- Pochodzę spoza Gensokyo, ze Świata Zewnętrznego. Tamtejsi ludzie osiągnęli wiele dzięki technologii, której tutaj brakuje. Zapomnieli z kolei o magii. Długa historia, możemy przełożyć to na inny dzień jeśli zechcesz słuchać. - Odpowiedziałem na pierwszą grupę pytań. Co do nieśmiertelności... - Nieśmiertelność... Wieczność, niezniszczalność, długowieczność. Rzeczywiście, trudne zagadnienie. Jeżeli odradzamy się, jak feniks z popiołów, bez przerwy reinkarnując w tym samym, niezmiennym ciele... Według takiej definicji nawet wróżki są nieśmiertelne. Ale znowu, temat rzeka, można to pozostawić na inny dzień.
Westchnąłem ciężo i oburącz przetarłem twarz. Ehhhh... Wracamy do punktu wyjścia. Przynajmniej w pytaniach i odpowiedziach. Ożywiłem się za to na myśl o pojedynku.
- Pięć minut mówisz? Nie nazwałbym siebie mężczyzną, gdybym nie wytrzymał pięciu minut... Zgoda. - Rozłożyłem ręce na boki. - Zaczynamy? Panie przodem.
Ukłoniłem się, uśmiechnąwszy od ucha do ucha. Oddałem inicjatywę, ponieważ nie wiedziałem czego się spodziewać, a nie chciałem ryzykować skokiem w paszczę lwa. Przeskakując z nogi na nogę byłem gotowy do uniknięcia ataku. Yuuka nie byłą moim jedynym przeciwnikiem. Całe pole słoneczników spiskowało przeciwko mnie. Nie ukryję się, gdyż te od radzu zdradzą moją pozycję. Nie wybrałem ani broni, ani pola walki. Brakowało mi informacji na temat oponenta. Sun Tzu przewraca się w grobie. Cóż począć? Zdać się na siebie. Jak zawsze. Zaufać swej intuicji i działać, by żyć.