciężko było stwierdzić czy przez nagłe uderzenie chłodu, czy przez zwiastun rychłych kłopotów jakie zawsze niosły ze sobą te konkretne słowa jej pani.
- Tak pani...? - zapytała pokojówka, jak o sekundę za późno zreflektowała, odrobinkę drżącym głosem. Skarciła się w myślach.
- Nudzę się - Remilia w swej łaskawości postanowiła nie usłyszeć niepewnej nuty w wypowiedzi podwładnej. - Ta zima źle na mnie działa. Nie mam żadnego pomysłu jak zagospodarować sobie resztę dnia...
~Przynajmniej jedna z nas ma takie problemy...~ pomyślała Idealna Pokojówka, a jej doświadczenie w materii poruszonej przez starszą z sióstr Scarlet już podsunęło Sakuyi pomysł jak uniknąć jakiegoś dziwnej, niebezpiecznej i trudnej w realizacji fanaberii Remilii.
- Być może panna Patchouli będzie w stanie pani poradzić jakąś książkę... Ostatnio wspominała o tym jak niezwykle rozpowszechniona i fascynująca jest architektura starożytnego Rzymu.
Remilia drgnęła. Panna Izayoi przez chwilę miała szczerą nadzieję, że ruszy by zagłębić się w poleconej lekturze. Jednakże złowieszczy uśmiech Szkarłatnego Diabła szybko rozwiał wszelkie nadzieje pokojówki...
- Mam pomysł - obwieściła oczywiste wampirzyca.
- Zamieniam się w słuch - odparła Sakuya tonem dobitnie sugerującym, że wolałaby być bardzo daleko od włości swej pani...
Mercurius von Suzumien
Dni ostatnimi czasy mijały Ci leniwie i dość jednostajnie. Treningi, pojedynki z Twoją ulubioną wiedźmą, oraz inne rozrywki wypełniały grafik. Skoro już o tym ostatnim mowa, ścieżki przeznaczenia zawiodły Cię do wioski ludzi. Porozbijałeś się tu trochę, jak zawsze, aż tu nagle... O milimetry uniknąłeś staranowania przez coś względnie niewielkiego i granatowo-białego. Byłeś już gotów do walki, gdy zorientowałeś się, że coś co dopuściło się tak podstępnego ataku na Twoją osobę, było wróżką. Małą (bo niby metr dwadzieścia wzrostu to dużo?), czarnowłosą ślicznotką, ubraną w skromną i elegancką sukienkę z bufkami. Buzię miała zaczerwienioną (chyba od pędu chłodnego powietrza), jej skrzydełka ważki trzepotały zaskakująco równo trzymając ją na idealnym pułapie. Dziewczynka wzięła głębszy oddech i zapytała:
- Pan Mercurius von Suzumien? - jej głosik brzmiał dźwięcznie i przyjemnie. Jak mały dzwoneczek.
Przez ramię miała przerzuconą niewielką torbę.
Raion
Twój dzień był spokojny. Trochę za spokojny biorąc pod uwagę gdzie mieszkasz. Złowrogi spokój życia toczącego się tak w murach zamku jak i poza nimi zwyczajnie nie pasował. Nikt nie powodował kłopotów, a nawet nie hałasował w pałacu. Postanowiłeś połączyć przyjemne z przyjemniejszym i poczytać na blankach. Akurat byłeś w połowie bardzo szczegółowo opisanego pojedynku (ciut za szczegółowo, by dobrze się to czytało), gdy Twoich uszu dobiegło bzyczenie. Dość wysokie. Narastało. Rzuciłeś okiem dookoła siebie i bez większego trudu wychwyciłeś granatowo-białą kruszynkę, która mknęła w Twoją stronę z prędkością przeciętnej strzały. Gdy była bliżej zorientowałeś się, że jest to wróżka w stroju pokojówki. Wylądowała na murze. Bardzo było widać po niej zmęczenie. Spojrzała na Ciebie, biorąc kilka głębszych wdechów, w końcu zapytała, gdy przestało jej brakować tchu w płucach:
- Pan... Raion...?
Uokawa-chan
W świątyni Myouren ciężko o nudny dzień. Zawsze znajdzie się więcej pracy, niż jest rąk do działania. W tym względzie nie dało się popełnić błędu. Właśnie kończyłaś pomagać Kyouko w obowiązkach jakie miałyście wypełnić, gdy zostałaś zaatakowana! A raczej zamortyzowałaś nieudane lądowanie pewnej wróżki. Zderzenie było mało przyjemne, a spotkanie z twardą, zmarzniętą ziemią także do szczytu przyjemności nie należało, tym bardziej, że nieplanowany cios wypchnął Ci powietrze z płuc. Pierwsza doszłaś do siebie, więc miałaś okazję przyjrzeć się czarnowłosemu lotnikowi w stroju pokojówki, jakże charakterystycznym dla pewnej posiadłości w pobliżu Mglistego Jeziora. Dodatkowo mała miała przy sobie torbę z jakimiś papierzyskami. Kilka sekund po tym jak się podniosłaś z pozycji leżącej, skrzydełka ważki zaczęły trzepotać unosząc właścicielkę, która trzymała się za nosek, chyba dość mocno zbity sądząc po silnym łzawieniu.
- Prze-przepraszam... Pa-panienka Uokawa? - zagadnęła wróżka ciut wystraszonym tonem, gdy mniej-więcej doszła do siebie.
Kyouko oczywiście widziała całą sytuację, ale by jej starszosiostrowatości stało się zadość, zamiast Ci pomóc, stała z boku z uśmiechem od ucha do ucha, obserwując Waszą dwójkę. W końcu to nie ona oberwała małą torpedą...
Sakamoto Kazuma
Akurat pałętałeś się po lesie, słuchając i patrząc co ciekawego dzieje się w okolicy. Duchy roślin zazwyczaj nie są zbyt rozmowne, dopóki się ich nie zaczepi w odpowiedni sposób (a w zasadzie co duch to inna metoda), dlatego zazwyczaj lepiej jest je podsłuchiwać, niż ryzykować wdanie się w dyskusję. Często można było w ten sposób wychwycić wiele ciekawych rzeczy. Jak na przykład to, że w lesie zgubiła się wróżka w stroju pokojówki. Chyba kogoś szuka, a do tego wygląda jakby ktoś dał jej solidnie w nos... Może to przez torbę jaką przy sobie nosi?
Anrin
Dzień był chłodny i pochmurny. Idealny na wiele rzeczy, ale przebywanie na zewnątrz raczej nie należało do jednej z nich. Na szczęście dysponowałeś swoim przytulnym domkiem, spokojem, ciepłym napojem i grubym kocem. Myślałeś, że nic nie zmąci tego leniwego dnia. Nagle do drzwi rozległo się dość anemiczne pukanie... Raz, drugi, trzeci... Jeśli to gość, to wyjątkowo niecierpliwy.
***
Remilia, jak zawsze o tej porze siedziała na tarasie, delektując się herbatą. Parasol rzucał ledwie widoczny cień, bowiem słońce z monstrualnym wręcz trudem było w stanie przebić się przez gęste, kłębiaste chmury. Nieodzownym elementem scenerii była oczywiście Sakuya Izayoi, nie opuszczająca boku swej pani, by na bieżąco móc zatroszczyć się o potrzeby wampirzycy. Wiatr przemknął po białym marmurze unosząc niewidzialny pyłek... A był to bardzo zły podmuch. Zimny i wrogi... Taki, który dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze towarzyszył najbardziej przerażającym słowom władczyni Posiadłości Szkarłatnego Diabła:
- Sakuyo... Nudzę się... - powiedziała panna Scarlet tonem adekwatnym do przekazywanego komunikatu.
Panna Izayoi lekko drgnęła, ciężko było stwierdzić czy przez nagłe uderzenie chłodu, czy przez zwiastun rychłych kłopotów jakie zawsze niosły ze sobą te konkretne słowa jej pani.
- Tak pani...? - zapytała pokojówka, jak o sekundę za późno zreflektowała, odrobinkę drżącym głosem. Skarciła się w myślach.
- Nudzę się - Remilia w swej łaskawości postanowiła nie usłyszeć niepewnej nuty w wypowiedzi podwładnej. - Ta zima źle na mnie działa. Nie mam żadnego pomysłu jak zagospodarować sobie resztę dnia...
~Przynajmniej jedna z nas ma takie problemy...~ pomyślała Idealna Pokojówka, a jej doświadczenie w materii poruszonej przez starszą z sióstr Scarlet już podsunęło Sakuyi pomysł jak uniknąć jakiegoś dziwnej, niebezpiecznej i trudnej w realizacji fanaberii Remilii.
- Być może panna Patchouli będzie w stanie pani poradzić jakąś książkę... Ostatnio wspominała o tym jak niezwykle rozpowszechniona i fascynująca jest architektura starożytnego Rzymu.
Remilia drgnęła. Panna Izayoi przez chwilę miała szczerą nadzieję, że ruszy by zagłębić się w poleconej lekturze. Jednakże złowieszczy uśmiech Szkarłatnego Diabła szybko rozwiał wszelkie nadzieje pokojówki...
- Mam pomysł - obwieściła oczywiste wampirzyca.
- Zamieniam się w słuch - odparła Sakuya tonem dobitnie sugerującym, że wolałaby być bardzo daleko od włości swej pani...
AKT I: Momentary Life
Mercurius von Suzumien
Dni ostatnimi czasy mijały Ci leniwie i dość jednostajnie. Treningi, pojedynki z Twoją ulubioną wiedźmą, oraz inne rozrywki wypełniały grafik. Skoro już o tym ostatnim mowa, ścieżki przeznaczenia zawiodły Cię do wioski ludzi. Porozbijałeś się tu trochę, jak zawsze, aż tu nagle... O milimetry uniknąłeś staranowania przez coś względnie niewielkiego i granatowo-białego. Byłeś już gotów do walki, gdy zorientowałeś się, że coś co dopuściło się tak podstępnego ataku na Twoją osobę, było wróżką. Małą (bo niby metr dwadzieścia wzrostu to dużo?), czarnowłosą ślicznotką, ubraną w skromną i elegancką sukienkę z bufkami. Buzię miała zaczerwienioną (chyba od pędu chłodnego powietrza), jej skrzydełka ważki trzepotały zaskakująco równo trzymając ją na idealnym pułapie. Dziewczynka wzięła głębszy oddech i zapytała:
- Pan Mercurius von Suzumien? - jej głosik brzmiał dźwięcznie i przyjemnie. Jak mały dzwoneczek.
Przez ramię miała przerzuconą niewielką torbę.
Raion
Twój dzień był spokojny. Trochę za spokojny biorąc pod uwagę gdzie mieszkasz. Złowrogi spokój życia toczącego się tak w murach zamku jak i poza nimi zwyczajnie nie pasował. Nikt nie powodował kłopotów, a nawet nie hałasował w pałacu. Postanowiłeś połączyć przyjemne z przyjemniejszym i poczytać na blankach. Akurat byłeś w połowie bardzo szczegółowo opisanego pojedynku (ciut za szczegółowo, by dobrze się to czytało), gdy Twoich uszu dobiegło bzyczenie. Dość wysokie. Narastało. Rzuciłeś okiem dookoła siebie i bez większego trudu wychwyciłeś granatowo-białą kruszynkę, która mknęła w Twoją stronę z prędkością przeciętnej strzały. Gdy była bliżej zorientowałeś się, że jest to wróżka w stroju pokojówki. Wylądowała na murze. Bardzo było widać po niej zmęczenie. Spojrzała na Ciebie, biorąc kilka głębszych wdechów, w końcu zapytała, gdy przestało jej brakować tchu w płucach:
- Pan... Raion...?
Uokawa-chan
W świątyni Myouren ciężko o nudny dzień. Zawsze znajdzie się więcej pracy, niż jest rąk do działania. W tym względzie nie dało się popełnić błędu. Właśnie kończyłaś pomagać Kyouko w obowiązkach jakie miałyście wypełnić, gdy zostałaś zaatakowana! A raczej zamortyzowałaś nieudane lądowanie pewnej wróżki. Zderzenie było mało przyjemne, a spotkanie z twardą, zmarzniętą ziemią także do szczytu przyjemności nie należało, tym bardziej, że nieplanowany cios wypchnął Ci powietrze z płuc. Pierwsza doszłaś do siebie, więc miałaś okazję przyjrzeć się czarnowłosemu lotnikowi w stroju pokojówki, jakże charakterystycznym dla pewnej posiadłości w pobliżu Mglistego Jeziora. Dodatkowo mała miała przy sobie torbę z jakimiś papierzyskami. Kilka sekund po tym jak się podniosłaś z pozycji leżącej, skrzydełka ważki zaczęły trzepotać unosząc właścicielkę, która trzymała się za nosek, chyba dość mocno zbity sądząc po silnym łzawieniu.
- Prze-przepraszam... Pa-panienka Uokawa? - zagadnęła wróżka ciut wystraszonym tonem, gdy mniej-więcej doszła do siebie.
Kyouko oczywiście widziała całą sytuację, ale by jej starszosiostrowatości stało się zadość, zamiast Ci pomóc, stała z boku z uśmiechem od ucha do ucha, obserwując Waszą dwójkę. W końcu to nie ona oberwała małą torpedą...
Sakamoto Kazuma
Akurat pałętałeś się po lesie, słuchając i patrząc co ciekawego dzieje się w okolicy. Duchy roślin zazwyczaj nie są zbyt rozmowne, dopóki się ich nie zaczepi w odpowiedni sposób (a w zasadzie co duch to inna metoda), dlatego zazwyczaj lepiej jest je podsłuchiwać, niż ryzykować wdanie się w dyskusję. Często można było w ten sposób wychwycić wiele ciekawych rzeczy. Jak na przykład to, że w lesie zgubiła się wróżka w stroju pokojówki. Chyba kogoś szuka, a do tego wygląda jakby ktoś dał jej solidnie w nos... Może to przez torbę jaką przy sobie nosi?
Anrin
Dzień był chłodny i pochmurny. Idealny na wiele rzeczy, ale przebywanie na zewnątrz raczej nie należało do jednej z nich. Na szczęście dysponowałeś swoim przytulnym domkiem, spokojem, ciepłym napojem i grubym kocem. Myślałeś, że nic nie zmąci tego leniwego dnia. Nagle do drzwi rozległo się dość anemiczne pukanie... Raz, drugi, trzeci... Jeśli to gość, to wyjątkowo niecierpliwy.