Obudziłem się... W dobrze znanym sobie miejscu. Siedziałem nago na czarnym marmurowym tronie. Stał on na dwustopniowym podwyższeniu po środku obszernej komnaty, której granica wytyczała bezgraniczna ciemność. Zszedłem z tronu na wypolerowaną kamienną podłogę, której czarno-biały płyty były ułożone na planie szachownicy. Oddaliłem się od jedynego rozjaśnionego fragmentu komnaty zbliżając się do ściany cienia, której macki lizały krawędzie posadzki.
- Widzimy się ponownie.
Powiedziałem w otchłań. Ciemność odpowiedziała pojawieniem się licznych czerwonych par oczu. Wśród nich najjaśniej zalśniła jedyna para złotych, która groźnie je zmrużyła. Uśmiechnąłem się szczerząc kły.
- Bezimienny demonie, należymy do siebie, ty i ja. Nadal nie możesz, a może nie chcesz, tego pojąć.
Sięgnąłem ręką w mrok i wyrwałem z niego humonaidalną postać o czerwonych ślepiach, czarną niczym smoła. Krawędzie istoty promieniowały delikatnym białym światłem. Zacisnąłem pięść krusząc jej kręgi szyjne. Wijący się cień znieruchomiał, rozproszywszy się na liczne drobinki czerni i bieli. Sięgnąłem po kolejnego humanoida. Tym razem miał inny kształt. Znowu go uśmierciłem. I kolejny, i kolejny... Niektóre były podobne do siebie. Niektóre przedstawiały różne postaci. Mężczyzn, kobiety, dzieci. Wojowników, łowców, magów. Były wśród nich również demoniczne kształty. Nieumarli, wampiry, zjawy. Były też bestie, aż w końcu pozostała tylko para złotych oczu. Z każdą uśmierconą duszą czułem znaczny przypływ sił. Naczynie musiało zmienić swój kształt, by pomieścić w sobie nowe rezerwy energii. Stawałem się bestią. Każda istota, która musiała za mnie oddać życie... Z każdą śmiercią czułem, jak tracę resztki swojego człowieczeństwa. Czułem też, że zbliżam się do granicy między Swiatłem a Mrokiem, lecz stałem stabilnie po środku tej drogi. Nie odrzuciłem swojego człowieczeństwa, ale nie wyrzekłem się bestii. Ludzkie ideały, pierwotny instynkt przetrwania. Dobro i zło. Które z nich było prawidłowe? Która z tych dróg była prawdziwa? Żadna z nich. Będziesz zbyt blisko Światła - najpierw oślepniesz, a późńiej spłoniesz. Zejdziesz zbyt głęboko w Mrok - zboczysz z kursu i ogarnie cię obłęd. Żadna z nich, bowiem każda z tych dróg ma swe zakończenie. Łowcy, którzy byli zbyt oddani sprawie. Łowcy, którzy stracili wiarę i nie mogli wytrzymać już tego dłużej... Jaka motywacja stała za ich poświęceniem? Kto wie. Nie jesteśmy nimi. A martwi, niestety, głosu nie mają.
- Słyszysz mnie, prawda? Jesteśmy jednym i tym samym. Pomagałeś mi wiele razy, lecz i wiele razy próbowałeś mnie zniszczyć. Czego się boisz? Czy nie pragniesz żyć? Czy nie szukasz odpowiedzi na nurtujące nas pytania? Pomóż mi szukać. Dołącz do mnie i wspólnie stwierdzimy czym naprawdę jest życie.
...
Obudziłem się drżąc na całym ciele. Szybko złapałem powietrze i przełknąłęm ślinę. Kim była to istota? Do kogo należały te słowa? Potrząsnąłem głową. Cokolwiek to było... Może to była moja przyszłość. Albo moja przeszłość. Nie pamiętam. Wiem, że zawsze podążałem naprzód. Nie było innej drogi niż przeć do przodu. Nie było końca tej drogi. Byłem wiecznym wędrowcem i... Nie straciłem z oczu obranej przeze mnie ścieżki.
Rozejrzałem się jeśli tylko mogłem. Dalej nie czułem ciała.